tag:blogger.com,1999:blog-2484583068420326592024-02-07T05:41:22.331+01:00Machina parowaBlanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.comBlogger121125tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-6422785859205409022018-11-01T13:00:00.000+01:002018-11-01T13:00:14.403+01:00Pływanie w morzu możliwości<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Nad miastem wisi złowróżebna klątwa. Niekończąca się seria tragicznych wypadków pochłania dziesiątki śmiertelnych ofiar. Atmosfera w Krakowie jest tak gęsta, że gładko nie da się pokroić jej nawet maczetą. Dzieje się źle. Bez wątpienia. Tymczasem nasi dzielni bohaterowie spotykają się, by… Ratować miasto? Opracować plan zażegnania kataklizmu? Skądże. Pić piwo i zgodnie narzekać na nagle oszalałą rzeczywistość. Bo co innego mogliby zrobić?<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiO8dekCmsF_zHFyeUdnZwRbJW0o6ilkj1eyzHX-vRHNeOpPW8zuA8sg5q7opklR1YyEudvNmg64BT9rNj1wtTZOGZl5DAu-5EdzWi2kVD4HSTz3zEaPUb1xNfsYVFr5N477LnLH5Y8BWk/s1600/books-library-students-12064.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="607" data-original-width="1600" height="151" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiO8dekCmsF_zHFyeUdnZwRbJW0o6ilkj1eyzHX-vRHNeOpPW8zuA8sg5q7opklR1YyEudvNmg64BT9rNj1wtTZOGZl5DAu-5EdzWi2kVD4HSTz3zEaPUb1xNfsYVFr5N477LnLH5Y8BWk/s400/books-library-students-12064.jpg" width="400" /></a></div>
Pewnie już wspominałam o tym, że moim zdaniem dla początkujących graczy najtrudniejsze w RPG jest zmierzenie się z niczym nieograniczonymi możliwościami działania. Prowadzenie poprzez postawienie przed drużyną problemu i pozwolenie, aby gracze podeszli do sprawy w całkowicie dowolny sposób z założeniem improwizowania tego, co będzie się działo na sesji ściśle pod działanie bohaterów potrafi zmienić się pułapkę. Bo brak jasno i precyzyjnie określonego celu działań oraz wyraźnych drogowskazów wcale nie daje swobody, powoduje natomiast trudny do przezwyciężenia paraliż decyzyjny. Bo zamiast z rozkoszą pływać w bezkresnym morzu możliwości, gracze dryfują na falach, niepewni, w którą należy zwrócić się stronę i co właściwie zrobić, żeby nie było to głupie, żenujące i bezsensowne (niepotrzebne skreślić).<br />
<br />
Od początku powtarzam moim graczom, że najważniejsze aby podczas sesji byli aktywni. Podkreślam, że nie ma czegoś takiego jak złe działanie, a porażki często prowadzą do fantastycznych scen oraz ekscytujących zwrotów fabuły, więc nie należy się ich bać. I co z tego? Ano nic, bo moich graczy mimo tych litanii podczas ostatniej sesji również dopadł wspomniany paraliż decyzyjny. Doskonale widziałam te niepewne miny, kiedy wypowiedziałam ostatnie słowa prologu, bo pierwsze zdania, które padły na sesji wcale nie pchnęły ich w żadnym konkretnym kierunku. Żeby im pomóc, dodałam parę dodatkowych zdań, podkreślając, że teraz wszystko zależy od nich, poza tym jednak zdecydowałam się czekać na inicjatywę z ich strony - mimo że widziałam, że jest im trudno. Nie chciałam pomagać im nadmiernie, bo staram się budować w nich samodzielność działania, a sposób myślenia odrywać coraz bardziej od schematów, które znają z gier komputerowych.<br />
<br />
Cała ta moja edukacyjna misja odbiła się od muru ciszy. Tych kilkadziesiąt sekund było dla mnie bardzo męczącym doświadczeniem, bo w podobnych sytuacjach zawsze czuję, że w jakiś sposób zawiodłam jako Mistrzyni Gry. Na szczęście gracze zaskoczyli - do tego w bardzo fajny sposób. Nie do końca wiedzieli, jakie konkretnie mają opcje działania, więc zaczęli odgrywać postaci i <i>in character</i> omawiać wydarzenia z ostatniej sesji, a z tej rozmowy szybko wyklarował się plan zawierający miejsca do sprawdzenia oraz osoby do wypytania. Ogromnie mnie to cieszy, bo doskonale pamiętam, że na pierwszej sesji w ogóle mówienie w pierwszej osobie przy stole było dla nich dziwne i przychodziło z trudem.<br />
<br />
Dalej była już dość typowa sesja ukierunkowana na zbieranie informacji o głównym złym (czy aby na pewno takim złym?) oraz poszukiwanie pewnej bardzo ważnej książki, która (miejmy nadzieję..?) rozwieje wszystkie wątpliwości i sprawi, że akcja z kopyta ruszy do przodu. Po drodze trochę przeszkadzała rzeczona klątwa, drużyna wpadła też w macki uniwersyteckiej biurokracji i zaciągnęła dług u pewnego przestępcy (cieszy mnie ten NPC niesamowicie, bo wymyślił go gracz, a ja tylko dodawałam na bieżąco kolejne szczegóły). Całość skończyła się w Czytelni Starych Druków Biblioteki Jagiellońskiej, gdzie grupa pochylona nad z trudem wydartym systemowi woluminem za chwilę przeniesienie w czasie o kilkaset lat wstecz...</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-35222622504452850692018-10-18T16:02:00.001+02:002018-10-18T16:02:24.969+02:00Gotowe scenariusze, które mogłabym poprowadzić<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Zakończyła się XX. edycja Quentina, <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2018/09/hotel-arkona-w-praktyce.html" target="_blank">niedawno poprowadziłam sesję w oparciu o jeden z konkursowych scenariuszy</a> - "Hotel Arkona" autorstwa Katarzyny Kraińskiej, a do tego <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2018/09/quentin-pozegnanie-z-kapitua-i.html" target="_blank">pod ostatnim wpisem na blogu rozpętała się bardzo ciekawa dyskusja o kształcie konkursu</a>. Nic więc dziwnego, że ostatnio moje myśli nakierowane są właśnie scenariusze RPG. "Hotel…" ogromnie mi się spodobał, jestem też fanką wielu innych quentinowych scenariuszy - zarówno z tej edycji, jak i z poprzednich - a jednak takich, po które rzeczywiście byłabym gotowa sięgnąć jest niewiele. Za to przewinęło się przez Quentina całe mnóstwo scenariuszy, których - mimo że oferowały coś fajnego - nigdy nie zdecydowałabym się poprowadzić.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhT8cF8JO6Z-61shybBY2Tetf26VQTXW-da3Rqw-usmb68LE-kHtKknQ5zOmDBwwDAGMw8ONzg_T2yI27fASQo6TKw4eyotvtoSUqkQm42LIi1lg8KGILydb1NqNjy1jGh3wFWyKyXFNTY/s1600/45267454011_ec79ae0fe1_b.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="768" data-original-width="1024" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhT8cF8JO6Z-61shybBY2Tetf26VQTXW-da3Rqw-usmb68LE-kHtKknQ5zOmDBwwDAGMw8ONzg_T2yI27fASQo6TKw4eyotvtoSUqkQm42LIi1lg8KGILydb1NqNjy1jGh3wFWyKyXFNTY/s400/45267454011_ec79ae0fe1_b.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
Na wstępie muszę przyznać, że prowadzenie gotowych scenariuszy wcale nie jest dla mnie łatwiejsze niż samodzielne wymyślanie sesji od A do Z. Nie ma specjalnych trudności jeżeli chodzi o tworzenie fabuły, a do tego, kiedy sesję przygotowuję sama łatwiej mi improwizować i reagować na oryginalne działania graczy. Nawet jeżeli nie spisuję zbyt dokładnie swoich pomysłów, to jednak wielokrotnie obracam w głowie dany koncept tak, że kiedy już przychodzi do prowadzenia znam go na wylot i mogę swobodnie poruszać się w jego (szerokich) ramach. Co więcej, nie prowadzę długich, ciągnących się latami kampanii. Najbardziej lubię historie zamykające się w 4-6 sesji, a więc takie, które nie męczą mnie ani graczy do tego stopnia, że potrzebujemy przerywników.<br />
<br />
Z wymienionych wyżej powodów bardzo wiele wymagam od gotowego materiału. To musi być rzecz naprawdę doskonale przygotowana, abym zdecydowała się ją wykorzystać. Oczekuję, że taki gotowiec oszczędzi mi długich przygotowań (jestem z tych patologicznie dokładnie przygotowujących się...) i przyspieszy znacząco cały proces prowadzący od koncepcji do samej sesji, a przy tym pozwoli mi razem z graczami stworzyć fajną, poruszającą historię. Nie wystarczy, aby scenariusz był oryginalny, ciekawy czy po prostu spoko. Musi być dopieszczony pod względem...<br />
<br />
<b>TREŚCI</b><br />
I takiej naprawdę konkretnej. Nie chcę, aby scenariusz był pomysłem na przygodę, który przed sesją muszę samodzielnie wypełnić, ale by oferował mi kompletny materiał, który wypełni sesję od początku do końca - w ten, czy inny sposób.<br />
<br />
Owa treść musi być nie tylko kompletna, ale w jakiś sposób chwytać mnie za serce i do tego mi odpowiadać. Mam wrażenie, że w tym punkcie zdecydowanie lepiej sprawdzają się scenariusze z gotowymi postaciami, bo to pozwala na stworzenie bardziej osobistej fabuły, która niesie większy ładunek emocjonalny. Nie twierdzę jednocześnie, żeby bez gotowych bohaterów się nie da, rozumiem też, że dla kogoś opieranie fabuły na pregenerowanych postaciach może być zabieraniem części <i>funu </i>graczom, niemniej ja gotowej drużynie niezmiennie daję okejkę.<br />
<b><br /></b>
<b>PORZĄDKU</b><br />
Scenariusz to tekst użytkowy, nie oczekuję więc, aby mnie zaskakiwał czy szokował - przeciwnie, chcę zawsze, w każdym przypadku, aby podawał mi wszystkie tajemnice na talerzu już od pierwszej strony w jasny, zrozumiały sposób. Tak, żebym już po jednokrotnej lekturze wiedziała o co chodzi w przygodzie i jak mniej więcej będę chciała ją poprowadzić.<br />
<br />
Zaznaczam jednak, że tekst na tyle skomplikowany, że wymaga ode mnie, abym sięgnęła po niego kilkukrotnie przed sesją czy nawet zrobiła jakieś notatki jest w porządku. Pod warunkiem, że ta konieczność nie wynika z tego, że muszę każdą istotną informację wyłuskiwać z morza chaosu. Wierzę, że nawet najbardziej skomplikowaną fabułę da się przedstawić jasno i zrozumiale, przy tym muszę zaznaczyć, że na owo przedstawienie składa się zarówno język, jak i sposób prezentacji treści (zwartym blokom tekstu mówię stanowcze nie, za to przytulam do serca schematy i grafy).<br />
<br />
<b>MECHANIKI</b><br />
W tym punkcie ponownie powraca kwestia oszczędności czasu. Doszywanie mechaniki do cudzych pomysłów jest dla mnie bardziej czasochłonne niż robienie tego w przypadku swoich własnych koncepcji. Szczególnie, jeżeli rzecz dotyczy systemu, który dopiero poznaję lub po prostu znam słabo. Stąd, gotowa mechanika jest dla mnie absolutnym <i>must have</i>.<br />
<br />
<b>KLIMATU, KTÓRY CZUJĘ</b><br />
To już bardzo subiektywna sprawa, bo przecież wiadomo, że są gusta i guściki, a coś co mnie kompletnie nie pasuje dla kogoś innego będzie spełnieniem GM-owych marzeń. Zagrać mogę w dosłownie wszystko, ale prowadzić - niekoniecznie. Z tego powodu rewelacyjny scenariusz "Dobrze, szybko i tanio", <i>close second</i> tegorocznej edycji Quentina, będę raczej podziwiać z daleka.<br />
<br />
*<br />
Jak widać, w scenariuszach RPG szukam bardzo konkretnych elementów - na szczęście, nie jestem już członkinią Kapituły Quentina, więc nikt nie musi się specjalnie liczyć z moim zdaniem. Każdemu według jego potrzeb, wiadomo.<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
photo credit: musiconator <a href="http://www.flickr.com/photos/128394987@N04/45267454011">Mini-dungeon</a> via <a href="http://photopin.com/">photopin</a> <a href="https://creativecommons.org/licenses/by-nc-sa/2.0/">(license)</a></div>
</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-37599359645241535452018-10-01T21:07:00.001+02:002018-10-01T21:07:55.414+02:00Mrok tuż za progiem<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Lubię World of Darkness za to, że pozwala mi pokazać świat, w którym żyję na co dzień z zupełnie innej strony - ożywione na sesji miejskie legendy i opowiadane na nowo baśnie brzmią zupełnie inaczej, kiedy przychodzi się z nimi zmierzyć na własnym podwórku. Uważam, że nie ma nic lepszego niż ten moment, kiedy tuż po wyjściu z sesji przechodzi obok tamtego domu, w którym straszy, dlatego niedawno poprowadziłam moim graczom kolejną sesję - Świat Mroku w Krakowie.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgopvPbkuyaL1hTZuTGefLh1dNW1pg2t2FYvUsZj89E7cgihv_OGqF93vov7wr2E6Za3FAL_0o7-6zKgeSirqr_1E7CWFPJ9Ajh8eTXSGb-xrluJv3DrKj-Kme4ZdvCBKhf-7tw0vMw4Mk/s1600/jasimalgosia_ebatory.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgopvPbkuyaL1hTZuTGefLh1dNW1pg2t2FYvUsZj89E7cgihv_OGqF93vov7wr2E6Za3FAL_0o7-6zKgeSirqr_1E7CWFPJ9Ajh8eTXSGb-xrluJv3DrKj-Kme4ZdvCBKhf-7tw0vMw4Mk/s400/jasimalgosia_ebatory.png" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption">Hansel and Gretel by Arthur Rackham | Portret Elżbety Batory z 1585 r.</td></tr>
</tbody></table>
Początkowo chciałam poprowadzić kolejny jednostrzał z gotowymi bohaterami, pomyślałam jednak, że najwyższa pora, aby moi graczy dowiedzieli się, jak to jest grać zrobioną przez siebie postacią - w końcu to już trzecia sesja! Kiedy mam okazję uczestniczyć w sesji jako gracz to właśnie tworzenie postaci - wymyślanie kim ona jest, co robi, w czym jest dobra i kim są jej przyjaciele - stanowi ogromną część <i>funu</i>, jaki czerpię z RPG, nic więc dziwnego, że chciałam pokazać moim graczom tę część hobby. Jednocześnie, żeby ci bohaterowie mogli faktycznie trochę podziałać w świecie, zdecydowałam, że tym razem będzie to dłuższa historia. Wszystko wskazuje więc na to, że stoję właśnie tuż za progiem mini kampanii - myślę, że rozegranie tego, co mam w głowie powinno zająć w sumie jakieś 3-4 sesje, przynajmniej na ten moment. Może być tego trochę więcej, w zależności od chęci i inwencji graczy, ale na pewno nie dużo więcej, bo dla mnie 6-8 sesji to maksimum, bo chociaż lubię prowadzić długie historie to możliwości czasowe sprawiają, że te naprawdę długaśne nigdy się nie kończą. A ja bardziej lubię rzeczy, które są skończone.<br />
<br />
*<br />
Oczywiście, z tworzeniem postaci nie zostawiłam moich graczy sama i pomagałam jak mogłam. Ostatecznie na sesji pojawili się policjant z powołania, aspołeczna pani doktor oraz dziennikarka z podrzędnej gazety marząca o wielkiej reporterskiej karierze. Jeśli o mnie chodzi - bardzo przyjemny zestaw.<br />
<br />
*<br />
Rzecz działa się w Nowej Hucie, bo tam właśnie mieszkają gracze, u których spotykamy się na sesje, a główną inspiracją była dla mnie… nowo powstała lodziarnia. Lody u babci Lucyny to krakowskie odkrycie tego lata, miejsce o którym <a href="http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,107881,23762123,babcia-lucyna-ma-79-lat-i-wlasnie-zalozyla-lodziarnie-to-nie.html" target="_blank">przeczytałam w tym miejscu</a>. Sprawa jest z rodzaju tych sympatycznych: 79-letnia, bardzo miła pani założyła swój pierwszy w życiu biznes i odniosła spory sukces. Moje pierwsze skojarzenie to historia o Jasiu i Małgosi. Nie trudno się domyślić, że w mojej wersji Krakowa babcia Lucyna wcale nie była tym za kogo się podawała, a sprzedaż lodów była tylko przykrywką by mogła uprawiać swój niecny proceder. Pożeranie dzieci rodem z baśni braci Grimm wydało mi się jednak nieco zbyt groteskowe, jak na sesję rozgrywaną współcześnie, dlatego historię złej czarownicy połączyłam z legendą o Elżbiecie Batory, kąpiącej się we krwi, aby zachować młodość. Czarownica nazywała się Morana (współcześnie Marzanna) i co 50 lat porywała trójkę dzieci, aby odmłodzić się, korzystając z ich czystych dusz i mrocznej magii i… Osiągnąć coś jeszcze. O tym, co dokładnie moi gracze przekonają się na kolejnej sesji.<br />
<br />
*<br />
Sesja zaczynała się od narracyjnego ozdobnika, ale bohaterowie graczy szybko znajdowali się w centrum wydarzeń - nad ciałem jeszcze żywego, ale już gasnącego dziecka, z jego zrozpaczonymi rodzicami na karkach i całą masą pytań w głowach. Zgodnie z moimi przewidywaniami poruszanie się po całkowicie otwartym świecie i samodzielne prowadzenie śledztwa od początku do końca sprawiło drużynie pewną trudność - jednak ograniczony sztywnymi ramami świat (zabieg, jaki zastosowany został w "Hotelu Arkona" - koniecznie rzućcie okiem na <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2018/09/hotel-arkona-w-praktyce.html" target="_blank">komentarze pod tym wpisem</a>) fajnie buduje pewność w działaniu u początkujących graczy poprzez pewne ograniczenie możliwości. Stanęło na tym, że trochę musiałam pomóc - stworzyłam parę odpowiednich koneksji dla postaci graczy, tak żeby NPC mogli wesprzeć ich w odkrywaniu kolejnych tajemnic. Życie ostatniej ofiary przewidzianej na tej cykl udało się ocalić, a czarownica nie mogąc dokończyć zaklęcia zestarzała się w sekundę i rozsypała w proch. Bardzo, bardzo stary proch. Ostatecznie jednak rozwiązanie sprawy przyniosło więcej pytań niż odpowiedzi, a moim celem było z mojej perspektywy przede wszystkim budowanie gruntu pod kolejną - pod tym względem wyszło bardzo fajnie i oceniam sesję jako naprawdę udany prolog. I czekam na więcej.<br />
<br />
Myślę, że wszyscy czekamy.<br />
<br />
*<br />
Na koniec, <a href="https://youtu.be/cwbCZ5mDZWM" target="_blank">inspiracja muzyczna</a>.</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-48707716216866618752018-09-22T11:09:00.000+02:002018-09-22T11:09:48.005+02:00Quentin: pożegnanie z Kapitułą i przemyślenia dot. konkursu<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEQgzMzPzTixNKO4feSonjtkHXNNB3r1o3XM2GZpcdhzIVURoCUnPpsOkjXQAoFsZ7PUY42Dgws1YfaBHGyesNNO1tFpCekWkpxT6Jhrq-lyS_pYMBji2pE6UU_lkXL4pseNu8khtJh1U/s1600/41932706_379510402587969_8125372933351669760_n.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="874" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEQgzMzPzTixNKO4feSonjtkHXNNB3r1o3XM2GZpcdhzIVURoCUnPpsOkjXQAoFsZ7PUY42Dgws1YfaBHGyesNNO1tFpCekWkpxT6Jhrq-lyS_pYMBji2pE6UU_lkXL4pseNu8khtJh1U/s320/41932706_379510402587969_8125372933351669760_n.jpg" width="310" /></a></div>
Po pięciu latach nadszedł w końcu czas pożegnania z Kapitułą. Tegoroczna, jubileuszowa edycja pokazała, że <a href="http://kwentin.vot.pl/" target="_blank">Quentinowi</a> wcale nie trzeba jeszcze kopać grobu, ale jednocześnie udowodniła mi, że nie będę mogła przeznaczyć na konkurs tyle czasu, ile mu się należy. Do tej pory nie poświęciłam Quentinowi na blogu zbyt dużo miejsca, pomyślałam więc, że moje rozstanie z konkursem to dobra okazja, by podzielić się tu przemyśleniami na jego temat.<br />
<br />
*<br />
Mam wrażenie, że Quentin nie cieszy się zbyt dobrą prasą. Zarzuty wobec konkursu od lat są te same i myślę, że z powodzeniem można sprowadzić je do następującego zdania: "W Quentinie wygrywają pięknie zilustrowane opowiadania napisane przez znajomków". O tym, jak konkurs wygląda w rzeczywistości pisałam tuż po tym, jak dobiegła końca moja pierwsza kadencja w Kapitule, więc Was <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2013/09/quentin-po-drugiej-stronie-barykady.html" target="_blank">odsyłam do wpisu z 2013 roku</a>.<br />
<br />
*<br />
Jednocześnie, nie ulega wątpliwości, że formuła konkursu wymaga pewnego unowocześnienia. Jasno pokazała to tegoroczna klęska urodzaju, która zaskoczyła wszystkich, z jurorami na czele. Pojawiły się głosy, że uważne przeczytanie i ocenienie 23 prac w parę tygodni jest niemożliwe, a członkowie Kapituły w związku z tym (ale, oczywiście, nie tylko) nie będą w stanie powiedzieć autorom scenariuszy absolutnie nic wartościowego. Nie zamierzam się wypowiadać o "nie tylko", bo to, że środowisko RPG-owców pełne jest wzajemnych animozji nie jest dla nikogo żadną tajemnicą. Chciałabym natomiast odpowiedzieć nieco o tym, jak w praktyce wyglądała lektura scenariuszy ‘18, ile zabrała czasu i jak przebiegało ocenianie prac konkursowych - przynajmniej z mojej, wąskiej perspektywy. Jeżeli macie ochotę czytać dalej niniejszy tekst, polecam rzucić okiem na aktualnie obowiązujący <a href="http://kwentin.vot.pl/?page_id=13" target="_blank">regulamin konkursu Quentin</a>.<br />
<br />
*<br />
Nie ukrywam, że nagły wybuch zainteresowania konkursem zaskoczył mnie równie mocno, jak wszystkich innych dookoła. Pamiętam, że w dzień, w który mijał termin przyjmowania prac akurat grałam sesję, więc siłą rzeczy Quentin był fajnym tematem do rozmowy przed rozpoczęciem przygody. Pamiętam, że opowiadałam, iż przed upływem deadline’u przyszło bodajże 8 prac i nie spodziewam się, aby miało być ich znacznie więcej, także na pewno ze wszystkim zdążę. Pamiętam też, jak po wyjściu z sesji zerknęłam na konwersację Kapituły, żeby dowiedzieć się, że scenariuszy jest 23. Domyślacie się pewnie, że nieco zrzedła mi mina. Przeczytać z mózgiem 677 stron na czas to jednak zadanie nie w kij dmuchał.<br />
<br />
*<br />
Mam to szczęście, że szybko i z uwagą przyswajam słowo pisane, chociaż nawet dla mnie ponad prawie 700 stron to dużo. Szczególnie, kiedy nie chce się skrzywdzić żadnego autora.<br />
<br />
Scenariusze, które na Quentina przysłano w tym roku czytałam w kolejności, w jakiej pojawiły się na wirtualnym biurku sekretarza Kapituły. Wszystkie 23 teksty przeczytałam uważnie jeden raz, za każdym razem robiąc podczas lektury możliwie dokładne notatki w przeznaczonym na nie, zbiorczym dokumencie. Zapisywałam zarówno uwagi dotyczące bardzo konkretnych elementów pracy (np. konkretny opis w pracy X na stronie Y jest określony jako Z), jak i ogólne wrażenia (np. praca A ma układ sprzyjający wykorzystaniu przez MG). Zawsze na Quentina przychodzą prace bardzo słabe, średnie oraz bardzo dobre. Te najgorsze, które popełniają karygodne błędy, po prostu nie są scenariuszami czy wymagają jeszcze ogromu pracy można łatwo wskazać i odrzucić. To właśnie zrobiłam w podczas pierwszej lektury. Dodatkowo, prace które szczególnie mi się spodobały zaznaczałam sobie, pogrubiając tytuł.<br />
<br />
Później przyszedł etap pisania komentarzy na podstawie notatek oraz prowadzonych na konwersacji Kapituły dyskusji. Oczywiście, każdy z nas pisze opinie zgodnie ze swoją RPG-ową wrażliwością (co za górnolotne określenie), jednak wymiana poglądów przed nadaniem komentarzom ostatecznej formy jest bardzo pomocna. Ktoś może zwrócić uwagę na jakiś aspekt, który ja przeoczyłam lub pokazać mi element, który wyjątkowo mi się nie spodobał w zupełnie innym świetle.<br />
<br />
Po napisaniu wszystkich recenzji można teoretycznie przystąpić do głosowania. Dla mnie był to moment na ponowną lekturę notatek oraz scenariuszy, których tytuły wcześniej pogrubiłam. Nie było to już czytanie tak uważne, jak za pierwszym razem, niemniej w tak mocno obsadzonej edycji moim zdaniem - absolutnie konieczne, aby nikogo nie skrzywdzić i sprawiedliwie przyznać punkty.<br />
<br />
*<br />
Jak widać, w tym roku z Quentinem było wyjątkowo dużo roboty. XX. edycja pokazała, że konkurs wcale nie stoi jedną nogą w grobie, ale zwyczajnie wymagał lepszej promocji. Jednocześnie jednak należałoby pewne rzeczy zmienić, żeby mieć pewność, że prace konkursowe oceniane są z należytą uwagą. Szczególnie jeżeli z optymizmem patrzy się w przyszłość. Mnie przychodzą do głowy następujące rzeczy:<br />
<br />
<br />
<ul style="text-align: left;">
<li><b>CZAS</b>: bez wątpienia powinno być więcej czasu na lekturę scenariuszy, oczywistym rozwiązaniem problemu wydaje się wcześniejsze ogłoszenie konkursu i ustalenie deadline’u na lipiec.</li>
<li><b>KOMENTARZE</b>: uważam, że to właśnie zaangażowanie Kapituły w ocenę prac jest najważniejszą wartością konkursu, zastanawiam się jednak, czy rzeczywiście wszystkie scenariusze zasługują na rozbudowane recenzje. Z pewnością scenariusze finalistów powinny być recenzowane. Nie ma jednak powodu, aby znęcać się nad tymi najgorszymi pracami. Myślę, że wystarczyłoby, aby te prace, które przepadną w pierwszym głosowaniu otrzymywały tylko notatkę pt. "Trzy rzeczy, które możesz poprawić". Niech opinia Kapituły rzeczywiście będzie nagrodą, o którą trzeba zawalczyć.</li>
<li><b>LIMIT ZNAKÓW</b>: być może trzeba go zmniejszyć, na pewno trzeba go przestrzegać. "Wieczór świata tego" bezwzględnie powinien być zdyskwalifikowany z powodu przekroczenia dopuszczalnego limitu znaków i mówię to mimo że scenariusz naprawdę mi się podobał. Zdecydowanie Kapituła powinna mieć więcej stanowczości w pilnowaniu kwestii formalnych.</li>
</ul>
Cieszę się na kolejną edycję Quentina i mam nadzieję, że będzie ona równie bogata w świetne prace, jak obecna. Jednocześnie, świadomość, że ktoś inny dokona wstępnej selekcji, a ja będę czytać wyłącznie te najlepsze scenariusze jest dla mnie bardzo miła.<br />
<br />
<br /></div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-3292075469213803022018-09-14T13:33:00.001+02:002018-11-01T13:00:36.129+01:00"Hotel Arkona" w praktyce<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
"Hotel Arkona" to jeden ze scenariuszy, które musiałam przeczytać w ramach tegorocznej edycji Quentina. Z tym, że w przypadku "Hotelu..." ten przymus to była akurat sama przyjemność. Odkąd grzeję stołek w Kapitule nigdy jeszcze nie przyszedł na konkurs tekst, który z miejsca chciałabym tak bardzo poprowadzić. Jako że aktualnie wychowuję sobie grupę graczy o bardzo zawyżonych standardach RPG-owych postanowiłam, że właśnie na nich sprawdzę, jak "Hotel Arkona" daje sobie radę w sesyjnej praktyce.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4hf_x4YBnvBSIxuGCGeTr39y5VQc8cr9PcUwQA-i44pRQapA7TYSqx_eKzpopEqG3LEzxqwKJveH6COhSj0O0KWgWO7X3fWv4jBOSiArUCwSQ6sFBZFOdRg3vIjUXc69fC4IIUPnsNBI/s1600/hotelarkona.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="1600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4hf_x4YBnvBSIxuGCGeTr39y5VQc8cr9PcUwQA-i44pRQapA7TYSqx_eKzpopEqG3LEzxqwKJveH6COhSj0O0KWgWO7X3fWv4jBOSiArUCwSQ6sFBZFOdRg3vIjUXc69fC4IIUPnsNBI/s400/hotelarkona.png" width="400" /></a></div>
<span id="goog_1198163593"></span><span id="goog_1198163594"></span><br />
Scenariusz "Hotel Arkona" to praca autorstwa Katarzyny Kraińskiej - konkursowy pdf możecie <a href="http://kwentin.vot.pl/?page_id=3792" target="_blank">pobrać w tym miejscu</a>.<br />
<blockquote class="tr_bq">
Rok temu czwórka detektywów z tajnej rosyjskiej organizacji łowieckiej przeżyła spotkanie z wampirem. Mimo piętna, które potyczka odcisnęła na drużynie, jej członkowie wciąż pracują i trzymają się razem. Ich najnowsza misja rozegra się w środku dziewiczych lasów Komi: bohaterowie muszą zbadać, co lub kto stoi za tajemniczymi zaginięciami w luksusowym, odciętym od świata hotelu Arkona.</blockquote>
<br />
*<br />
Kiedy <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2018/08/moj-powrot-w-przestworza.html" target="_blank">prowadziłam moim świeżynkom ich pierwszą w życiu sesję</a> brakowało nam jednej osoby przy stole. Przez to wynikły pewne trudności z dopasowaniem postaci do graczy - w pewnym stopniu musiałam narzucić wybór postaci, aby fabuła trzymała się kupy. Tym razem chciałam uniknąć takiej sytuacji, żeby nikt nie czuł się poszkodowany, dlatego pozwoliłam wybierać graczom postaci wedle woli. Tak się jednak składa, że moja drużyna ma nieco nietypową w środowisku RPG-owym demografię, bo gracze to trzy panie i jeden pan. Danie graczom wolnej ręki zmusiło mnie do wprowadzenia zmian w scenariuszu, których autorka nie doradzała. W ten sposób Kirył stał się Katią, a Wiktor - Wiktorią.<br />
<br />
Przemiana Kiryła w kobietę raczej nie budzi żadnych wątpliwości, nieco trudniej było natomiast z Wiktorem, którego osobista stawka opierała się na istnieniu spodziewającej się dziecka narzeczonej. Nie chciałam kompletnie zmieniać tej postaci i wprowadzać zupełnie odmiennych osobistych dylematów. Założyłam, że Wiktoria ma narzeczonego, którego grupa uratowała podczas poprzedniej misji i marzy o dziecku, jednak jest bezpłodna. W scenie rozmowy telefonicznej (u mnie na sesji to akurat był mail) dowiaduje się od ukochanego, że ten zbadał sprawę, porozmawiał z kim trzeba i teraz mają szansę, aby zostać adopcyjnymi rodzicami. Nie jest to może własne dziecko z krwi i kości do którego trzeba wracać za wszelką cenę, ale tak czy siak zamiana świetnie zdała egzamin i Wiktoria zagrała na sesji doskonale.<br />
<br />
Przez chwilę zastanawiałam się także, czy dla komfortu niezbyt doświadczonych RPG-owo uczestników sesji nie przepisać całego scenariusza z sugerowanej mechaniki Świata Mroku na znaną już grupie Lady Blackbird. Pomysł porzuciłam, kiedy sami zainteresowani na pytanie czy czują się na siłach poznawać nową mechanikę odpowiedzieli "Dawaj!".<br />
<br />
*<br />
Dla trójki spośród moich graczy (Nastazja, Wiktoria, Dymitr) to była druga sesja w życiu, z kolei dla jednej osoby (Katia) - pierwsza. "Hotel Arkona" nie wydaje mi się wprawdzie najlepszym wyborem dla bardzo początkujących osób, ale tak strasznie mi się ten scenariusz podoba, że chciałam poprowadzić go już, teraz, zaraz, natychmiast, co więcej z całym mnóstwem narracyjnych, handoutowych i muzycznych ozdobników. Nie mogę powiedzieć, że to był błąd, bo wspomniana na początku trójka świetnie udźwignęła ciężar fabuły. Trochę natomiast przeszkadzała graczka wcielająca się w postać Katii, mam jednak wrażenie, że to raczej kwestia niedopasowania osobowościowego niż samego scenariusza - nie znałam jej wcześniej, a okazała się osobą, z którą niekoniecznie chciałabym jeszcze kiedyś grać (nawet jeżeli chętnie poszłabym z nią na piwo). Pech (a może szczęście?) chciał, że w pewnym momencie oznajmiła, że musi wyjść o 21.30. Nie chciałam dzielić scenariusza na dwie sesje, więc popchnęłam nieco fabułę do przodu, a kiedy drużyna spotkała się z Żywią ta w zamian za informacje wzięła sobie ofiarę - przywódczyni grupy została przez wodnego demona wciągnięta w toń. Nie jest to, oczywiście, wyrafinowane rozwiązanie, z którego jestem dumna - przeciwnie. Był to jednak jedyny sposób, który w tamtym momencie przyszedł mi do głowy, aby uratować sesję dla pozostałych graczy i pozwolić im dotrwać do wielkiego finału.<br />
<br />
*<br />
W zasadzie, poza wymienionymi wyżej, nie poczyniłam specjalnych zmian w samej fabule "Hotelu...". Pozostałe były już zupełnie kosmetyczne, chociaż jestem z nich ogromnie zadowolona. Pierwszą scenę, narracyjny ozdobnik, pokazujący ciemny pokój z Antonem, rozbudowałam znacznie, tak żeby lepiej pasowała mi do muzyki - w prologu wykorzystałam utwór <a href="https://youtu.be/-00Y3RosluQ" target="_blank">"Nieznajomy" w wykonaniu zespołu Tulia</a>. Z kolei podczas zakończenia (planowałam wykorzystać ją w obu proponowanych wersjach) leciała piosenka <a href="https://youtu.be/69OYpJko3oQ" target="_blank">"Jeszcze Cię nie ma"</a> tego samego wykonawcy. Jak nie lubię na sesjach śpiewanych utworów, tak tu wpasowały się świetnie i zbudowały obłędny klimat.<br />
<br />
*<br />
Sam scenariusz na mojej sesji zagrał wyśmienicie. Prolog był bardzo mocną sceną otwarcia. Podczas snu Nastazji napięcie nieco opadło, a sytuacja wymagała krótkiego doprecyzowania poza światem gry - myślę, że taki przeskok od opisu, z którym nie można nic zrobić do sceny, w której nic do końca nie dzieje się naprawdę to jednak było trochę zbyt wiele dla osób początkujących. Zwłaszcza, że ich pierwsza sesja była pełna akcji i radosnego turlania kostkami. Gracze jednak szybciutko ogarnęli temat, a prośba o pomoc i przebudzenie Nastazji wypadły odpowiednio dramatycznie.Później było tradycyjne śledztwo, kręcenie się po hotelu, wypytywanie obsługi - upiornie sympatycznej recepcjonistki, absurdalnie dokładnej pokojówki i dziwnego kelnera. Odgrywanie pracowników Arkony wyszło mi naprawdę dobrze i myślę, że każdy z nich dawał odmienny <i>creepy feel</i>.<br />
<br />
Ciekawym elementem błądzenia od jednej wskazówki do drugiej były przebłyski z alternatywnej rzeczywistości - szczególnie dotkliwie odebrana została kwestia granatu niszczącego istoty nadnaturalne, który zniknął z bagażu Dymitra. Miałam takie poczucie, że graczowi wcielającemu się w tę postać było zwyczajnie przykro, że broń, na którą bardzo liczył i która w jakimś stopniu stanowiła o fajności jego postaci po prostu zniknęła. Oświadczyłam to dość stanowczo i gracz czuł, że nie będzie w tej sprawie żadnej dyskusji - wiem, że nie czuł się z tym dobrze. Myślę, że to wynikło to trochę z faktu, że wciąż jeszcze słabo znamy się RPG-owo, więc nie wiedział, że normalnie nigdy nie robię takich rzeczy, tj. nie pozbawiam BG jego fajności (czymkolwiek by ta fajność nie była) ot tak, po prostu. Jeżeli już to robię to buduję na tym sceny i ten brak staje się ważną częścią fabuły, tak żeby utracenie tej fajności samo w sobie było... Fajne. Pewnie gdyby drużyna znała mnie dłużej od strony prowadzenia od razu zorientowaliby się, że zniknięcie granatu to nie jest prostacka złośliwość, ale ważna wskazówka, która może ich doprowadzić do rozwiązania zagadki.<br />
<br />
Drużyna dość długo kluczyła, przeskakując od jednej poszlaki do drugiej. Wyjątkowe zainteresowanie wzbudziło lecznicze źródło, w którym wszyscy nurkowali, próbują zbadać dno oraz rzeźba Konstantego, swoje pięć minut miała też pokojówka, którą Dymitr podejrzewał o kradzież granatu. Do sprawy wampira moi łowcy w ogóle nie dotarli. Nim udało się im zbadać pokój, w którym spał Nikołaj trafili do kasyna, gdzie Wiktoria szczęśliwie szybko przegrała, wywołując odpowiednią reakcję krupiera, który skierował graczy do Żywii. Ona wyjaśniła im, mniej więcej, co zaszło w hotelu i popchnęła do apartamentu z wyrwą w rzeczywistości. Uszczuplony o jedną osobę skład ruszył na spotkanie z Perepłutem.<br />
<br />
Finał był doskonały. Cudownie bawiłam się, odgrywając Perepłuta oraz opisując tę drugą Arkonę oraz sceny z alternatywnej rzeczywistości. Widziałam też, że na graczach zrobiły one naprawdę wielkie wrażenie. Kiedy przyszło do podejmowania ostatecznej decyzji Wiktoria płakała (graczce faktycznie pociekły wtedy łzy!), błagając Dymitra o poszukiwania alternatywnego rozwiązania, które pozwoliłoby jemu odzyskać sprawność, a jej zachować ledwie co założoną rodzinę. Nastazja była kompletnie skołowana i rozdarta pomiędzy możliwymi opcjami. Ostatecznie sprawy ruszyły z kopyta za sprawą Dymitra, który puścił się pędem w stronę apartamentu z wyrwą by pozszywać ze sobą rozdarte kawałki losu Antona. Wiktoria próbowała go dogonić i powstrzymać, ale kości były nieubłagane - w epilogu drużyna obudziła się w Arkonie z rzeczywistości, w której istnieje Anton.<br />
<br />
*<br />
Na koniec, żeby nie było, że tak tu sobie kadzę bez pokrycia pozwalam sobie zacytować kilka opinii graczy:<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<b>Wiktoria:</b> Ja Cię wielbię już oficjalnie, pierwsza piosenka zrobiła taki klimat, że aż musiałam Cię prosić o jej ściszenie, żeby cokolwiek przyswoić (sorki xD). Popłynęły dyskretne łezki i bankowo będzie mi się to śniło, także gratsy, ryjesz mi głowę na nowy, lepszy sposób.<br />
<b>Nastazja:</b> Sesja była super. Wiem co mi się będzie śniło w nocy. Mózg wypruty.<br />
<b>Dymitr:</b> Było bardzo fajnie, dobrze dziś myślę wczułem się w postać a fabuła to niezły był mindfuck.</blockquote>
<br />
Morał z tego taki, że "Hotel Arkona" to świetny scenariusz, który naprawdę warto poprowadzić. Nie wiem, która praca wygra tegoroczną edycję Quentina, jednak z perspektywy moich osobistych doświadczeń RPG-owych "Hotel..." już jest zwycięzcą.</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-16488830459832169162018-08-22T15:45:00.001+02:002018-08-26T01:50:27.019+02:00Mój powrót w przestworza<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Stało się. Wróciłam do prowadzenia. Wyszło dobrze. Nawet bardzo.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixCHJ72s3hhpKtuXvvHJA6oECx-vIh8nQaVeBJq1dvhXTKTMD46yxYvj8y5GyHm9SCiG_jvDceSdlP8rdg15yS5jQHV48erbSmabB8XNCf0fCX7CwWFvBKrDkIpK1DcYZt26hzGuEjpiM/s1600/IMG_20180821_221413-01.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1052" data-original-width="1600" height="262" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixCHJ72s3hhpKtuXvvHJA6oECx-vIh8nQaVeBJq1dvhXTKTMD46yxYvj8y5GyHm9SCiG_jvDceSdlP8rdg15yS5jQHV48erbSmabB8XNCf0fCX7CwWFvBKrDkIpK1DcYZt26hzGuEjpiM/s400/IMG_20180821_221413-01.jpeg" width="400" /></a></div>
<br />
*<br />
Na początek dwa słowa o przygotowaniach. Jak mówiłam, że <a href="https://machina-parowa.blogspot.com/2018/08/swieza-krew-w-przestworzach.html" target="_blank">nie czuję szczególnie dobrym nauczycielem</a>, dlatego bardzo uważnie przemyślałam sprawę tego, co chcę powiedzieć graczom jeszcze przed sesją, a nawet przygotowałam sobie notatkę na ten temat, aby na pewno o niczym nie zapomnieć. Pomyślałam, że może mogłaby się ona komuś w przyszłości przydać, dlatego poniżej ją cytuję:<br />
<br />
<ul style="text-align: left;">
<li>co to jest RPG;</li>
<li>jak wygląda sesja;</li>
<li>sesja jako rozmowa - opisy, deklaracje, pytania;</li>
<li>zakres kompetencji poszczególnych osób przy stole (BG, MG);</li>
<li>wspólne tworzenie historii przy wsparciu mechaniki - po co nam to wiadro kości;</li>
<li>akceptowalny poziom pierdolnięcia - wszyscy gramy w tym samym tonie (ref. "Planeta skarbów");</li>
<li>nie bój się zadawać pytań;</li>
<li>graj odważnie - Twój bohater jest kompetentny;</li>
<li>nie ma wygranych i przegranych, porażki mogą prowadzić do niesamowicie fajnych scen, nie obawiaj się ich.</li>
</ul>
<br />
Jak widać, zależało mi przede wszystkim na przekonaniu graczy, żeby nie stali w miejscu, tylko podejmowali działania i robili rzeczy (jakiekolwiek). W moim odczuciu to właśnie zagrożenie całkowitą biernością jest największym problemem zupełnie początkujących osób i jednocześnie jednym, który rzeczywiście może położyć całą sesję. Warto w tym punkcie zwrócić uwagę na to, że założenia Lady Blackbird same w sobie sprzyjają aktywizacji graczy i odwadze przy stole. Bohaterowie mają wspólny cel, znajdują się w trudnej, zmuszającej do działania sytuacji startowej, a do tego mechanika gry zakłada, że wiedzą co robią i są w tym skuteczni - komplikacje to przede wszystkim więcej zabawy, nie ma ryzyka, że BG zginie wykonując jeden fałszywy krok. Myślę, że ma to spory wpływ na zdjęcie z graczy ewentualnych hamulców nakładanych brakiem RPG-owego doświadczenia.<br />
<br />
Osobno tłumaczyłam mechanikę. Posiłkowałam się jedną kartą postaci. Najpierw wyjaśniłam na sucho, co oznaczają cechy, aspekty, klucze i sekrety zapisane na karcie, później pokazałam, jak testy działają w praktyce, a na koniec każdy przy stole sam wykonał jakiś rzut kośćmi.<br />
<br />
Oczywiście, na każdym etapie kilkukrotnie upewniałam się, czy wszystko jest zrozumiałe i czy ktoś chciałby o coś zapytać. Nie wyszło to może najzgrabniej, bo wstępne gadki zajęły ponad godzinę, z drugiej jednak strony poczytuję sobie za spory sukces fakt, że osoby które sesję RPG widziały tylko i wyłącznie w serialu Stranger Things (serio, serio!) umiały się potem odnaleźć w trakcie rozgrywki.<br />
<br />
*<br />
Do Lady Blackbird najbardziej lubię mieć czterech graczy. Grają wtedy Lady, Naomi, Cyrus i Snargle, odrzucam natomiast Kale’a. W ten sposób tworzą się dwa stronnictwa (pasażerowie i załoga Puchacza) o równej liczebności. Niestety, w ostatniej chwili wykruszył mi się jeden gracz, co nieco pokrzyżowało mi plany. Początkowo zamierzałam dać grupie karty postaci i pozwolić, aby każdy wybrał sobie tę, która mu się najbardziej podoba. Jednak mając trzech graczy obawiałam się, że osoba, która zostanie sama w konflikcie dwóch na jednego będzie miała problem z forsowaniem własnego zdania i ostatecznie zostanie całkowicie zakrzyczana w razie jakiejkolwiek różnicy poglądów (a tych jest w LB dużo!). Albo, co byłoby najgorsze, w ogóle się nie odezwie i będzie szła za pozostałymi członkami drużyny potulnie jak baranek na rzeź. Wybór postaci został więc zredukowany do prostego pytania: “Kto z Was ma tak życiowo największą siłę przebicia?”. Osoba, na którą padło dostała kartę Lady. Poza Natashą grali, oczywiście, Cyrus i Snargle, więc ostatecznie grupa składała się w dwuosobowej załogi Puchacza i szlachetnie urodzonej pasażerki.<br />
<br />
*<br />
Jak wypadła sama sesja? Muszę przyznać, że jestem zadowolona.<br />
<br />
Jeżeli chodzi o możliwości narracyjnie wcale nie zardzewiałam tak mocno, jak sądziłam. Opisy były płynne, barwne i bez problemu dawałam radę wkomponowywać w nie pomysły graczy.<br />
<br />
Nieco bardziej skomplikowana okazała się natomiast dystrybucja światła reflektorów. Miałam przykre poczucie, że były kilka momentów, w których gracz pozostawiony na chwilę samemu sobie trochę się nudził. Niestety, nie wzięłam pod uwagę, że początkującego gracza nie można po prostu na chwilę zostawić samemu sobie (np. kiedy wykonuje test) i na chwilę przeskoczyć do kolejnego, bo potrzebuje on więcej kontroli i wsparcia od prowadzącego.<br />
<br />
Pomoc starałam się zresztą zapewniać przez całą sesję, ale też stopniowo redukować wraz z tym, jak gracze coraz bardziej się rozkręcali (ku mojej radości, dość szybko poszło!). Na początku podpowiadałam, asystowałam przy praktycznie każdym teście, jednak z kolejnymi scenami próbowałam niepostrzeżenie budować w grupie coraz większą samodzielność. Sądzę, że tu kluczowe znaczenie ma to, aby iść za pomysłami graczy, wykorzystywać je i umieszczać w świecie, tak, żeby przebieg sesji jasno pokazywał im, że to, co robią jest fajne i nie ma się czego wstydzić czy obawiać. Na sam koniec, żeby trochę wzmóc szybkość podejmowania decyzji i podkręcić tempo akcji wjechał stoper. Przy początkujących graczach to ryzykowna sztuczka, ale na szczęście ostatecznie mierzenie czasu okazało się dobrą taktyką - stoper wprowadził konstruktywny, zbierający do działania stres.<br />
<br />
Oczywiście, ja tu sobie gadam dla siebie, niemniej myślę, że na koniec miło będzie oddać parowe stronice Dominice, która wcieliła się w postać Lady Blackbird. Czuję, że wywoływanie u graczy nocnych koszmarów stanie się jednym z moich <i>GM goals</i>.<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq">
Było bosko! Mechaniki gry to już chyba prościej takim laikom jak my się nie dało wyjaśnić tak więc szacuneczek. No a prowadzenie to już mistrzostwo świata, postacie 'dodatkowe' (jak to się zwało?) miały swoje głosy i sposoby mówienia, podszepty robiły robotę, a stoper wprowadził na koniec wyższy poziom stresu, nawet początkowy pech w kościach i chwilowe przestoje naszej błyskotliwości nie przeszkadzały. A muzyczka to już zrobiła takiego klimatu, że mi się dzisiaj śniło, że szłam tą turbo ciemną ścieżką i lazła za mną czarownica... No comments.</blockquote>
<br />
Wróciłam do prowadzenia i jednocześnie wprowadziłam w RPG trójkę zupełnie nowych ludzi. Całkiem jestem z siebie dumna, o. </div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-64898750075879423002018-08-18T05:00:00.000+02:002018-08-26T01:49:27.839+02:00Świeża krew w przestworzach<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Po paru latach przerwy od prowadzenia pierwsza własna sesja RPG to wielkie wydarzenie. Sesja z grupą kompletnie początkujących osób, które zdecydowały, że to właśnie ja będę kształtować ich RPG-owe doświadczenia to wydarzenie wielkie w dwójnasób. Chyba nie muszę dodawać, że poziom stresu jest co najmniej równie wielki, jak doniosłość zbliżających się chwil.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNdkZoA-DaJICN4_4PU4JrNwUn7RVmyZPz1-dn2DEGfBA_V_D81fkr-Z1vuIp3Hoillk6L6yicF5hYSkvPOAbmrYh8NJw1KgZjOlrqjst-CxAgcPYUhcuunSs_766XcUW6YSo9Ep2QW9w/s1600/30567810710_71a7f9d083_b.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="719" data-original-width="1024" height="280" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNdkZoA-DaJICN4_4PU4JrNwUn7RVmyZPz1-dn2DEGfBA_V_D81fkr-Z1vuIp3Hoillk6L6yicF5hYSkvPOAbmrYh8NJw1KgZjOlrqjst-CxAgcPYUhcuunSs_766XcUW6YSo9Ep2QW9w/s400/30567810710_71a7f9d083_b.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
Pierwszą sesję po przerwie będę prowadzić grupie czterech zupełnie zielonych osób. Tak wyszło, po prostu szybciej udało się nam ustalić odpowiadające wszystkim miejsce i czas. Właśnie przyszło mi na myśl, że to jednocześnie dobra i niedobra sytuacja.</div>
</div>
<br />
To, że będę prowadzić początkującym na pewno pomoże mi pokonać stres. Po prostu nie będę czuła się tak przytłoczona ciężarem oczekiwań, wypływających bezpośrednio ze starych, dobrych czasów, bo ktoś kto RPG widział tylko w serialu "Stranger Things", a zna mnie nie dalej, jak od roku po prostu żadnych oczekiwań mieć nie może. Dzięki temu będę mogła rozkręcić się narracyjnie w bezpiecznym środowisku. Z przyjemnością zamknęłabym temat na tej właśnie refleksji, jednak jak to w życiu bywa, jest także druga strona medalu.<br />
<br />
Wprowadzanie w hobby nowych osób to wcale nie taka łatwa sprawa.<br />
<br />
Przede wszystkim, uważam, że RPG to rozrywka, która ma dość wysoki próg wejścia, szczególnie, kiedy ktoś poznawanie gier fabularnych zaczyna kompletnie od zera. Te największe, najbardziej znane, a więc i najłatwiej dostępne systemy to zwykle setki stron, z którymi trzeba się zapoznać, na co przecież nie zawsze jest czas i ochota. Wcale mnie to nie dziwi, bo szkoda jest marnować kilkanaście godzin na coś, co może się zwyczajnie nie spodobać - szczególnie, gdy na wyciągnięcie ręki jest całe mnóstwo zdecydowanie mniej angażujących rozrywek, choćby uwielbiany przez wszystkich Netflix. Ktoś, kto zabiera się za gry fabularne, zwłaszcza w roli MG!, a do tego nie ma wsparcia od bardziej doświadczonych osób, jest w niezbyt wesołej sytuacji. Bo poszukiwania odpowiedniej gry, zapoznanie się z nią, namówienie znajomych na sesję, ogarnięcie wszystkiego na poziomie, który pozwoli wytłumaczyć innym o co chodzi to nie lada wyzwanie. Wiadomo, są grupy na Facebooku, podcasty, kanały na YT, morze artykułów o tym jak grać i całe mnóstwo rozmaitych materiałów pomocniczych, mimo wszystko wydaje mi się, że ktoś kto dopiero zaczyna może czuć się w tym wszystkim zagubiony. W tej kwestii moja grupa to prawdziwi szczęściarze, bo chociaż zmartwychwstanie to bolesny proces, to jednak mam jakieś RPG-owe doświadczenie i postanowiłam wziąć na siebie cały ciężar przygotowań, a przed samą sesją wymagać możliwie jak najmniej.<br />
<br />
Na start wybrałam Lady Blackbird nie tylko dlatego, że bardzo pewnie się w tej grze czuję, ale również ze względu na jej rozmiary. Wersja polska liczy dokładnie 17 stron, a żeby uczestniczyć w sesji gracz musi przeczytać właściwie wyłącznie kartę swojej postaci (która, dodatkowo, zawiera skrót zasad). Jeżeli wykaże się wyjątkowym entuzjazmem może rzucić okiem również na dodatkowe dwie strony, ale tak naprawdę to nie jest obowiązkowe, bo z zarysem świata i wstępnej sytuacji z powodzeniem można zapoznać się już w czasie gry. Atutem LB jest również wyjątkowo prosta mechanika. W efekcie, jedyne, co trzeba zrobić przed sesją to wstąpienie do sklepu po colę i chipsy. Całkiem spoko opcja w porównaniu z przebijaniem się przez kilkuset stronicowy podręcznik.<br />
<br />
Osobną sprawą jest jednak to, na ile pewnie gracze będą czuli się w fikcji. Zrozumienie jak działa mechanika i wysłuchanie kilku zdań o tym, jak wygląda świat po którym podróżują ich bohaterowie to jedno. Chęć podejmowania działań i wspólnego tworzenia historii na tej podstawie to coś zupełnie innego. Lęk przed ośmieszeniem i niedostateczne wyczucie konwencji potrafią skutecznie zasznurować usta, tworząc kompletnie pasywną grupę bohaterów. Oczywiście, wiele zależy od konkretnego zestawu ludzi, który pojawi się na sesji, jednak wydaje mi się, że może to być problemem zwłaszcza dla osób dorosłych - w każdym razie jest to coś, na co zwraca się uwagę choćby w przypadku nauczania języków obcych, więc w kontekście RPG również się spodziewam takiej reakcji. Dlatego, chcąc ułatwić swoim graczom wejście w fikcję, poprosiłam wszystkich, aby przed sesją obejrzeli "Planetę skarbów". Wierzę, że taki seans pomoże, bo film sprawia wrażenie nakręconego pod Lady Blackbird - a właściwie, Lady Blackbird sprawia wrażenie napisanej dokładnie pod ten film.<br />
<br />
Jednocześnie jednak zastanawiam się, czy nie powinnam była nieco inaczej dobrać graczy, na przykład mieszając doświadczone osoby z tymi początkującymi. Ktoś kto siedzi w RPG już od jakiegoś czasu mógłby dawać na sesji fajny przykład i aktywizować resztę. Chociaż z drugiej strony istnieje ryzyko, że ściągnąłby na siebie światła reflektorów i całkowicie przejął rozgrywkę, onieśmielając innych. Trudno wyczuć, która z tych sytuacji jest bardziej prawdopodobna, zwłaszcza, gdy prywatnie zna się graczy bardzo słabo lub wcale, ale na pewno jest to inny dobór ludzi jest do rozważenia w przyszłości, jeśli jeszcze kiedykolwiek przyjdzie mi być tą osobą niosącą kaganek RPG-owej oświaty.<br />
<br />
Kolejna kwestia, od której być może powinnam zacząć, to fakt, że pokazywanie doświadczonym RPG-owcom nowego systemu to nie to samo, co pokazywanie RPG jako pewnego typu rozrywki. Trochę się tego obawiam.<br />
<br />
Dla kogoś kto od dłuższego czasu siedzi w RPG pewne rzeczy, koncepcje, schematy są całkowicie oczywiste - do tego stopnia, że poznając nową grę w ogóle się nad pewnymi rzeczami nie zastanawiamy, tylko wyciągamy z danego systemu smaczki, różnice i twisty, które czynią go wyjątkowym na tle wszystkich innych, dotychczas poznanych gier. W związku tym już teraz zastanawiam się co powinnam powiedzieć przed sesją: na co zwrócić uwagę, co może być dla nowych osób trudne lub niezrozumiałe? Zamierzam, oczywiście, wyjaśnić, jakie są kompetencje MG, a jakie graczy, jak prowadzę (bo podobno nie robię tego w zupełnie typowy sposób) oraz co można robić na sesji a czego absolutnie nie wolno (w kontekście komfortu wszystkich uczestników zabawy). Poza tym jednak, w tym punkcie mam kompletną pustkę w głowie, więc jeżeli macie jakieś doświadczenia, przemyślenia lub sugestie w tym temacie - chętnie się z nimi zapoznam.<br />
<br />
Chciałabym, żeby na starcie wszystko było jasne, bo uważam, że to pozytywnie wpłynie na swobodę snucia historii i deklarowanie akcji z przytupem. Jednocześnie, nigdy nie czułam się szczególnie dobrym nauczycielem.<br />
<br />
Dam znać jak mi poszło.<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
photo credit: luca skill <a href="http://www.flickr.com/photos/40799961@N05/30567810710">Dices Dadi</a> via <a href="http://photopin.com/">photopin</a> <a href="https://creativecommons.org/licenses/by-nd/2.0/">(license)</a></div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-54455235737409321242018-08-15T18:43:00.000+02:002018-08-26T01:48:37.817+02:00Remachinacja?<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Zdecydowanie nie. A może jednak? Stanowczo odmawiam! Ale przecież byś chciała, prawda? Może po prostu umówmy się, że ja tu absolutnie niczego nie obiecuję. Będzie co będzie. Oby to były sesje RPG. Dużo, dużo sesji.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Cokolwiek by to nie było, nie mam złudzeń - z pewnością nikt już tu nie zagląda i będę o tym wszystkim gadać tu sama do siebie, ale to nic. Wiem, że i tak będzie mnie to cieszyć. Zatem, do dzieła!</div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
*</div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Na trochę zniknęłam z RPG-owego świata. Nałożyło się na to całe mnóstwo rozmaitych zdarzeń, nad którymi nie zamierzam się tu rozwodzić. Istotna jest wyłącznie jedna rzecz - jestem z powrotem. Nie do końca wiem, jak to się w ogóle stało, ale mój RPG-owy apetyt rozbudzili na nowo <a href="https://www.youtube.com/channel/UCxkU8uG0O5YD4XltXso9taw" target="_blank">Krzyś</a> i <a href="http://www.blekitnyswit.pl/" target="_blank">Seji</a>, zapraszając mnie na sesje. Dzięki nim miałam okazję liznąć Coriolis i w końcu, <i>po latach oczekiwania!</i>, zagrać w Mouse Guarda. Jakie to było dobre! Jakie fajne! Jakie miłe!</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Z miejsca poczułam chęć ponownego wskoczenia w RPG i prowadzenia - przypuszczam, że jak raz wpadnie się w sidła bycia etatową Mistrzynią Gry to już nigdy się od tego nie uwalnia. Kiedyś na to narzekałam. Teraz mnie to cieszy, bo kiedy ogłosiłam na Facebooku, że mam ochotę coś poprowadzić natychmiast znalazły się dwie ekipy chętnych. W tym jedna będąca zbieraniną osób, które coś tam o RPG słyszały, ale nigdy nie miały okazji spróbować.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Sięgnęłam na półkę, wybrałam system, magia zaczęła działać.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
*</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Moment. Wróć.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Muszę przyznać, że trochę tam wyżej ubarwiłam sprawy, żeby było ładnie i z przytupem, gdyby przypadkiem ktoś tu jednak wpadał. Prawda tymczasem jest taka, że wcale nie było tak łatwo.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Dla grupy początkującej oczywistym, bezpiecznym wyborem była Lady Blackbird. Raz, że przynajmniej część z zainteresowanych oglądała "Planetę skarbów" więc z miejsca wiadomo jaki mamy klimat; dwa, że to była dla mnie zawsze gra, która prowadzi się sama - nie ma nic, w czym czułabym się pewniej. Wydrukowałam więc od razu, na zapas, Darkening Skies i w zasadzie mogłam zakończyć etap przygotowań. Przerwa czy nie, Lady Blackbird mogę poprowadzić nawet wyrwana ze snu o najbardziej absurdalnej godzinie, wystarczy, że dacie mi kostki.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Z grupą zaawansowaną miałam zdecydowanie większy problem. Zgłosili się sami fajni ludzie, a przy tym bardzo doświadczeni gracze i Mistrzowie, więc od razu poczułam na karku gorący oddech oczekiwań. Było nie było, na papierze wciąż mam jako Mistrzyni Gry dość dobre referencje i nie chciałam nikogo zawieść. Po szybkim <a href="http://pl.librarything.com/catalog/Naimh&tag=RPG&collection=-1" target="_blank">przeglądzie mojej kolekcji RPG</a> i odrzuceniu gier, które już wcześniej prowadziłam i tych, które niespecjalnie miałam ochotę czytać zdecydowałam się na system z kategorii tych, które zawsze chciałam poprowadzić, ale jakoś nigdy się nie udało: Socerer, an intense role-playing game autorstwa Rona Edwardsa. Problem w tym, że nie jest to gra z rodzaju tych zupełnie oczywistych, które już po jednej lekturze zostawiają potencjalnego MG z bez mała milionem pomysłów - albo po prostu nie udało się jej zrobić tego wszystkiego z moim RPG-owo zardzewiałym umysłem.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Skoro jednak powiedziałam A, <strike>czułam się w obowiązku</strike> szalenie entuzjastycznie chciałam powiedzieć B.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Zaczęło się.</div>
</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-33279480844358918002014-09-01T16:46:00.000+02:002014-09-02T11:45:56.129+02:00Worldcon 2014 - garść wrażeń, cz. 2<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
W dniach 14-18 sierpnia odbyła się w Londynie już 72. edycja Worldconu, czyli The World Science Fiction Convention - najstarszego na świecie konwentu miłośników fantastyki, a przy tym imprezy, na której ma miejsce wręczenie nagród Hugo i nagrody im. Johna W. Campbella dla najlepszego nowego pisarza SF. Jako, że przez ostatnie lata kolejne edycje Worldconów odbywały się na drugim końcu świata (USA, Kanada, Japonia) powrót konwentu do Europy był niepowtarzalną okazją na uczestnictwo w tej wielkiej, międzynarodowej imprezie, pod wieloma względami całkowicie innej od rozmaitych polskich festiwali fantastyki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;">Uwaga, to nie jest relacja z konwentu - raczej zbiór rozmaitych przemyśleń i wrażeń, które urodziły się w mojej głowie po uczestnictwie w moim pierwszym, a mam nadzieję, że nie ostatnim, Worldconie. Aby uniknąć publikowania tu chaotycznego strumienia świadomości zdecydowałam się podzielić tekst na trzy części: </span><a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2014/08/worldcon-2014-garsc-wrazen-cz-1.html" style="text-align: left;">pierwsza</a><span style="text-align: left;">, </span><a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2014/09/worldcon-2014-garsc-wrazen-cz-2.html" style="text-align: left;">druga</a><span style="text-align: left;">.</span></div>
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Program</h3>
Program Worldconu to gratka przede wszystkim dla osób zainteresowanych literaturą, był bowiem zdecydowanie zdominowany przez kwestie literackie - w tym punkcie zresztą Loncon 3 przypominał rodzime Polcony, Brytyjczycy wygrywali jednak różnorodnością atrakcji. Ale po kolei.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na polskich konwentach program układany jest według schematu pełna godzina zegarowa (czasem dwie) na każdą atrakcję, przy czym większość z nich ma formę prelekcji, prowadzonych przez jedną lub dwie osoby. Przyzwyczajona do tego systemu byłam mocno zdziwiona, gdy pierwszy raz spojrzałam na to, co organizatorzy Worldconu przygotowali dla uczestników imprezy. Przede wszystkim, dominującą formą prezentowania programowych treści był panel dyskusyjny, zawsze (no, prawie) ze świetnie przygotowanym do prowadzenia rozmowy moderatorem. Była to miła odmiana od polskich prelekcji będących zwykle teatrem jednego aktora, nie jestem jednak pewna, czy panel dyskusyjny to rzeczywiście najlepsza możliwa opcja prezentowania treści na konwencie. Ciekawie było móc usłyszeć różne głosy i opinie, dotyczące omawianego zagadnienia, szczególnie, jeżeli moderator odpowiednio dbał o słyszalność wszystkich panelistów. Z drugiej strony, miałam też (nie)przyjemność uczestniczenia w panelach, na których moderator tak długo przeciągał wstęp do zagadnienia, że w ogóle nie udawało się dotrzeć do meritum sprawy. Na szczęście, były to odosobnione przypadki - większość paneli była naprawdę interesująca i dobrze poprowadzona.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDqkld3HERs76aSYgHKKNsIC9UWmGwSVQ45cgkYGVv9aKvHKgjv2s-N7Eyg1DD3AUDGaYHu3BsO5Y1t5vNwUwhHUvOG6C1ipQqtJP2gpO0lBh4W1VxnlSG4D-4iObZyD4JN6w3EKCQdb4/s1600/worldconprogram1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDqkld3HERs76aSYgHKKNsIC9UWmGwSVQ45cgkYGVv9aKvHKgjv2s-N7Eyg1DD3AUDGaYHu3BsO5Y1t5vNwUwhHUvOG6C1ipQqtJP2gpO0lBh4W1VxnlSG4D-4iObZyD4JN6w3EKCQdb4/s1600/worldconprogram1.jpg" height="426" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Prelekcja o feminizmie. Moderatorka i panelistki.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Obok - zdecydowanie najliczniejszych - paneli program funkcjonował też w innych formach. Były - występujące z niezłą częstotliwością - panele akademickie, polegające na tym, że trzech prelegentów kolejno przedstawia przez 15 minut to, co mają do powiedzenia na dany temat, po czym publiczność może zadawać pytania. Jakkolwiek sprawdza się to na konferencjach naukowych, na konwencie nie działało zbyt dobrze. Przede wszystkim, tematyka wystąpień często dość mocno od siebie odbiegała, co u mnie, jako u słuchacza, wywoływało pewien dysonans, a także wprowadzało pewien chaos w części przeznaczonej na pytania. Poza tym, zdarzali się paneliści, którzy zamiast mówić, odczytywali swoje artykuły naukowe, co dość skutecznie usypiało zgromadzoną publiczność. Standardowych, znanych w polskich konwentów prelekcji było niewiele, co nie znaczy, że nie było ich wcale.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wspominałam już, że Worldcon był konwentem programowo nastawionym na literaturę. Było to widać nie tylko w tematyce wystąpień, ale również na liście gości. Na imprezie zjawiło się wielu pisarzy - zarówno prawdziwych gwiazd, jak i tych nieco mniej znanych, ale również cieszących się uznaniem czytelników. Obecni byli m.in. George R. R. Martin, Robin Hobb, Scott Lynch, czy Jo Walton. Co ważne, goście byli obecni zarówno podczas paneli tematycznych (świetnie będę wspominać ten o <i>urban fantasy</i> w Londynie), jak i na osobnych, przeznaczonych dla nich punktach programu. Odbywały się specjalne punkty programu, nastawione na bliski kontakt autora z odbiorcą: <i>Kaffeeklatsch </i>i <i>Literary Beer</i>. Zarówno pierwsze, jak i drugie miały formę swobodnych dyskusji w małym gronie - do 9 osób. Obowiązywały wcześniejsze zapisy, a po dopełnieniu niezbędnych formalności można było pogadać sobie niemalże prywatnie z ulubionym pisarzem, wydawcą lub redaktorem. Jako osobne punkty programu funkcjonowało rozdawanie autografów (<i>Signings</i>). Zgodnie z informatorem konwentowym do podpisania można było przedłożyć 3 książki, jednak w przypadku szczególnie obleganych autorów liczbę tę ograniczano do jednej publikacji na osobę. Do tych szczególnych przypadków należał, oczywiście, George R. R. Martin - o tym, jak wyglądało porządkowanie kolejki złożonej z fanów żądnych podpisów tej sławy <a href="http://www.blekitnyswit.pl/2014/08/26/loncon-3-dobrze-byc-fanem-czesc-2/" target="_blank">pisał Seji</a>. Osobiście stałam jedynie w kolejce do Robin Hobb. Fani zaczęli zbierać się w wyznaczonym miejscu mniej więcej godzinę przed zaplanowanym rozdawaniem autografów, a kolejka przypominała w pewnym momencie tę do akredytacji pierwszego dnia konwentu. Muszę jednak przyznać, że zarządzana była sprawnie i szybko posuwała się na przód. Wydaje mi się, że każdy z przybyłych uzyskał upragniony podpis. Dla tych z Was, którzy zdążyli już przestraszyć się myśli o zapuszczeniu korzeni w długaśnej kolejce dodam, że autograf mniej znanych autorów można było zdobyć w mniej niż kwadrans. Przykładem jest choćby Jo Walton.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0if59RQ7wEyJKhtftRDY4NaRIyxEMaGfqlrDvpQ3ZwUgpvU-kkeQu4LX0nopJANzNSwKfpqCVGRMrbkwdg-lhjgrywuzrDvknBlwL6MgPsyTtstxrvMytBHDcb17zHLN8vs4jm10YdQE/s1600/hobb.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0if59RQ7wEyJKhtftRDY4NaRIyxEMaGfqlrDvpQ3ZwUgpvU-kkeQu4LX0nopJANzNSwKfpqCVGRMrbkwdg-lhjgrywuzrDvknBlwL6MgPsyTtstxrvMytBHDcb17zHLN8vs4jm10YdQE/s1600/hobb.jpg" height="426" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Po godzinie stania w kolejce do Robin Hobb - sukces!</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Z pisarzami teoretycznie można było spotkać się również podczas porannego spaceru (<i>Stroll With The Stars</i>). W piątek, sobotę i niedzielę o 9 rano odbywały się krótkie, spokojne przechadzki w towarzystwie gości, moderatora i chętnych uczestników. Na spacery mógł przyjść każdy, kto tylko miał ochotę - nie było konieczności wcześniejszego zapisywania się. Przypuszczam, że wczesna godzina skutecznie oraz konieczność pokonania dość znacznego (jak na warunki typowego, amerykańskiego fana) zabezpieczały przed nadmiarem uczestników. Tych zwykle było jednak całkiem sporo, dostęp do gwiazdy i możliwości prywatnej pogawędki były więc raczej utrudnione. Spacery były natomiast świetną okazją do poznania najbliżej okolicy ExCeL London - każdy z nich miał inną, zaplanowaną wcześniej trasę, prezentującą inny aspekt okolicy. My w sobotę spacerowaliśmy po pobliskim parku, z kolei grupa niedzielna odwiedziła doki.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDUDoZyFvhhTrTm5ZFjP2tY9DmUXlZ80_ZS9Ah4gmDdHAyXi-jECD7US_P9Mtg-hBYcApymjWXkec0dI6q9aQyrudF2lr67BoGo8rRvz3XYFSKio9s3Gl0HYazoObalxynghfj0tA3Ffs/s1600/stroll.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDUDoZyFvhhTrTm5ZFjP2tY9DmUXlZ80_ZS9Ah4gmDdHAyXi-jECD7US_P9Mtg-hBYcApymjWXkec0dI6q9aQyrudF2lr67BoGo8rRvz3XYFSKio9s3Gl0HYazoObalxynghfj0tA3Ffs/s1600/stroll.jpg" height="426" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Strollowicze ruszają z miejsca zbiórki na dwie dwu milową przechadzkę!</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDlSFDUoem0tW3EKiI-lQaCuKTewkjvhyphenhyphen6BL2sZqJeT4L6IXgmXMg4CnIBtAmKk0F5dIgXtIktOi-3dbhatslX0hOqo8xSxI3jHb4LUpP2j-YOXcAMOB5SvPPERJnX0RPxj6Rn9HVBHgU/s1600/stroll2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDlSFDUoem0tW3EKiI-lQaCuKTewkjvhyphenhyphen6BL2sZqJeT4L6IXgmXMg4CnIBtAmKk0F5dIgXtIktOi-3dbhatslX0hOqo8xSxI3jHb4LUpP2j-YOXcAMOB5SvPPERJnX0RPxj6Rn9HVBHgU/s1600/stroll2.jpg" height="426" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Po chwili grupa dociera po pobliskiego parku.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Poza wymienionymi wcześniej, w programie figurowały również rozmaite pokazy filmowe, przedstawienia teatralne, aukcja dzieł sztuki i koncerty. Co ciekawe i w Polsce jeszcze niespotykane, zadbano także o rozrywkę najmłodszych uczestników konwentu. Otóż, w programie znalazły się punkty skierowane specjalnie do dzieci. Warto przy tym podkreślić, że nie mam tu na myśli funkcjonowania kącika dziecięcego, czy żłobka, w którym można bezpiecznie zostawić malucha i samemu swobodnie korzystać z uroków konwentu, ale warsztaty przeznaczone dla wszystkich uczestników, na które dzieci miały pierwszeństwo wstępu. Jeżeli chcemy wychować sobie nowe pokolenie RPG-owych nerdów może czas pomyśleć również o tego rodzaju bloku programowym na konwentach w Polsce? Wiem, że Lajconik organizował kiedyś sesje dla młodszych graczy i o ile mnie pamięć nie myli inicjatywa spotkała się z wielkim entuzjazmem uczestników.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEir2Ku9em6zB1SLBv6TAh5yjnMjkYZ-6zwiRXA-ocSvHlqGVR_6Ff0FYOXe-sMoJwXlZfNTHMg7qu3qunnZri9dwszxN7VQjtQL3sancE-MMZ8FvHBn9RS8W5XT_6P4NPUljeFYR3l-Xyo/s1600/eksponat.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEir2Ku9em6zB1SLBv6TAh5yjnMjkYZ-6zwiRXA-ocSvHlqGVR_6Ff0FYOXe-sMoJwXlZfNTHMg7qu3qunnZri9dwszxN7VQjtQL3sancE-MMZ8FvHBn9RS8W5XT_6P4NPUljeFYR3l-Xyo/s1600/eksponat.jpg" height="426" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jeden z eksponatów, prezentowanych w hali wystawców.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Program Worldconu był ciekawy nie tylko ze względu na odmienną formę, lecz również organizację czasową i tematykę. Większość paneli trwała 90 minut, z czego mniej więcej 40 było przeznaczone dla prelegentów, zaś pozostały czas poświęcany był na pytania i dyskusję z publicznością. W tym miejscu muszę przyznać, że zaskoczyła mnie dyscyplina widzów, którzy grzecznie czekali, aż paneliści skończą mówić i dopiero potem zadawali nurtujące ich pytania, czy przekazywali nasuwające się im uwagi. Może wynika to stąd, że czasu na dyskusję było naprawdę sporo, a w zestawieniu z zostawianymi zwykle w Polsce 10 minutami dla publiczności - niesamowicie dużo. Nie zmienia to jednak faktu, że rozmowy po panelu często przenosiły się na korytarz, przy czym obsługa pilnowała, aby nie przedłużać i nie blokować sal, na które czekali kolejni twórcy programu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sporo - obok literatury - było też prelekcji, dotyczących kwestii, które na polskich konwentach się nie pojawiają, a jeżeli już to spotykają z niechęcią uczestników i drwinami. Mowa, oczywiście, o tematyce gender/ queer/ feminizmie, które były w programie bardzo wyraźnie obecne i cieszyły się naprawdę dużym, a także życzliwym zainteresowaniem obu płci. Na prelekcji o feminizmie wszystkie osoby wypowiadające się <i>ex cathedra</i> były płci żeńskiej, ale już publiczność była mocno mieszana. Wiele punktów programu dotyczyło także fandomu oraz działalności fanowskiej - tworzenia fan fiction, fanzinów, etc., czego również na polskich konwentach w ogóle nie ma. Bardzo to zresztą ciekawe zjawisko, zwłaszcza w kontekście rodzimego fandomu RPG-owego, którego członkowie lubią odcinać się od środowiska i deklarują, że nie czują przynależności do społeczności miłośników gier fabularnych. Skoro już o RPG mowa, byłam zaskoczona również tym, że tak mało było w programie atrakcji związanych z RPG - owszem, poświęcono im kilka punktów programu, jednak w porównaniu z polskimi konwentami, gdzie grom fabularnym poświęca się zwykle osobny blok była to śmiesznie mała ilość. Udało nam się dotrzeć w zasadzie tylko na jedne <i>stricte </i>RPG-owe warsztaty, które po około 5 minutach okazały się zupełnie nie tym, czym być powinny, co sprawiło, że zdecydowaliśmy się na dyskretną ucieczkę. Takie mylące - lub całkowicie niezgodne z rzeczywistością - opisy paneli powtarzały się w informatorze, niestety, dość często.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Program był na Worldconie rozpisany od czwartku rano do poniedziałku wieczorem - zwykle rozpoczynał się o 9, a kończył około 22. Kiedy w poniedziałek popołudniu rozpoczęło się sprzątanie hali wystawców, prelekcje i panele wciąż trwały w najlepsze. Sam program zaś - w tej czy innej formie - nie był jedyną przeznaczoną dla uczestników atrakcją, bo po 22 w wiosce fanów można było trochę poimprezować. Ale o tym dowiecie się więcej następnym razem.</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-51238601146480628432014-08-26T17:47:00.000+02:002014-09-02T11:44:28.304+02:00Worldcon 2014 - garść wrażeń, cz. 1<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
W dniach 14-18 sierpnia odbyła się w Londynie już 72. edycja Worldconu, czyli <i>The World Science Fiction Convention</i> - najstarszego na świecie konwentu miłośników fantastyki, a przy tym imprezy, na której ma miejsce wręczenie nagród Hugo i nagrody im. Johna W. Campbella dla najlepszego nowego pisarza SF. Jako, że przez ostatnie lata kolejne edycje Worldconów odbywały się na drugim końcu świata (USA, Kanada, Japonia) powrót konwentu do Europy był niepowtarzalną okazją na uczestnictwo w tej wielkiej, międzynarodowej imprezie, pod wieloma względami całkowicie innej od rozmaitych polskich festiwali fantastyki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwaga, to nie jest relacja z konwentu - raczej zbiór rozmaitych przemyśleń i wrażeń, które urodziły się w mojej głowie po uczestnictwie w moim pierwszym, a mam nadzieję, że nie ostatnim, Worldconie. Aby uniknąć publikowania tu chaotycznego strumienia świadomości zdecydowałam się podzielić tekst na trzy części: <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2014/08/worldcon-2014-garsc-wrazen-cz-1.html" target="_blank">pierwsza</a>, <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2014/09/worldcon-2014-garsc-wrazen-cz-2.html" target="_blank">druga</a>.</div>
<h3 style="text-align: center;">
Organizacja</h3>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze przed tym, jak znalazłam się w Londynie o Worldconie myślałam, jak o rodzimym Polconie, z tym, że w znacznie większej, światowej skali. To skojarzenie okazało się pod pewnymi względami słuszne, w zdecydowanie większej mierze jednak było całkowicie mylące i nieprawdziwe. Do rzeczy zatem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszym, co rzucało się w oczy po przybyciu na miejsce był z pewnością budynek, w którym odbywał się konwent. <a href="http://www.excel-london.co.uk/" target="_blank">ExCeL London</a> to gigantyczny kompleks, na który składa się ogromne centrum konferencyjne oraz otaczające je hotele. Aby w pełni uświadomić sobie o jak wielkim obiekcie tu mowa najlepiej spojrzeć na mapę przejeżdżającej tuż obok <a href="https://www.tfl.gov.uk/modes/dlr/" target="_blank">kolejki DLR</a>. Centrum konferencyjne ciągnie się od stacji Custom House do stacji Prince Regent - przy czym w obu przypadkach w zasadzie prosto z peronu wchodzi się do budynku, natomiast cały kompleks, wraz z bazą noclegową, rozciąga się od stacji Royal Victoria aż do Royal Albert.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe frameborder="0" height="450" src="https://www.google.com/maps/embed?pb=!1m14!1m8!1m3!1d9933.124915484474!2d0.032810348307607116!3d51.50805633757512!3m2!1i1024!2i768!4f13.1!3m3!1m2!1s0x47d8a80ce609e50d%3A0xa0de5f705d7aec7!2sExCeL+London!5e0!3m2!1sen!2spl!4v1409052692323" style="border: 0;" width="600"></iframe></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9obQknPW4T2u4escP9Z1_RSRZOLy3t3qOeNSVg9I4QpQsDtKRpGKpoR5pOd__du9xq3EAA_FhxRkHFXUIL4hmd0M1OFXFPsMU78EYh8XGUPIb-kgmy86_RvT0Zp4OwJY20ld0hJ5dOig/s1600/excel.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9obQknPW4T2u4escP9Z1_RSRZOLy3t3qOeNSVg9I4QpQsDtKRpGKpoR5pOd__du9xq3EAA_FhxRkHFXUIL4hmd0M1OFXFPsMU78EYh8XGUPIb-kgmy86_RvT0Zp4OwJY20ld0hJ5dOig/s1600/excel.jpg" height="134" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: http://www.excel-london.co.uk/.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście, organizatorzy konwentu wynajęli tylko część tego olbrzymiego obiektu: Worldcon odbywał się w sumie w 2 halach, w których mieściły się stoiska wystawców oraz tzw. wioska fanów, ponad 20 salach konferencyjnych (17 <i>Capital Suites</i> i 5 <i>London Suites</i>); były też osobne hale na galę wręczenia nagród Hugo oraz koncerty. Warto podkreślić, że - zapewne dzięki temu, że centrum jest relatywnie nowe, zostało bowiem otwarte w listopadzie 2000 roku - wszystko jest dostosowane pod kątem dostępu dla osób niepełnosprawnych. Na miejscu można było też nieźle zjeść - zarówno w samej wiosce fanów, jak i w głównym korytarzu ExCeLa znajdowały się rozmaite fast foody. Biorąc pod uwagę, że program rozpoczynał się o 9 rano, a kończył około 22 centrum można było nie opuszczać przez cały dzień, a następnie skoczyć do pobliskiego hotelu na krótką drzemkę. Nie sądzę, aby w Polsce na dzień dzisiejszy w ogóle istniał podobny obiekt.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Druga sprawa to przygotowania: byłam w szoku, kiedy dowiedziałam się, ile lat poszczególne ekipy przygotowują się do udźwignięcia organizacji tej imprezy. W wiosce fanowskiej znajdowały się stoiska krajów i miast, starających się o organizację kolejnych Worldconów i reklamujących swoją kandydaturę. Nowa Zelandia i Paryż, walczące o Wolrdcon odpowiednio w 2020 i w 2023 roku są tu świetnym przykładem. Wśród walających się wszędzie ulotek można było dostrzec również tę dotyczącą kandydatury Minneapolis na rok 2073 - niby niewinny żart, ale dobrze oddaje istotę rzeczy. Na tej podstawie można wywnioskować, że możliwość zorganizowania Worldconu to prawdziwy zaszczyt. Co ciekawe, poszczególne ekipy opowiadając o swojej wizji Worldconu odwoływały się nie tylko do interesującego programu, czy ciekawych gości, ale też mocno stawiały na promocję miasta, a nawet całego regionu, podpowiadając, co można przy okazji zobaczyć i jak fajnie spędzić czas poza konwentem. Jako, że głosowanie na miasto, w którym odbędzie się kolejny Worldcon odbywa się zawsze dwa lata wcześniej, wypad na konwent można zaplanować z dużym wyprzedzeniem i połączyć ze zwykłymi, cywilnymi wakacjami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;">Biorąc pod uwagę dwie powyższe kwestie, to zaskakujące, jak małym konwentem jest Worldcon: na tegorocznej edycji zjawiło się prawie 8 tysięcy uczestników i </span><a href="http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Worldcons" style="text-align: left;" target="_blank">podobno był to największy Worldcon w całej długiej historii imprezy</a><span style="text-align: left;">.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;">Być może pewien wpływ ma na to fakt, że Worldcon jest imprezą drogą. Trudno mi powiedzieć, w jakim stopniu uczestnictwo w konwencie opróżnia portfel typowego, amerykańskiego fana, który od typowego polskiego fana jest przede wszystkim sporo starszy, z pewnością jednak 100 (przedpłata w styczniu) lub 130 funtów (opłata na miejscu) za pełną akredytację to nie jest mała kwota. Szczególnie, jeżeli doliczy się do tego jeszcze koszty noclegów, jedzenia i miliarda fajowych gadżetów, RPG-ów oraz książek, które można kupić podczas samej imprezy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z drugiej strony, podczas na konwentu niemal na każdym kroku było widać, że cena akredytacji nie wzięła się z Księżyca i nie chodzi tylko o miejsce, w którym odbywała się impreza. Mowa raczej o rzeczach z kategorii “mała, a cieszy”, a przy tym może sporo kosztować. Dla przykładu, kiedy w końcu udało mi się zakończyć swoją przygodę z długaśną kolejką (tak, tak, Brytyjczykom też zdarzają się tego rodzaju wpadki) i dostać swój identyfikator oraz konwentową poligrafię zostałam bardzo mile zaskoczona ich jakością. Zresztą, sami zobaczcie: program do ściągnięcia na smartfona (działał w aplikacji Event Guide), fajne, trwałe identyfikatory, a do tego wysokiej jakości konwentowa poligrafia.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpvNmKMfojTG9i9gRFqRMc1na_H46ZUF5Cwsls7SmLLV4njVVN-xv6qxrVq2D0HY6yDDzI6Bazpn4RbtIsV-clEzpYHs0O7QBUfSEOM70UJi6TFWBymNErK8L8UbdSHApJjcgZeWy-HPE/s1600/informatory.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpvNmKMfojTG9i9gRFqRMc1na_H46ZUF5Cwsls7SmLLV4njVVN-xv6qxrVq2D0HY6yDDzI6Bazpn4RbtIsV-clEzpYHs0O7QBUfSEOM70UJi6TFWBymNErK8L8UbdSHApJjcgZeWy-HPE/s1600/informatory.jpg" height="308" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">W ramach informatora - dwie wydrukowane na dobrym papierze książki. Duża, formatu A4 i mniejsza, "wersja kieszonkowa".</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIPxij-CF2jYqmxitvBkTISBEQQDFprK-v2uoilj-Lyt0SjzYZpDDREs28XeQM5PYPXxHMQL9inr2fFnB7z1B2tEEJetV9gT6yxq9-KDoLUtojHY6rnkM_jubkqjjjrWm_qwz_9E8VXhU/s1600/ident.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIPxij-CF2jYqmxitvBkTISBEQQDFprK-v2uoilj-Lyt0SjzYZpDDREs28XeQM5PYPXxHMQL9inr2fFnB7z1B2tEEJetV9gT6yxq9-KDoLUtojHY6rnkM_jubkqjjjrWm_qwz_9E8VXhU/s1600/ident.jpg" height="282" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Plastikowy, odporny na trudy konwentowania identyfikator.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<span id="docs-internal-guid-9f0fa49a-12cb-917e-e6ae-8544af9b155b"></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Dodatkowo, obok dwóch startowych książeczek w trakcie konwentu wypuszczane były tzw. <i>Pidgeon Posts</i> - dwustronicowe gazetki, informujące o zmianach w programie, konwentowej frekwencji z dnia na dzień oraz worldconowych ciekawostkach i śmiesznostkach. W sumie podczas całej imprezy ukazało się ich 14 (13 <i>Pidgeon Posts</i> oraz 1 <i>WSFS</i>). Jeżeli chcecie przyjrzeć się im dokładniej, możecie to zrobić <a href="https://drive.google.com/folderview?id=0B8qAWnMRnSbqZHBlRW5ubWs2S1U&usp=sharing" target="_blank">tutaj</a>. Zmiany w programie można było też niezwykle łatwo monitorować, dzięki wspomnianej aplikacji. Do tego wszystkiego, konwent oferował całe mnóstwo atrakcji: prelekcje, panele, pokazy, przedstawienia teatralne, koncerty, okazje do spotkań z autorami światowej sławy - na Worldconie naprawdę trudno było się nudzić, jednak więcej o programie przeczytacie w następnej części.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPeki1HsoEk5HstAxZc5MrV8V6CJ-F7sWUOIAE4kup4sPjqGQdN6Y36yJuE97W5ktM2IX91qkQvTOROXWKp0hu8rj4E5spgHo8QPGcEDCSTsJRUoy5rWO467hy02hbVacERyBgB4ZbvIg/s1600/pidgeony.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPeki1HsoEk5HstAxZc5MrV8V6CJ-F7sWUOIAE4kup4sPjqGQdN6Y36yJuE97W5ktM2IX91qkQvTOROXWKp0hu8rj4E5spgHo8QPGcEDCSTsJRUoy5rWO467hy02hbVacERyBgB4ZbvIg/s1600/pidgeony.jpg" height="236" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Gołębia makulatura.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Warto zaznaczyć, że dla tych, którzy jednak się nudzili, a przy tym mieli ochotę wspomóc w walce o lepszy konwent ekipę organizatorską istniała możliwość popracowania w ramach wolontariatu. Wolontariusz - tak samo, jak rodzimy gżdacz - był na konwencie człowiekiem od wszystkiego i od niczego jednocześnie. Tym, co szczególnie mi się spodobało był sposób radzenia sobie z organizacją pracy wolontariuszy. Przede wszystkim, wolontariusze rekrutowani byli już na konwencie, nie do "ogólnej pomocy", ale do konkretnych zadań. Przed wejściem do wioski fanów oraz na jej tyłach znajdowały się specjalne stanowiska, przy których można było zapisać się na wykonanie danej pracy w konkretnych godzinach. My na przykład w sobotę przez dwie godziny przyklejaliśmy kable do dywanów specjalną taśmą, tak, aby nikt się o nie nie potknął, a w poniedziałek pomagaliśmy zwijać konwent, nosząc krzesła, elementy sceny, nagłośnienia, etc. Można było też pomagać przy utrzymywaniu porządku w kolejkach po autografy do najbardziej rozchwytywanych pisarzy lub w kierowaniu tłumem, przybyłym by oglądać galę wręczenia Hugo. Zadanie były więc bardzo różnorodne i każdy mógł znaleźć coś dla siebie, jeżeli tylko miał ochotę się zaangażować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCZ3XAM2CdougzFDQoFaDo4xP9Gfk43ZFBV9lsLnlr4EhKa6ULxdfO0jz5VYUvRv1De4AfpnqXutlFToBBmTmg0SqRq4qL5ebzXKBlD0CUhY9slGLcSOzE7rmUjTWkfMA7qxalbzV779E/s1600/tasmowanie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCZ3XAM2CdougzFDQoFaDo4xP9Gfk43ZFBV9lsLnlr4EhKa6ULxdfO0jz5VYUvRv1De4AfpnqXutlFToBBmTmg0SqRq4qL5ebzXKBlD0CUhY9slGLcSOzE7rmUjTWkfMA7qxalbzV779E/s1600/tasmowanie.jpg" height="374" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Sympatyczna ekipa taśmująca w komplecie.</td></tr>
</tbody></table>
Przed przystąpieniem do zadania otrzymywało się specjalne karty pracy oraz wstążki, uprawniające do wstępu do sekcji wolontariuszy, gdzie można było napić się kawy, herbaty lub soku i przegryźć jakieś ciacho. Z kolei po wykonaniu zadania ktoś z właściwej ekipy konwentowej podpisywał kartę, zaznaczając przy tym liczbę przepracowanych godzin, po czym można było wrócić do radosnego konwentowania. System o tyle fajny, że eliminował znane z polskich konwentów sytuacje, kiedy grupki helperów siedzą na widoku uczestników, nic nie robią, a gdy ktoś potrzebuje pomocy - nie potrafią jej udzielić. Inna sprawa, że nie wiem, czy coś takiego w ogóle dałoby się na polskim konwencie zastosować. System z pewnością nadaje się na duże imprezy, ale na konwencie poniżej 1000 uczestników mógłby być trudny do wprowadzenia ze względu na komplikacje ze znalezieniem osób chętnych do pracy.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhJfxP7oY7tS1afMa6OIo72hHmyXdGcEQiFdVocIAUsfIpdO2XGufLOO3wbLvAln-GamsStHlP_7kz9Cej1rc4S2OR3lHfmhL56EmslJJCxsgVIDOJoWthFzEmDmgjV6j9zf9Oq3RKn28/s1600/wolowstazka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhJfxP7oY7tS1afMa6OIo72hHmyXdGcEQiFdVocIAUsfIpdO2XGufLOO3wbLvAln-GamsStHlP_7kz9Cej1rc4S2OR3lHfmhL56EmslJJCxsgVIDOJoWthFzEmDmgjV6j9zf9Oq3RKn28/s1600/wolowstazka.jpg" height="278" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wstążka/ baretka wolontariusza, przyklejana do identyfikatora. O wstążkach będziecie mogli jeszcze poczytać.</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZXg-Mi4Q2IhwJybsIKOGsAS5gAwATw6CU_66OI1_xQvyfbuZnfl_eSXgiVhcdNt0Or2Vk9GwEHM0gC0p6sLGB-3-v-DBQb8t5BrceYQ3l3cXiZCaE-o8GKIp59O9mU5zs2we9jFjTmx8/s1600/wolokarta.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZXg-Mi4Q2IhwJybsIKOGsAS5gAwATw6CU_66OI1_xQvyfbuZnfl_eSXgiVhcdNt0Or2Vk9GwEHM0gC0p6sLGB-3-v-DBQb8t5BrceYQ3l3cXiZCaE-o8GKIp59O9mU5zs2we9jFjTmx8/s1600/wolokarta.jpg" height="280" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Karta pracy wolontariusza. Nimdila, bo moja zdążyła się gdzieś zapodziać.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Za każdą należał się jeden <i>Gopher Reward Token</i> o wartości jedno funta. Wolutą konwentową można było płacić w barze, znajdującym się w wiosce fanów oraz na niektórych stoiskach wystawców. Nie było zatem jednego konwentowego sklepu z nagrodami, a za <i>Gophery </i>można było pozyskać zarówno koszulki, RPG-i, czy geekową biżuterię, jak i burgery oraz piwo. Dodatkowo, za 15 przepracowanych na rzecz konwentu godzin przysługiwała wolontariuszowi konwentowa koszula. Rzecz o tyle cenna, że w przypadku standardowych koszulek konwentowych ludzkie rozmiary (S, M, L, XL) skończyły się jeszcze w czwartek wieczorem.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhssk3kbXgHI6GFlMQovJz-XxQG4BhkTn_2SULYIwodotPtC_slMVqUOhucOy9LV80HvKYPOtWKAMPmt2JYpRZIabF7wG_p5c_inhQfz-d-OU8t2tWF75gMr_gJdJ0KUu4TnyLv7BPnCdI/s1600/wolokoszulka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhssk3kbXgHI6GFlMQovJz-XxQG4BhkTn_2SULYIwodotPtC_slMVqUOhucOy9LV80HvKYPOtWKAMPmt2JYpRZIabF7wG_p5c_inhQfz-d-OU8t2tWF75gMr_gJdJ0KUu4TnyLv7BPnCdI/s1600/wolokoszulka.jpg" height="444" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Z trudem wypracowana koszulka.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Jak widać, podróż na Worldcon to ciekawe doświadczenie. Przypuszczam, że osoby, które wcześniej zajmowały się robieniem konwentów mogłyby napisać jeszcze więcej o organizacji tego wydarzenia, daleko mi jednak do tego rodzaju specjalistów. W kolejnej części: program. Jeżeli jeszcze nie macie dość i nie możecie doczekać się kolejnego wpisu zapraszam na <a href="https://www.facebook.com/media/set/?set=a.723668441060692.1073741831.357725624321644&type=1" target="_blank">parowego Facebooka do oglądania zdjęć</a>.<br />
<br />
Relację z Worldconu można przeczytać już na blogu Sejiego, Błękitny Świt: <a href="http://www.blekitnyswit.pl/2014/08/25/loncon-3-dobrze-byc-fanem-czesc-1/" target="_blank">część pierwsza</a>, <a href="http://www.blekitnyswit.pl/2014/08/26/loncon-3-dobrze-byc-fanem-czesc-2/" target="_blank">część druga</a>.</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-33713006751225597192014-06-11T19:51:00.002+02:002018-08-13T13:55:53.119+02:00Game Chef 2014: garść wrażeń<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym roku, dzięki inicjatywie Sethariela, odbyła się pierwsza polska edycja konkursu Game Chef, który w wersji anglojęzycznej funkcjonuje od wielu lat i jest znaną wylęgarnią oryginalnych, interesujących i innowacyjnych gier. Z myślą o konkursie powstały pierwsze wersje “Polaris” Bena Lehmana, czy “A Penny For My Thoughts” Paula Tevisa. Po tym krótkim wstępie powinnam napisać, że (oczywiście!) nie mogłam przepuścić takiej okazji i kiedy tylko dowiedziałam się, że konkurs ruszy zdecydowałam się w nim wystartować.<br />
<br /></div>
<div>
Bzdura.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo że od ostatniego Nibykonkursu minęło sporo czasu, po tamtej porażce byłam przekonana, że nie jestem w stanie stworzyć gry, która mogłaby spodobać się szerszemu gronu odbiorców (“Koszmar bibliotekarza” okazał się zbyt hermetyczny, aby kiedykolwiek udało mi się go wypróbować). To, w połączeniu z brakiem czasu na hobbystyczne przyjemności wydawało się przekreślać sprawę. Dlatego, kiedy Petra poinformowała mnie o tym, że wkrótce rusza Chame Chef Pl, grzecznie odmówiłam udziału, obiecując jednak udostępnienie informacji na Parowym Facebooku. Nie wiem, czy ktoś z obserwujących Machinę parową przy użyciu niebieskiego potworka dowiedział się o konkursie i zdecydował się wziąć w nim udział. Wiem jedno - gdyby nie ta prośba, pewnie nawet nie rzuciłabym okiem na ingrediencje. Ale że staram się zawsze robić to, do czego się zobowiążę, stało się - przeczytałam temat tegorocznej edycji. I było pozamiatane.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
“Książka nie istnieje”. Książka. Co z tego, że nie istnieje. Ważne, że książka. Jakże mogłabym przepuścić taką okazję na stworzenie kolejnej absurdalnie hermetycznej gry dla bibliofilów? Odpowiedź już znacie: nie mogłam.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęło się tak samo, jak w przypadku pierwszej gry, którą napisałam - od bezsennej nocy, która okazała się prawdziwą wylęgarnią pomysłów. Rano, z tych, które udało mi się zapamiętać wyłowiłam koncept, który najbardziej mi się podobał. Instrukcję “Bestseller Inc.” udało mi się spisać w ekspresowym tempie - muszę przyznać, że nie podejrzewałam się o takie moce przerobowe. Na koniec został więc najgorszy element: karty.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tworzenie kart to osobna historia. Są w niej krew, pot, zły, groźba rozwodu i zakończenia pięknej przyjaźni, a także nowo narodzona nienawiść (moja do GIMP-a). Z kolei to, że nimdil i Krzyś nie znienawidzili mnie, co więcej obaj się do mnie odzywają i to całkiem sympatycznym tonem poczytuję za cud i oznakę iście anielskiej cierpliwości obu panów. To dzięki nim “Bestseller Inc.” wygląda tak, jak wygląda, czyli bardzo ładnie (nawet nie próbujcie powiedzieć nic innego!).</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Efektem mojego bajdurzenia i swobodnej pisaniny połączonej z wysiłkiem wspomnianych dobrych dusz był właśnie “Bestseller Inc.” Ku mojemu zaskoczeniu gra dostała się do finału konkursu, zdobywając aż 3 rekomendacje (dziękuję!).</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tym jednak, co było najbardziej niesamowite i sprawiło mi największą radość był fakt, że “Bestseller Inc.” zostały przetestowany. Startując w konkursie byłam przekonana, że piszę “sobie a muzom” i gra, która powstanie będzie funkcjonować jedynie na zasadzie teorii mówiącej, że być może da się w to zagrać i nie wylewać potoków łez z rozpaczy. Tymczasem ktoś zdecydował się zadać sobie trud wydrukowania tekstu, wycięcia kart i wytłumaczenia zasad znajomym, a następnie opisania mi, jak gra spisała się w praktyce. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, nie tylko ciekawe i pokazujące, jak teoria przekłada się na praktykę, ale również radosne, bo okazało się, że grający całkiem dobrze bawili się podczas sesji.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Warto było tracić czas na pisanie? Męczyć się z GIMP-em i narażać na niechęć ze strony dobrych ludzi? Warto. Dla tego jednego wieczoru, który grupa znajomych zdecydowała się poświęcić właśnie mojej grze.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dostępne w sieci recenzje “Bestseller Inc.”: <a href="http://polter.pl/Game-Chef-komentarze-na-serio-b18131" target="_blank">1</a>, <a href="https://plus.google.com/u/0/108805532674667610407/posts/F3rA7dnSUTN" target="_blank">2</a>.</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Grę można pobrać <a href="https://drive.google.com/file/d/0B1Rhx5PMsfKMWUtoeEdaTHRiT1U/edit?usp=sharing" target="_blank">stąd</a>. Wcześniej jednak polecam przyjrzeć się pracom zwycięzców: "Lunie" Marty Kucińskiej i "Framespace" Krzysia (<a href="http://gamechef.gry-fabularne.pl/moze-byc-tylko-jeden/" target="_blank">ogłoszenie wyników</a>).</div>
</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-3875710604068079332014-06-06T14:53:00.000+02:002014-06-06T14:53:48.010+02:00Niewinny skok w bok lub nowa miłość<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz siedemnasty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Łatwo zauważyć, że lubię czytać, a książki - zarówno w rozumieniu niesionej przez nie wartości intelektualnej, jak i ich fizycznej, papierowej formy - traktuję z graniczącą z fanatyzmem czołobitnością. Na szczęście, to jedynie łagodne skrzywienie, które nie przekłada się na jakieś wybitne trudności w codziennym życiu społecznym. Owszem, czasem miałam ochotę udusić kogoś za wylanie kawy na ten, czy inny tom, ale najwyraźniej mam szczęście w rzutach na samokontrolę i w związku z moją przypadłością nigdy nie odnotowano żadnych ofiar śmiertelnych (ewentualnie, jestem mistrzem w skutecznym ukrywaniu zwłok). Cały ów - być może nieco przydługi i odrobinę zbyt drastyczny - wstęp sprowadza się ostatecznie do tego, że trudno mi wyobrazić sobie swoje życie bez książek. Bo co by było, gdyby ich nie było?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Ku mojemu zaskoczeniu, okazuje się, że nic przesadnie strasznego.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie, nie pozbyłam się całej swojej kolekcji powieści i RPG-ów, natomiast od jakiegoś czasu cieszę się z posiadania Kindle Classic 5. To niepozorne urządzenie sprawiło, że z dnia na dzień ilość zadrukowanego papieru, który kupuję drastycznie spadła, a rodzina z przerażeniem w oczach zaczęła pytać, co mi się stało i czy przestaję kolekcjonować książki.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym miejscu należy rozwiać ewentualne wątpliwości, jakie mogły się pojawić w obliczu powyższego oświadczenia: otóż, nie, nic mi nie jest, czuję się zdrowa, zarówno na ciele, jak i na umyśle. Nie straciłam też poczucia swojej tożsamości, nikt mnie nie podmienił. Wciąż nie wierzycie? Dodam w takim razie, że mimo iż czytnik mam od kilku miesięcy wciąż jeszcze nie jestem pewna, jaka przyszłość czeka ten związek. Nie mogę zdecydować, czy na horyzoncie majaczy długotrwały, namiętny romans z cackami od Amazona, czy może e-papier to tylko chwilowa miłostka. Bo, jak wszystko, lektura na czytniku ma swoje wady i zalety.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zacznijmy od tych drugich, bez wątpienia, bardziej oczywistych. Chyba każdy posiadacz czytnika docenia jego lekkość i niewielki rozmiar, dzięki czemu czytanie w warunkach bojowych (komunikacja miejska!) staje się o wiele łatwiejsze. Przyzna to każdy, kto kiedykolwiek wpadł na pomysł zabrania ze sobą do autobusu lub tramwaju solidnego podręcznika RPG lub opasłej powieści, wydanej w standardzie wyższym, niż typowy dla fantastyki papier toaletowy. Kindle, dzięki swoim przyjaznym rozmiarom jest nie tylko wyjątkowo poręczny, ale i - co dla mnie ważne! - odporny na działanie psich zębów. Nie chodzi o to, że mój egzemplarz został zaopatrzony w specjalny, kevlarowy pokrowiec, ale po prostu o to, że takie urządzenie łatwiej jest przed psem ukryć, niż cały wielki regał, który z perspektywy czworonoga wygląda, jak gigantyczna, zapraszająco otwarta lodówka. Jeżeli dodać do tego wręcz niebezpieczną łatwość pozyskiwania nowych zbiorów, wychodzi na to, że na kindle’u czyta się niejako mimochodem, przy każdej okazji, a powieści kończą się w obłędnym, nieznanym dotąd tempie. Coś pięknego.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednocześnie - mimo bezsprzecznych zalet i udogodnień, jakie wiążą się z posiadaniem czytnika - mam z nim ogromny problem, tyleż nierozwiązywalny, co zachęcający do nieustannego zadawania symbolicznego pytania: jak żyć? Bo, istotnie, jak tu żyć, będąc człowiekiem chronicznie chorym na książki, cierpiącym na nieustanną manię ich kolekcjonowania i nie móc najnowszego nabytku dokładnie obejrzeć, pomacać, powąchać? Kindle ułatwił mi czytelnicze życie, ale przy tym pozbawił je miłych sercu przyzwyczajeń i odarł z sympatycznych, małych rytuałów, które do tej pory niezmiennie przynosiły mi radość. Nie da się przecież włuchiwać się w szelest e-papierowych kartek, powąchać elektroczninego tuszu, ani - co grosza! - postawić e-booka na półce i tym samym sprawić, aby <i>naprawdę </i>stał się własnością jednej osoby, a nie był jedynie przedmiotem potencjalnego zainteresowania setek ludzi, przewijających się przez księgarnię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak się okazuje, wszystko to wcale nie jest tak ważne, jak dotychczas sądziłam. Owszem, kiedy korzystam z e-wydań brakuje mi tego elementu zbieractwa. Kindle jednak zmienił mnie do tego stopnia, że kiedy w Empiku kupowałam papierową wersję “Zawołajcie położną” Jennifer Worth nawet nieszczególnie przyjrzałam się trzymanemu w ręku egzemplarzowi: po prostu zdjęłam książkę z półki i zadowolona pomaszerowałam do kasy. Co gorsza, nie czułam wyrzutów sumienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czyżby jednak miłość?</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-58768746828223771482014-05-18T20:38:00.000+02:002014-05-18T20:38:15.872+02:00Game Chef 2014: mój wkład<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
W tym roku pierwszy raz odbyła się <a href="http://gamechef.gry-fabularne.pl/" target="_blank">polska edycja konkursu Game Chef</a>. Moje game designerskie doświadczenia ograniczają się jedynie do <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/search/label/Koszmar%20bibliotekarza" target="_blank">uczestnictwa w 19. edycji Nibykonkursu</a>, a 9 dni to niezbyt dużo czasu, aby stworzyć coś sensownego, ale mimo to postanowiłam spróbować swoich sił. Trzeba przecież dbać o tak promowane ostatnimi czasy w polskim fandomie parytety. W ten sposób powstał Bestseller Inc., narracyjna gra z elementami karcianki. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, czy rzeczywiście da się w nią zagrać i zachować pełnię zdrowia psychicznego (mam pewne wątpliwości, ale też trochę o to chodziło...), niemniej jednak cała zabawa przyniosła mi pewną satysfakcję - przecież udało mi się sprostać wyzwaniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bestseller Inc. nie powstałby, gdyby nie pomoc <b>nimdila </b>i <b>Krzysia</b>, którym w tym miejscu serdecznie dziękuję za wsparcie. Wszem i wobec oświadczam, że to<b> prawdziwie złoci ludzie</b>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pseudonim:</b> Blanche</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Tytuł:</b> Bestseller Inc.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Link: </b><a href="https://drive.google.com/file/d/0B1Rhx5PMsfKMWUtoeEdaTHRiT1U/edit?usp=sharing" target="_blank">tutaj</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<b style="font-weight: bold;">Skrócony opis: </b>Gra o pisarzach-debiutantach, którzy starają się doprowadzić do ukazania się ich dzieł drukiem. Inspirowana tematem konkursu i listą bestsellerów Empiku.</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-6964835421567713772014-04-02T17:19:00.000+02:002014-04-06T19:01:44.959+02:00Mali łowcy gier i trzeci rok machinacji<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Kilka dni temu niepostrzeżenie minął już trzeci rok machinacji. Wprawdzie ostatnio na blogu rzadko pojawiają się nowe wpisy, jednak nie znaczy to, że porzucam pilotowanie Machiny parowej - po prostu aby zwiększyć aktywność muszę poczekać na lepsze czasy. Wcale nie zapomniałam o tych, którzy jeszcze tu zaglądają - przeciwnie! Ci, którzy czytają Machinę dłużej wiedzą, że mam w zwyczaju robić z okazji urodzin bloga prosty konkurs, w którym można wygrać RPG. Nie tym razem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dla odmiany chciałabym, aby każdy, kto tutaj zagląda - a nie tylko jedna wybrana osoba - dostał prezent z okazji urodzin bloga. Jednocześnie przypuszczam, że wszyscy lubimy darmowe RPG-i z dalekich stron. Z tego względu przygotowałam polską wersję gry, która zdobyła palmę pierwszeństwa we francuskiej edycji konkursu Game Chef 2013: <b>Kimochi no koryôshi - Les Petits Chasseurs d'Émotions</b> autorstwa <b>Pierre’a-Gavarda Colenny’ego</b>. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i ktoś z Was może nawet kiedyś znajdzie czas, aby w nią zagrać. “Małych łowców emocji” możecie pobrać <a href="https://drive.google.com/file/d/0B1Rhx5PMsfKMOEFPSVJLeDBwYlE/edit?usp=sharing" target="_blank">STĄD</a>. Natomiast, <a href="https://drive.google.com/file/d/0B1Rhx5PMsfKMNG5EcGhlVmtzRTA/edit?usp=sharing" target="_blank">TUTAJ</a> znajdziecie karty bez tła, a <a href="https://drive.google.com/file/d/0B1Rhx5PMsfKMX1ExSjhfQWIxWlU/edit?usp=sharing" target="_blank">TU</a> czarno-białą wersję karty postaci.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjivShrV2oPrENrOHY-nqfeW3wrpoadc2YULbgx8KQp-q7fc8DIGQnccXtogPKONbtkoPL6iYUSb_ylhQ41vvArMDICBcaGW1WDs720_Kvw3Bg76T7smmI__cdpXCCjyulTy7qmohsUZcE/s1600/Mali_%25C5%2581owcy_Emocji_PL+%25284%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjivShrV2oPrENrOHY-nqfeW3wrpoadc2YULbgx8KQp-q7fc8DIGQnccXtogPKONbtkoPL6iYUSb_ylhQ41vvArMDICBcaGW1WDs720_Kvw3Bg76T7smmI__cdpXCCjyulTy7qmohsUZcE/s1600/Mali_%25C5%2581owcy_Emocji_PL+%25284%2529.png" height="476" width="640" /></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
Powstanie polskiej wersji gry nie byłoby możliwe, gdyby nie pomoc i chęć współpracy ze strony kilku osób. Przede wszystkim, niezmiernie się cieszę, że <b>Pierre-Gavard Colenny</b> wyraził zgodę na przetłumaczenie swojej gry i udostępnienie jej polskim odbiorcom za to w tym miejscu serdecznie mu dziękuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
“Wydanie” gry to jednak nie tylko przygotowanie tłumaczenia. Redakcją tekstu zajęła się <b>Nikola “Szponer” Adamus</b>, która nie znienawidziła mnie, mimo że walczyłam o każde słowo. Z kolei za przygotowanie pięknego pdf-a podziękowania należą się <b>Tajemniczemu Składaczowi</b>, który chociaż jest bardzo zajętym człowiekiem zdecydował się mi pomóc i robił to z uśmiechem na ustach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: x-small;">photo credit: <span style="font-size: x-small;"><a href="http://www.onirarts.com/kimochi-no-koryoushi/" target="_blank">Pierre-Gavard Colenny</a></span></span></div>
</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-73002670892869406872014-03-15T21:55:00.000+01:002014-03-15T21:55:39.495+01:00KB #53 Jak oswajam groźne słowa<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
[Poniższy wpis bierze udział w <a href="http://szpon.com.pl/393-kbrpg-53-kobiety.html" target="_blank">53. edycji Karnawału Blogowego RPG</a>, której opiekunką jest <a href="http://szpon.com.pl/" target="_blank">Szpon</a>.]</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgg1y3sVyXr0VJahKru0ex1bCTSbG3xRn53m2UaW4z-SzzhMs24r-7J8vbCOtT_3gqM2Xzr6ALLsuEJsFcPO1YfuxGdDvE683OT-280sDcK1n_5mD1W5yE1D2qIucBLqpDarbPZZR5pQmQ/s1600/KBRPG+2014.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 0.25em; margin-right: 0.25em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgg1y3sVyXr0VJahKru0ex1bCTSbG3xRn53m2UaW4z-SzzhMs24r-7J8vbCOtT_3gqM2Xzr6ALLsuEJsFcPO1YfuxGdDvE683OT-280sDcK1n_5mD1W5yE1D2qIucBLqpDarbPZZR5pQmQ/s1600/KBRPG+2014.jpg" height="247" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Feminizm. Seksizm. Dyskryminacja. Od czasu pamiętnych, wyjątkowo gorących dyskusji, dotyczących miejsca kobiet w RPG-owym fandomie to słowa brzmiące co najmniej równie przerażająco, jak “teraz wszyscy giniecie” albo “w nocy ktoś ukradł cały wasz ekwipunek”. Te ostatnie, kiedy padają na sesji sprawiają, że nagle atmosfera robi się gęsta i napięta, z oczu siedzących przy stole graczy zaczynają sypać się błyskawice, zaś z ust pełne niechęci komentarze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zależy mi na tym, aby na moich sesjach wszyscy dobrze się bawili i z tygodnia na tydzień wciąż chcieli więcej i więcej RPG-owania w moim towarzystwie, dlatego zagrania takie, jak Total Party Kill i magicznie znikający ekwipunek wyrzuciłam ze swojego repertuaru “sztuczek Mistrza Gry” wiele lat temu. Z podobnych względów wymazałam ze swojego słownika wymienione na początku tekstu wyrazy-klątwy. Kiedy je wypowiadam bezwiednie, bez względu na ton mojego głosu, gestykulację i wyraz twarzy, rzucam na siebie dziwną iluzję.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak samo dzieje się w przypadku “Kamienie spadają, wszyscy umierają”. To krótkie zdanie ma w sobie podobną, magiczną moc. Sprawia, że kumpel po drugiej stronie stołu w oczach graczy zmienia się w potwora, który bezzasadnie zdecydował się odebrać im ich wypieszczone postaci i zagarnąć dla siebie cały sesyjny <i>fun</i>. To słaba zagrywka, więc reakcja graczy zupełnie mnie nie dziwi - mają pełne prawo być wkurzeni i sfrustrowani. A nawet obrzucić MG resztką czipsów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie sądzę jednak, abym mówiąc, dajmy na to, “czuję się dyskryminowana” lub, dla przykładu, “jestem feministką” robiła coś równie złośliwego. Niemniej, co ciekawe, nagle w oczach rozmówcy zaczynam jawić się, jako wielka, gruba i brzydka baba. Do tego pewnie wiecznie samotna, zła na cały świat i otoczona stadem kotów. Prawdę mówiąc, gdybym rzeczywiście tak wyglądała przypuszczam, że bałabym się spoglądać co rano w lustro, a mój pies nigdy nie przychodziłby do mnie na zawołanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z pewnością nie miałabym też specjalnej ochoty z kimś takim rozmawiać. Nie mówię więc “feminizm”, nie krzyczę o dyskryminacji, rzadko zdarza się, że choćby odważę się wyszeptać “seksizm”. Zamiast strzępić język po prostu robię swoje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zresztą, jak ktoś słusznie zauważył, RPG-i są dla ludzi, a zatem dla wszystkich. Bo chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że kobiety są ludźmi. Nie ma więc najmniejszego sensu robienie z ich obecności w fandomie wielkiej afery i tworzenie wyimaginowanych problemów. Zamiast dyskutować i przy okazji obrzucać się barwnymi określeniami (waginofanatyczka!) lepiej wprowadzać te mądre słowa w czyn: prowadzić sesje, jeździć na konwenty, pisać niezbyt poczytnego bloga, sędziować w jednych konkursach, a startować w drugich. To jest prawdziwe RPG-owanie i prawdziwy fun. Na tym właśnie staram się skoncentrować. Niejako przy okazji pokazuję przewijającym się w okolicy mężczyznom, którzy jeszcze w to wątpią, że kobieta to pełnowartościowy członek RPG-owej społeczności. Bez zbędnych, groźnych słów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie powinnam napisać coś w stylu “i to samo Wam, drogie czytelniczki oraz drodzy czytelnicy, polecam”, a następnie kliknąć “publikuj” i wyłączyć laptopa. Niespodzianka, nic z tego! Oczywiście, wszystkim serdecznie polecam czerpanie radości RPG, zamiast wdawania się w bezsensowne dyskusje, pozwolę sobie jednak dodać do tego krótką, zabawną historyjkę, ilustrującą ten nieistniejący problem, o którym tyle już zdążyłam powiedzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Świetnie bawiłam się podczas tegorocznego Pucharu Mistrza Mistrzów. Polcon 2013 był szalenie intensywny, pełen pozytywnych wrażeń i ogromnych emocji. Mogłam nie tylko poprowadzić fajne sesje dla świetnych graczy, lecz również uzyskać cenne, krytyczne uwagi od szanowanych członków fandomu. Bo przecież żaden PMM-owy sędzia nie wziął się z powietrza, ani nie wypadł sroce spod ogona - to reprezentanci stowarzyszeń, zajmujących się promowaniem fantastyki i gier fabularnych, którzy znają się na rzeczy. Świetna sprawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Od jednego z sędziów usłyszałam wtedy nieco dziwny, a jednak bardzo wartościowy komplement, który na długo zapamiętam: “Do tej pory nie wierzyłem, że kobieta jest w stanie poprowadzić dobrą sesję. Ty udowodniłaś mi, że jest inaczej.”</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tylko dlaczego w ogóle musiałam to udowadniać?</div>
</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-31201278509577530652014-02-19T23:08:00.001+01:002014-02-19T23:11:46.790+01:00GRAMY! Express: przeklęty finał<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgE6q7ll59_4SJeImHEVQdBgJPVJYMTFvN55fqYtXfCtJMsVgwlnELQb23CHYs55_wJd5VYUe3vZi3Xrd4Y4Lnyq67_8zXxfhSwLiDClqmNKtqByga9bmo-fD9chTa9_uX_eHivrWlRN0c/s1600/ulotkaGramyE2014_a6300ppi.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 0.25em; margin-left: 0.5em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgE6q7ll59_4SJeImHEVQdBgJPVJYMTFvN55fqYtXfCtJMsVgwlnELQb23CHYs55_wJd5VYUe3vZi3Xrd4Y4Lnyq67_8zXxfhSwLiDClqmNKtqByga9bmo-fD9chTa9_uX_eHivrWlRN0c/s1600/ulotkaGramyE2014_a6300ppi.png" height="320" width="226" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
W ostatni weekend odbyła się już piąta edycja rozrastającego się niestrudzenie, warszawskiego konwentu dla graczy RPG i miłośników gier planszowych. Nie widziałam zbyt wiele tegorocznej odsłony imprezy, bo kiedy mogłam pozowlić sobie na przebywanie na konwencie zajmował mnie przede wszystkim konkurs na najlepszego gracza GRAMY! Express. Ze zjAvy zapamiętam więc przede wszystkim imponujący Games Room oraz ciągłe kupowanie ochraniaczy na buty. GRAMY! z kolei - <a href="http://machina-parowa.blogspot.com/2012/07/pofina-gramy-garsc-wrazen.html" target="_blank">po 10. edycji, jaka miała miejsce w 2012 roku i którą bardzo ciepło wspominam</a> - tym razem okazało się być dla mnie raczej trudnym doświadczeniem, zarówno z punktu widzenia sędziowania, jak i prowadzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Nie brałam bezpośredniego udziału w organizowaniu konkursu, a jedynie obserwowałam z boku, jak męczy się z tym <b>nimdil</b>: moim zdaniem było poprowadzenie finałowej sesji i wyłonienie najlepszego gracza spośród tych, którzy przebrnęli eliminacje. Niestety, mam wrażenie, że zupełnie temu zadaniu nie sprostałam.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przede wszystkim, nie jestem zadowolona z finałowej sesji. Można powiedzieć, że tradycji stało się zadość, bo wieść gminna niesie, iż to właśnie finał konkursu daje graczom najmniej frajdy. Wielka szkoda, że udało mi się tę niechlubną tradycję podtrzymać, tym bardziej, że więcej jest w tym mojej winy, niż niesprzyjających okoliczności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszym błędem była decyzja o poprowadzeniu nieznanej mi dotąd gry - UnderWorld strasznie mi się spodobał i chciałam jak najszybciej go wypróbować, tymczasem powinnam była się wstrzymać i poprowadzić coś, co już mam ograne. Mimo że klimat przedstawionego w systemie świata jest bardzo mój przed sesją nie zdążyłam wyobrazić go sobie dostatecznie wyraziście, żeby np. z całkowitą swobodą improwizować. Przypuszczam, że również przez to sesja rodziła się w wielkich bólach, co sprawiło, iż ostatecznie nie była tak dobrze przygotowana, jakbym sobie tego życzyła. To, w połączeniu z faktem, że ostatnio wyjątkowo brakuje mi czasu na RPG-owanie oraz niewyspaniem, sprawiło, że sesja nie była tak dobra, jakbym sobie tego życzyła. W tym miejscu pozostaje mi obiecać, że się poprawię, a także podziękować <b>Wektowi </b>za jego obszerny i bardzo pomocny komentarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Druga sprawa, z którą wyjątkowo źle się czuję to kwestia oceniania uczestników i konieczność wskazania najlepszego z nich. Kiedy w 2012 roku prowadziłam podczas Avangardy półfinał GRAMY! i spośród graczy wybierałam tego, który ma przejść dalej miałam poczucie, że podjęłam dobrą decyzję. Z jednej strony, nie czułam tak bardzo ciążącej na mnie odpowiedzialności, bo przecież chodziło tylko przejście do kolejnego etapu konkursu, a nie stos nagród i tytuł najlepszego gracza. Z drugiej zaś, miałam sporo czasu, aby decyzję przemyśleć i przegadać. O tym, co działo się na sesji i popisach graczy rozmawiałam wtedy z <b>nimdilem </b>całą drogę z kampusu SGGW do domu. Nie chodzi o to, że pozwoliłam komuś decydować za mnie - po prostu rozmowa pomogła mi uporządkować myśli i ochłonąć po sesyjnych emocjach. Na zjAvie nie miałam takiej możliwości - musiałam zdecydować natychmiast po zakończeniu gry, a na dodatek waga decyzji była znacznie większa, niż ostatnim razem. Mimo to - ze względu na brak oficjalnego zakończenia konwentu, na którym mogłoby się odbyć wręczenie nagród - nie udało mi się wynegocjować czasu na zastanowienie. Było to dla mnie tym bardziej trudne, że poziom graczy był bardzo wyrównany. Zdaję sobie sprawę z tego, że to frazes, którym posługujemy się przy ogłaszaniu wyników 99% konkursów w tym kraju, więc chcę tym bardziej podkreślić, iż wszyscy gracze spisywali się podczas sesji świetnie. Przez to mam wrażenie, że godząc się podjąć decyzję w biegu w pewien sposób zawiodłam finalistów. Wiem, że dotychczas wskazanie zwycięzcy było subiektywną decyzją Mistrza Gry, jednak - gdyby kiedykolwiek przyszło mi jeszcze sędziować w GRAMY! - z radością powitałabym zmiany w tej kwestii. Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie ciężko będzie znaleźć sędziów-obserwatorów sesji (jak w PMM-ie), ale są przecież inne metody, jak choćby ankiety wypełniane przez graczy po sesji, możliwość porozmawiania z MG, którzy prowadzili sesje eliminacyjne i półfinałowe. Dzięki nim wskazanie najlepszego byłoby łatwiejsze, a rola Mistrza Gry odpowiadającego za finał obarczona nieco mniejszą odpowiedzialnością. Na moje oko, same plusy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z mojej perspektywy pierwszą edycję GRAMY! Express, niestety!, trudno uznać za udaną, mam jednak nadzieję, że za taką uważa ją chociaż część z graczy, którzy zdecydowali się wystartować w konkursie. A także, że standardowa, letnie edycja, które odbędzie się na tegorocznej Avangardzie przyniesie nam wszystkim znacznie więcej frajdy.<br />
<br />
<br />
Na koniec, chciałabym raz jeszcze pogratulować <b>Urkowi </b>oraz pozdrowić wszystkich moich graczy: <b>Wekta</b>, <b>Radka </b>i <b>Ifryta</b>, bez którego wszystko by się posypało.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-69007949698543683282013-12-18T12:41:00.000+01:002013-12-18T14:55:51.092+01:00Mikołaj RPG 2013: prezent wędruje do...<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwzlH68aDKhnxXFzrW6-t26KOTig_-TiC67F7J6tFyALnnDx8R1Zfs-tr6h8xxRMBpfc76MI3bbaOnbn3cptPwm_nS8yk4VjXreNPeTwIfvUqzBSg8qlkzeXWxjAFaNNUX-JF8sNnOObg/s1600/large_2134749812.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 0.25em; margin-right: 0.25em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwzlH68aDKhnxXFzrW6-t26KOTig_-TiC67F7J6tFyALnnDx8R1Zfs-tr6h8xxRMBpfc76MI3bbaOnbn3cptPwm_nS8yk4VjXreNPeTwIfvUqzBSg8qlkzeXWxjAFaNNUX-JF8sNnOObg/s400/large_2134749812.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Zgłosiło się aż ośmioro grzecznych fanek i fanów gier fabularnych! To nie mało, toteż dziękuję wszystkim, którzy rozpowszechniali wśród znajomych wiadomość o konkursie. Szczególnie, że każdy z uczestników ma się czym pochwalić w kwestii grzecznego RPG-owania i każdy z nich w pełni zasługuje na nagrodę. Niestety, zwycięzca może być tylko jeden, więc decyzja była naprawdę trudna… do tego stopnia, że zdecydowaliśmy się nagiąć zasady i obok nagrody głównej przyznać wyróżnienie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Papierową wersję Dog Eat Dog otrzymuje Marek “Plane” Golonka:</div>
<blockquote class="tr_bq">
Wielce Szanowna Święta Mikołajowo!</blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
Cnota jest, jak wiadomo, własną nagrodą, nigdy by mi więc nie przeszło przez myśl prosić o jakieś wynagrodzenie czy kompensatę za tegoroczne dobre uczynki. Gra, którą zamierza Święta przekazać w ręce najgrzeczniejszego RPGowca wydaje mi się jednak tak poważna i tak ważna zarazem, że otrzymanie jej trudno mi nazwać nagrodą. Sądzę, że jest to raczej brzemię, które zmusza posiadacza do porzucenia lekkich jak piórko sesji Wolsunga i zajęcia się dużo mniej zabawnymi, a jednak bardziej doniosłymi tematami. W poniższej epistole postaram się Świętą przekonać, iż udźwignę to brzemię, przynosząc rozliczne korzyści sobie i światu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po pierwsze mogę z dumą stwierdzić, iż swoimi sesjami promuję znajomość historii i nie unikam trudnych tematów. Choć tak przeze mnie lubiany Wolsung oferuje zakłamaną (ale jak uroczą!) wizję wieku XIX w., znajduję też czas na prowadzenie o wiele mrocznych Rippers, którzy - mimo fantasmagorycznej tematyki - oddają nierówności, fobie i zakłamanie epoki dużo lepiej. Zawsze staram się dowiedzieć jak najwięcej o prawdziwej historii miejsca, w którym rozgrywają się moje sesje, co może Świętej spodobać się tym bardziej, iż ostatnio miejscami tymi były Balice i Paryż. </div>
<div style="text-align: justify;">
Także i na konwentach regularnie prowadzę prelekcje poświęcone nie zawsze przyjemnej prawdzie historycznej, zwłaszcza związanej z XIX w. - tu muszę wspomnieć zwłaszcza o cyklu odczytów Damy i dżentelmeni, czyli kto?, podczas których pokazuję, jak bardzo "wiktorianie" osaczeni byli przez sieć konwenansów i norm społecznych. Oczywista nie pozwalam też do końca zginąć pięknemu Mitowi Wiktoriańskiemu - staram się przekazać słuchaczom całe piękno tego świata i współczesnych dzieł do niego się odnoszących, pokazując jednak także i jego mroczne strony. Zachęcam także do dalszych studiów w odbywającej się między innymi na Polconie prelekcji Erudycja wiktoriańskiego Mistrza Gry. </div>
<div style="text-align: justify;">
Z bardziej ogólnych zalet mojej skromnej osoby pozwolę sobie wspomnieć o tym, że zawsze przygotowuję sesję z myślą o graczach i ich dobrej zabawie, bez żalu modyfikując wątki i upraszczając mechanikę, by dostosować wszystkie elementy sesji do potrzeb danej grupy. Jako swoistą summę takiego podejścia mogę wskazać moją niedawną sesję<a href="http://planetourist.polter.pl/Wolsung-Swieta-uratowane-b17327"> mikołajkową</a>. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mam nadzieję, iż powyższe skromne dossier przekona szanowną Świętą, iż jestem gotów przyjąć na siebie brzemię gry tak poważnej, jak Dog Eat Dog.</div>
</blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
Kłaniam się nisko i życzę Świąt pogodnych, wesołych i niezbyt przepracowanych!</div>
Oddany Świętej przyjaciel,<br />
Marek "Vic" Golonka</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Natomiast, w ramach wyróżnienia oryginalna wersja pdf gry wędruje już mailem do Darii Chibner:</div>
<blockquote class="tr_bq">
Kochany Święty Mikołaju!</blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
W tym roku nie pokonałam wielu smoków, nie odwiedziłam wystarczającej ilości lochów ani nie mogę pochwalić się epickimi czynami. Mimo wszystko w tym roku starałam się być wyjątkowo miłym i grzecznym RPG-owcem. Mam nadzieję, że wybaczysz mi moje drobne i wręcz niezauważalne przewinienia, przymkniesz strudzone oczy na niewielkie i nieliczne niedociągnięcia i w swej nieprzeniknionej łasce, obdarzysz mnie nieoczekiwanym podarkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy byłam graczem nie tworzyłam postaci, które odstawałyby od drużyny - nie irytowałam praworządnych paladynów chaotycznym orkiem barbarzyńcą, najwyżej skrzętnie ukrywałam swoją prawdziwą naturę. Starałam się obrać z nimi wspólny front i razem z nimi przeżywać przygody, wznosić kufle w podrzędnych karczmach oraz uciekać przed niespodziewanym zagrożeniem. Nie odchodziłam znienacka od drużyny na nieprzeniknione leśne ścieżki, przez co Mistrz Gry musiałby skupiać się wyłącznie na mojej postaci. Jeżeli coś takiego zdarzało mi się, od czasu to czasu, to robiłam to tylko dla dobra drużyny. Wspólnie z całą ekipą przeżywałam sukcesy i porażki, a potajemne konszachty z Mistrzem Gry zdarzały mi się jedynie dwa czy trzy razy podczas danej sesji. A to wszystko dla dobra drużyny! Ciężko pracowałam na swoje PD-ki i nowe umiejętności, dbałam i czyściłam swoje szczęśliwe k20, staranie wypełniałam swoją kartę postaci - nie zapominając nawet o portrecie swojej niestrudzonej bohaterki. Jeżeli zdarzały się takie sytuacje, że udawało mi się awansować fartem, zgubiłam swoją pierwszą, ukochaną k20 czy zalałam pysznym waniliowym latte kartę postaci - cóż, nawet mnie czasem prześladuje pech i zły los. Sam widzisz Kochany Święty Mikołaju, że trudno znaleźć grzeczniejszego gracza ode mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dzięki mojej grzeczności zdobyłam zaufanie graczy i pozwolili mi dowieść swych przeogromnych zdolności, podczas prowadzenia sesji. Zdecydowanie wolę grać z głową, niż twardo, więc nie znęcałam się nad moimi słodkimi graczami. Owszem, muszę ze wstydem przyznać, że zdarzało mi się pod rząd uśmiercić kilka postaci jednego gracza lub rzucać krowami w postaci i graczy, którzy nie byli wstanie odkryć mojego fascynującego i niebywale prostego wątku fabularnego. Robiłam to jednak, tylko i wyłącznie, dla dobra moich współgraczy. Dobrze wiem, że nic nie smakuje tak dobrze, jak z trudem osiągnięte zwycięstwo i chwała! Nawet jeśli wiąże się to z wchodzeniem pod tą samą górę trzy razy pod rząd - jest przecież oczywiste, że sukces zrekompensuje wszystkie drobne przestoje i momenty znużenia. Jest wiadome, że na moich sesjach nigdy nie może być nudno! Byłam szczodra w rozdawaniu PD-ków, nie żałowałam wspaniałego ekwipunku oraz potężnych artefaktów. Dodatkowo, wyjątkowo się cieszę, że trafiłam na tak wspaniałe postaci, które wiedzą iż, dziesięć PD-ków, zardzewiały miecz i stary garnek, znaczą więcej niż wypasiona zbroja i doświadczenie liczone w tysiącach. Tak samo, jak ja wolą potęgę wyobraźni niż prostotę przedmiotów. Nie zamęczam ich więc, różnorodnością gadżetów na sesjach - każdy tak doświadczony RPG-owiec jak ja, wie iż najlepsza sesja składa się z miejsca, kartki i ołówka. Każdy jednak lubi od czasu do czasu odrobinę pikanterii - moi współgracze do dziś z nostalgią wspominają wspaniałe przygody odbywane podczas krótkiej wizyty do pubu lub niezwykle klimatyczny scenariusz heroic fantasy, który odbywał się na zapuszczonej działce mojego wujka Stasia. Gdy czasami zdarzała mi się niedyspozycja i nie mogłam prowadzić sesji, moi ukochani towarzysze, płakali z żałości, że ominą ich moje wspaniałe pomysły!</div>
<div style="text-align: justify;">
Mój najdroższy, najwspanialszy, najcudowniejszy i najlepszy Kochany Święty Mikołaju! Mam nadzieję, że mój list wystarczająco udowodnił, iż to właśnie ja jestem najgrzeczniejszym RPG-owcem na świecie. Moja niebywała skromność, różnorodne talenty i zalety oraz wspaniałe czyny, zostały wystarczająco potwierdzone w tym krótkim i zwięzłym liście. Czekam z niecierpliwością na twoją rozumną i słuszną decyzję.</div>
</blockquote>
<blockquote class="tr_bq">
Ściskam i pozdrawiam serdecznie, tak jak tylko ja potrafię!</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się sprawić mi przyjemność i stanąć do walki o wieczną sławę i skromny prezent. Zarówno uczestnikom konkursu życzę, aby zbliżające się święta przeżyli tak, jak najbardziej tego pragną. Wszystkiego najlepszego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: x-small;">photo credit: <a href="http://www.flickr.com/photos/tilaneseven/2134749812/">Tim McFarlane</a> via <a href="http://photopin.com/">photopin</a> <a href="http://creativecommons.org/licenses/by-nc-nd/2.0/">cc</a></span><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS. W kwestii ustalenia szczegółów dotyczących przekazania nagród z autorami zwycięskich maili skontaktuję się osobiście.</div>
</div>
</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-25385347504271253962013-12-06T19:23:00.001+01:002013-12-06T19:31:11.246+01:00Mikołaj RPG 2013<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
W tym roku święty Mikołaj potraktował mnie wyjątkowo łaskawie, przynosząc prezenty nie tylko dla mnie: zostawił mi dodatkowy papierowy egzemplarz <b>Dog Eat Dog</b>, zaznaczając, że powinien trafić w ręce jakiegoś (w miarę) grzecznego RPG-owca. W związku z tym, każdy, kto uważa, że w tym roku zachowywał się, jak na prawdziwego fana gier fabularnych przystało powinien napisać maila, w którym przedstawi swoje racje. Mam nadzieję, że jeszcze przed świętami pachnący nowością podręcznik znajdzie się wśród towarzyszy na półce kogoś z Was.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na wiadomości w kilku zdaniach wyjaśniające, dlaczego to właśnie do Ciebie ma trafić podręcznik do Dog Eat Dog czekam do <b>poniedziałku 16 grudnia</b> pod adresem <b>mikolaj.rpg [at] gmail.com</b>. Wyniki "konkursu" zostaną ogłoszone kilka dni później. Podręcznik do wybranej przeze mnie i nimdila osoby trafi za pośrednictwem Poczty Polskiej; będzie można również odebrać go osobiście w Warszawie.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
Dog Eat Dog to gra, opowiadająca o kolonizowaniu wysp rozrzuconych po wodach Pacyfiku. Zdążyła nie tylko zyskać miano kontrowersyjnej: wygrała Indiecade Impact Award, Indie RPG Award w kategorii Most Innovative Game i jednocześnie zajęła trzecie miejsce w kategorii głównej oraz była nominowana do Diana Jones Award for Excellence in Gaming. <a href="http://www.kickstarter.com/projects/476430982/dog-eat-dog" target="_blank">Tu</a> można zobaczyć stronę zakończonego w kwietniu zeszłego roku Kickstartera, a <a href="http://liwanagpress.com/" target="_blank">tutaj</a> znajdziecie stronę autora.</div>
<div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoam6arnJAs8Lp73jBC8LWNFrNCM1cT_XcSBF7wchyDfVCh96JX5oHwARAKMNbxURLDgmgIkqqV6NxTxFZS7iekA8udtM-IGWV3b48qb8r9rgnexUd3YkjaQxZwFpFZqyQ6J9dQ4rd_0w/s1600/DEDcover.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoam6arnJAs8Lp73jBC8LWNFrNCM1cT_XcSBF7wchyDfVCh96JX5oHwARAKMNbxURLDgmgIkqqV6NxTxFZS7iekA8udtM-IGWV3b48qb8r9rgnexUd3YkjaQxZwFpFZqyQ6J9dQ4rd_0w/s400/DEDcover.jpg" width="257" /></a></div>
<div>
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
PS. Marzy mi się, że zostanę wprost zarzucona wiadomościami od mniej lub bardziej grzecznych RPG-owców, dlatego uprzejmie proszę o udostępnianie informacji o "konkursie". </div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-55040479025363716182013-11-28T19:10:00.000+01:002013-11-28T19:10:16.056+01:00KB #49 RPG na własnym podwórku<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
[Poniższy wpis bierze udział w <a href="http://roguesinthehouse.blogspot.com/2013/11/karnawa-blogowy-49-polska-mieszkam-w.html">49. edycji Karnawału Blogowego RPG</a>, której opiekunami są autorzy bloga <a href="http://roguesinthehouse.blogspot.com/" target="_blank">Dom Pełen Łotrów</a>.]<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
O polskim rynku RPG - tak jego rozwoju, jak i zbliżającej się, agonalnej śmierci - napisano już całe tomy. Nic dziwnego, wszak jest to kwestia, która powinna żywo interesować fanów gier fabularnych z kraju nad Wisłą. Mniej mówi się natomiast o Polsce, jako tle dla rozgrywających się na sesjach wydarzeń. Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego, niż przygody na ziemiach ojczystych, tymczasem Polska-setting może sprawić niemało problemów. Sama długo wzbraniałam się przed osadzaniem swoich scenariuszy w Polsce, a obecnie wykorzystuję ją chyba tylko w przypadku sesji, których akcja rozgrywa się we współczesności. Co więcej, wydaje mi się, że nie jestem w tej kwestii odosobniona. Skąd w narodzie ta RPG-owa niechęć?<br />
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Ojczyzna - obczyzna</h3>
<div style="text-align: justify;">
Polska, jako kraj ojczysty może wydawać się zwyczajnie mało ciekawa, pozbawiona potencjału. Jest bowiem swojska, bliska i (przynajmniej teoretycznie) doskonale znana, zatem po prostu niedostatecznie ekscytująca, aby mogła być szeroko wykorzystana RPG-owo. Bywa, że trudno wyobrazić sobie fascynujące przygody, rozgrywające się tuż za rogiem, na dodatek przeżywane przez bohatera nazwiskiem Kowalski lub Nowak. Wielkie czyny i wielcy ludzie (lub nieludzie) kojarzą się raczej z szeroko pojętym Zachodem, bo jak powszechnie wiadomo, trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z drugiej strony, ze znajomością Polski wcale nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Ja w każdym razie nie mogę powiedzieć, abym była w stanie poprowadzić sesję, której akcja rozgrywałaby się w dowolnym z większych polskich miast. Jeżeli chciałabym uniknąć konieczności dokształcania się w zakresie znajomości danego miejsca i jednocześnie móc oddać na sesji jego atmosferę oraz opisać w miarę zgodnie ze stanem faktycznym najbardziej charakterystyczne zakątki moja lista “gotowych, polskich settingów” zawęża się do rodzinnego Krakowa. Ostatecznie, mogłabym spróbować swoich sił w Warszawie, którą powoli poznaję, przypuszczam jednak, że na dzień dzisiejszy efekty nie byłyby powalające.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednocześnie, obok swojego komfortu podczas kreowania sesyjnej rzeczywistości muszę wziąć pod uwagę możliwość nawiązania porozumienia z graczami. Gdy nagle okaże się, że nie czują miejsca, w którym znajdują się ich postaci do tego stopnia, że obawiają się deklarowania najprostszych akcji sesji nie uratuje żaden, nawet najlepszy opis. Nie dziwi mnie, że wielu graczy lubi w miarę pewnie czuć się w środowisku, w którym żyje ich bohater, przynajmniej, kiedy mowa o jego szarej codzienności (wiadomo, kwestia sytuacji ekstremalnych to zupełnie inna sprawa). Mogłoby się wydawać, że takie obopólne poczucie bezpieczeństwa najłatwiej zbudować właśnie w ramach polskiego settingu, bo przecież zazwyczaj wszystkie osoby zasiadające przy stole są Polakami, zostały wychowane w tej samej kulturze i na święta zajadają się czerwonym barszczem z uszkami. Trudno temu zaprzeczyć, ale mam wrażenie, że w rzeczywistości sprawa jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzięki wspólnocie codziennych doświadczeń łatwo przychodzi mi zbudowanie porozumienia z graczami pochodzącymi z Krakowa lub przynajmniej od jakiegoś czasu mieszkającymi w mieście. W przypadku sesji, które gromadzą osoby z różnych, często oddalonych od siebie miast jest o tę wspólnotę zdecydowanie trudniej. Jest dla mnie zupełnie zrozumiałe, że - przykładowo - odkrywanie mrocznej strony Krakowa na sesji w Świat Mroku dla poznaniaka będzie zdecydowanie mniej pociągające, niż dla mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie powinna przyjść nam z pomocą polska popkultura: książki, filmy i seriale, które wszyscy znamy i które sprawiają, że mamy o danym miejscu, dajmy na to o Warszawie, dostateczną “wiedzę”, aby wczuć się w jego klimat. To tak nie działa. Nie ma chyba żadnego wytworu polskiej popkultury, który byłby na tyle dobry, aby oczekiwać, że będzie powszechnie znany i lubiany. Seriali zwyczajnie nie da się oglądać, podobnie, jak polskich filmów. Z kolei, jeżeli mowa o moich ulubionych autorach, to zwykle fabułę swoich powieści i opowiadań osadzają w wymyślonych neverlandach. Zdecydowanie łatwiej jest oprzeć się o wytwory zachodniej popkultury. Wszyscy znamy seriale takie, jak “Breaking Bad”, czy “House M.D., a dzięki rozmaitym pełnometrażowym produkcjom mamy większe pojęcie o tym, jak wygląda daleki Nowy Jork, niż miasto znajdujące się na przeciwnym w stosunku do naszego końcu Polski. Nic dziwnego, że ojczyste strony wydają się nie cieszyć szczególną RPG-ową popularnością. W tym miejscu warto podkreślić szczególny przypadek “Dzikich Pól”, które wspierają obowiązkowe lekcje historii.</div>
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Moje terytorium</h3>
<div style="text-align: justify;">
Mimo wszystko, bardzo lubię prowadzić i wymyślać scenariusze osadzone w Krakowie. To w końcu moje rodzinne miasto - nie ma miejsca, które byłoby mi bliższe. Czuję się tu zatem na tyle pewnie, że sięgnięcie po Kraków jest dla mnie łatwiejsze, niż osadzenie sesji we wspomnianym, powszechnie znanym Nowym Jorku. Opisując wydarzenia czy lokacje mogę opierać się na swoich osobistych doświadczeniach, a te niekoniecznie będą przystawały do zachodniej kultury i tamtejszych realiów. To szczególnie ważne przy improwizacji, kiedy mogę “wrzucić” do tworzonej na sesji fikcji wydarzenie, miejsce lub osobę bez konieczności wprowadzania szybkich modyfikacji. Sesja nagle nabiera żywych barw, a ja nie muszę się nawet specjalnie wysilać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kraków pozwala mi również na tworzenie tych wyjątkowych scenariuszy, w których, mimo że jestem prowadzącym, nie muszę wszystkiego robić sama. Wiadomo, że nawet mieszkając tu przez całe życie nie zdążyłam jeszcze poznać dokładnie każdego centymetra kwadratowego miasta - są miejsca, w których jeszcze nie byłam lub takie, w które odwiedziłam tylko raz, dawno temu. W tej sytuacji nie ma nic prostszego, niż sięgnąć po osobiste doświadczenia graczy, którzy przecież też już swoje przeżyli. Przykładowo, gracz, który w codziennym życiu studiuje na AGH z pewnością lepiej opisze kampus tej uczelni, niż ja, nic więc nie stoi na przeszkodzie, by poprosić go, aby w konkretnym momencie przejął narrację. Dzięki temu może pojawić się wiele szczegółów, które w innym wypadku zostałyby pominięte.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wbrew pozorom, łatwość tworzenia narracji wcale nie jest największą zaletą wykorzystania rodzinnego miasta lub aktualnego miejsca zamieszkania, jako settingu. To, co najlepsze przychodzi później, niekiedy dużo później, a czasem nie pojawia się wcale. Mowa o chwilach, w których sesyjna fikcja zlewa się z rzeczywistością. Najczęściej są one udziałem graczy, którzy biegając po mieście w codziennych sprawach mogą na chwilę zatrzymać się, by zauważyć, że to przecież <i>ten</i> budynek, w którym pokonali <i>tego</i> wiekowego wampira. Bywa, że może się nimi cieszyć również Mistrz Gry. Kiedyś podczas sesji poprosiłam gracza, z zawodu prawnika, o opisanie wnętrza słynnego krakowskiego komisariatu policji - Białego Domku. Jakiś czas później miałam okazję ów komisariat odwiedzić w celu zgłoszenia kradzieży. Możliwość napisania do gracza sms-a: “Muszę przyznać, że Twój opis doskonale oddawał rzeczywistość” zdecydowanie osłodziła mi tę nieprzyjemną sytuację. To niezapomniana sprawa i właśnie dlatego warto prowadzić na swoim podwórku.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoLN1TE3KAevMsLZVuzSsv_sX7IFi5eLs1wANq3YpD06bAFIJj_85FrnOLaMoI3yCl8ehYsL2rGtxgD26XaYQJMSxHbZW2q1jnVQ7OCRBLvTQ-P4HDY9Nl0Ndz5U4Bb8XDiiNNazAK7F8/s1600/origin_8393775160.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="270" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoLN1TE3KAevMsLZVuzSsv_sX7IFi5eLs1wANq3YpD06bAFIJj_85FrnOLaMoI3yCl8ehYsL2rGtxgD26XaYQJMSxHbZW2q1jnVQ7OCRBLvTQ-P4HDY9Nl0Ndz5U4Bb8XDiiNNazAK7F8/s400/origin_8393775160.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<h3 style="text-align: center;">
Inspiracje</h3>
<div style="text-align: justify;">
Wszystkim, którzy szukają “pomocy naukowych” pod kątem tworzenia scenariuszy, których akcja osadzona jest w Krakowie, pragnę polecić:</div>
<ol style="text-align: left;">
<li style="text-align: justify;">“Kraków od A do Z” Jana Adamczewskiego;</li>
<li style="text-align: justify;">“Pitaval krakowski” Janusza Szwai oraz Stanisławów Salmonowicza i Watlosia;</li>
<li style="text-align: justify;">“Krakowskie podania, legendy i zwyczaje: fikcja-mity-historia” Juliana Zinkowa.</li>
</ol>
<div style="text-align: justify;">
Dodam, że sama mnóstwo inspiracji czerpię z opowiadań mojej mamy, ale tym źródłem nie jestem gotowa się dzielić.<br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: right;">
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: x-small;">photo credit: <a href="http://www.flickr.com/photos/centralniak/8393775160/">centralniak</a> via <a href="http://photopin.com/">photopin</a> <a href="http://creativecommons.org/licenses/by/2.0/">cc</a></span></div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-37404343172507770092013-11-18T14:48:00.000+01:002013-11-18T14:48:24.003+01:00Konwent: prowadzenie w trudnych warunkach?<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Wielkimi krokami zbliża się 12. edycja krakowskiego konwentu <a href="https://www.facebook.com/ImladrisKrakowskieWeekendyZFantastyka?fref=ts" target="_blank">Imladris</a>. Impreza powraca po kilkuletniej nieobecności, a jednym z elementów, które mają uświetnić jej ponowne pojawienie się na polskiej scenie konwentowej jest konkurs na najlepszą drużynę, Archipelag. Tak się składa, że jestem jednym z Mistrzów Gry, których organizatorzy “wkopali” w sędziowanie, toteż ponownie czeka mnie prowadzenie sesji w konwentowych warunkach. Z tego powodu zdecydowałam się napisać kilka słów o prowadzeniu na tego typu imprezach w ogóle, bo jeszcze do niedawna wydawało mi się to sporym problemem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Trudne warunki</h3>
<div style="text-align: justify;">
Długo wzbraniałam się przed prowadzeniem na konwentach, a jednym z koronnych argumentów, którymi broniłam się przed tą aktywnością były nie najlepsze warunki, w jakich często przychodzi działać Mistrzom Gry. Wiadomo wszak, że sesja na głośnym, zatłoczonym szkolnym korytarzu nigdy nie będzie równie dobra, jak ta prowadzona w warunkach domowych. Po prostu, kiedy wokoło tyle się dzieje, trudno skupić się na tworzonej fikcji - zarówno prowadzącym, jak i graczom. Co gorsza, fandom to relatywnie mała grupa ludzi, składająca się właściwie z bliższych i dalszych znajomych, ci zaś jak przystało na sympatycznych i kulturalnych ludzi widząc kumpla chcą się przywitać. W związku z tym prowadzenie na korytarzu może łatwo przemienić się w koszmar ciągłych powitań i uścisków dłoni, w którym sesja schodzi na dalszy plan.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na szczęście, takie sytuacje zdarzają się coraz rzadziej. Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu organizatorzy konwentów starają się urządzać bloki sesji RPG z większą dbałością o uczestników, niż niegdyś. Trzeba przy tym dodać, że jest to zadanie niezwykle trudne, bowiem sesje zjadają ogromną liczbę sal, w zamian zapewniając dobrą zabawę niewielkiej grupie konwentowiczów. Podczas gdy na prelekcji może przez godzinę bawić się kilkadziesiąt osób, sesja RPG skierowana jest raptem do kilku graczy, a trwa około 4-5 godzin. Sesje są zatem, po prostu, nieekonomiczne z perspektywy gospodarowania dostępną przestrzenią, a konwentowe budynki jakoś nie chcą rozszerzać się w magiczny sposób. Mimo wszystko jednak da się: są konwenty, które potrafią zapewnić Mistrzom Gry naprawdę fajne warunki. Osobne, zamykane sale to nie tylko domena PMM-a. Osobiście uważam też, że czasem szkolne pomieszczenia sprawdzają się lepiej, niż standardowe, domowe miejscówki - jest w nich, po prostu, więcej przestrzeni, dzięki czemu grzeczne siedzenie przy stole można wzbogacić o rozmaite "akrobacje". To właśnie prowadząc na konwentach odkryłam, że podczas sesji lubię chodzi dookoła stołu. Wtedy też mam okazję ekspresyjnie odgrywać NPC-ów, nie ryzykując bliskiego, bolesnego spotkania z meblami. Poza kilkoma dodatkowymi metrami kwadratowymi szkolna sala daje takie same możliwości, co salon - jest gdzie podłączyć laptopa, gdzie usiąść i położyć podręczniki. Jasne, krzesło nigdy nie będzie równie wygodne, jak ulubiony fotel, na to jednak można spokojnie przymknąć oko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Gracze z łapanki</h3>
<div style="text-align: justify;">
Zdecydowanie więcej niepokoju, niż warunki lokalowe wywołuje we mnie kwestia graczy - to, kto znajdzie się na mojej konwentowej sesji niezmiennie mnie martwi. I - być może wbrew pozorom - wcale nie chodzi o to, że obawiam się złośliwca, który przez przypadek trafi do mnie na sesję i celowo będzie starał się ją zepsuć. Dotychczas nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło i głęboko wierzę, że na żywo nawet najwięksi internetowi hejterzy stają się łagodni, jak baranki. Poza tym, trudno mi wyobrazić sobie, że ktoś z własnej, nieprzymuszonej woli będzie marnował swój cenny czas na sesję, o której wie, że na pewno mu się nie spodoba, tylko po to, by mieć okazję do narzekania. To, czego rzeczywiście się obawiam to niedopasowanie MG i graczy. Wszyscy gramy przecież w nieco inne RPG i jeżeli na sesji znajdą się osoby, uprawiające modele grania znajdujące się po dwóch przeciwległych końcach skali to raczej nie skończy się ona dobrze. W tej kwestii można chyba tylko zdać się na łut szczęścia, któremu zapewne po jakimś czasie zacznie towarzyszyć reputacja MG prowadzącego w danym stylu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z drugiej strony, konwenty oferują coś, czego nie sposób wytworzyć w domowych warunkach, mianowicie konkursy. Wbrew pozorom, nie nawiązuję tu do konkursów dla Mistrzów Gry, bo to osobna kwestia - przeciwnie, chodzi o te organizowane z myślą o graczach. Chyba jednym z najlepszych sposobów na poprowadzenie udanej konwentowej sesji jest zaangażowanie się w jakiś konkurs dla graczy. Atmosfera konkursu sprawia, że w graczy nagle wstępują niespotkane pokłady kreatywności i chęć klimatycznego odgrywania postaci, a zaangażowanie w sesję osiąga zupełnie nowy, lepszy poziom. Taka sesja to naprawdę świetne doświadczenie, zwłaszcza w porównaniu z co tygodniowymi spotkaniami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Znikąd pomocy</h3>
<div style="text-align: justify;">
Prowadzenie w domowym zaciszu ma pewną niepodważalną zaletę: wszystko jest - mniej lub bardziej, zależnie od stopnia panującego wokoło chaosu - pod ręką. Podręczniki, w których w każdej chwili można sprawdzić potrzebne informacje, grzecznie stoją na półkach, a dodatkowe kostki tylko czekają, by po nie sięgnąć. Drukarka wypluwa z siebie dowolną ilość kart postaci, by szybko można było ratować zalane/zatłuszczone statystki bohatera, z kolei lodówka hojnie obdziela wszystkich jadłem i mlekiem do kawy. Istna sielanka, na konwentach rzecz nie do pomyślenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety, szykując się na konwentową sesję często trzeba pomyśleć o czymś więcej, niż scenariusz. Zwłaszcza, że na przykład w środku nocy nie wszędzie uda się dostać życiodajne białka i węglowodany oraz płynny cukier ukryty w puszce z czerwonym bykiem. Szczęśliwie, w większych miastach działają nie tylko całodobowe sklepy, w których można kupić jadło i napoje energetyczne dla ekipy, ale i punkty druku - taka właśnie wspaniała instytucja uratowała moją półfinałową sesję w tegorocznym PMM-ie. Kostki, jeżeli ich zabraknie, są zwykle dość łatwo dostępne: raz, że sporo RPG-owców zabiera je ze sobą na konwenty, dwa, że nie są morderczo drogie. Nieco większy problem może stwarzać brak podręczników - wprawdzie zdarzają się działające na zasadzie Games Roomów wypożyczalnie, ale pewnie nie ma co liczyć na zalezienie w nich niszowych systemów. W końcu, w razie wystąpienia innych, nieprzewidzianych trudności można błagać o pomoc orgów. Warto przy tym dodać, że chociaż organizacja konwentów bywa różna, to “ekipa rządząca” zwykle stara się pomagać zagubionym MG w potrzebie, bo przecież sesja, zwłaszcza taka figurująca w programie, to również ważny element konwentu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie ma co ukrywać, prowadzenie sesji na konwencie może być nieco straszne - ja przynajmniej zawsze dość mocno denerwuję się, mając ją w planach. Wiadomo: nowi, nieznani gracze, to nowe, nieznane możliwości na zawiedzenie czyichś oczekiwań, za którymi podążają fale krytyki. Do tego dochodzą zimne sale, niewyspanie i chęć zjedzenia porządnego obiadu. Praktyka pokazała mi jednak, że wiele z tych lęków jest nieuzasadnionych, a sesje konwentowe mogą być równie dobre, a czasem nawet lepsze, niż te prowadzone w bezpiecznych, domowych warunkach. Warto było zatem przełamać się i poddać swój warsztat Mistrza Gry konwentowej próbie bojowej - nawet, jeżeli pierwsze starcie wypadło tak sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrUy1Fa-Fobd-fOCfP1Avr2Me5sj3MIW8CFXo-gJSZL9_k_ix9TYMcox-YoGPjk_29IQ8ugU2x3tFWGsOfFahju7D6znF8LaIqk7tgkNyzWuLhralTygN-ZcnVirSV0hf3l_xnQsWxcoM/s1600/422279_416666791702501_1062124291_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrUy1Fa-Fobd-fOCfP1Avr2Me5sj3MIW8CFXo-gJSZL9_k_ix9TYMcox-YoGPjk_29IQ8ugU2x3tFWGsOfFahju7D6znF8LaIqk7tgkNyzWuLhralTygN-ZcnVirSV0hf3l_xnQsWxcoM/s400/422279_416666791702501_1062124291_n.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jedna z najlepszych sesji, jakie prowadziłam: konkurs GRAMY!, Avangarda 2012. Zdjęcie <a href="http://konkurs-gramy.blogspot.com/2012/07/gramy-10ed.html" target="_blank">stąd</a>.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS. Serdecznie zapraszam nie tylko na krakowski Imladris, ale i do udziału w Archipelagu, konkursie na najlepszą drużynę. Będą prowadzić same sławy: <b>Linka</b>, <b>Włodi</b>, <b>Wojtek Rzadek</b>, <b>Wekt</b>, <b>Andre</b>, <b>Inkwizytor </b>oraz <b>Baniak</b>.</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-46678246161609596802013-10-28T18:34:00.000+01:002013-10-28T18:34:20.381+01:00Nowy rodzaj bólu<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz szesnasty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Są takie słowa, które z zupełnie zwyczajnych, nie posiadających szczególnie wielkiej mocy w pewnych kontekstach zmieniają się niemal w magiczne formuły - niezrozumiałe i budzące grozę. Jednym z takich słów jest dla mnie - jakże niepozorny i łagodnie dźwięczący w uchu - minimalizm.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Drzwi moich szaf domykają się bez trudu, a kosmetyki bez najmniejszego problemu mieszczą się w łazience, jednak kiedy przychodzi do książek, idea otaczania się rozsądną liczbą przedmiotów staje się zupełnie obca. Bo biblioteka powinna być duża. A najlepiej jeszcze większa. Z tego też względu książki dawno już przestały mieścić się na półkach oraz w przeznaczonych na nie kartonach i z każdym miesiącem podbijają coraz to nowe tereny na podłodze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście, mam wyrzuty sumienia, że szlachetne tomy pełne mniej lub bardziej mądrych słów nie są przechowywane tak, jak na to zasługują, jednak radość, związana z kupowaniem i dostawaniem nowych pozycji całkowicie przysłania poczucie winy. Nic dziwnego, że nigdy nie przyszło mi na myśl, aby nieco ograniczyć napływ nowych książek lub pozbyć się tych, które uważam za zaledwie średnie w celu uporządkowania mojej przestrzeni życiowej. Przeciwnie. Można powiedzieć, że bałagan pogłębia się coraz bardziej, bo kolejne tomy migrują pomiędzy Krakowem a Warszawą. Inwazja makulatury ze znakiem jakości “B” trwa więc w najlepsze, skutecznie opierając się idei minimalizmu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym miejscu chciałabym móc napisać, że w ten oto sposób ja i mój książkowy chaos egzystujemy w poczuciu spokoju i szczęścia. Niestety, takimi luksusami mogą cieszyć się tylko wybrani. Ja do nich nie należę. Ostatnimi czasy podstępne, minimalistyczne siły zaatakowały znienacka, skutecznie wykorzystując chwilową utratę czujności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy wydawało się, że papier przestał już budzić w niej jakiekolwiek emocje, Tytania na nowo zainteresowała się literaturą. Traf chciał, nie było to zainteresowanie natury intelektualnej, a kulinarnej. Wcześniejsze kontakty Tytanii ze słowem pisanym były raczej delikatne. Mogłam wmawiać sobie, że tomy, które wyrwałam spomiędzy jej kłów nabrały charakteru. Tym razem jednak nie pozostawiła miejsca na choćby najmniejsze słówko pocieszenia. Poznałam ból straty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
“Kijem i mieczem” Kevina Hearne, “Chłopcy” Kuby Ćwieka oraz “Apocalypse World Pl” zostały po prostu zjedzone. Stratę pierwszych dwóch zdołałam znieść z godnością i spokojem, o które, prawdę mówiąc, zupełnie się nie podejrzewałam. Jednak kiedy ostatnia z wymienionych pozycji z solidnego, przyjemnie leżącego w dłoni i ładnie prezentującego się tomu zmieniła się w strzęp przeżutego papieru, poczułam, że moja kolekcja została poważnie nadwątlona. Oto zewsząd docierały do mnie zachwyty nad systemem, ja tymczasem swój egzemplarz straciłam jeszcze, nim zdążyłam przeczytać pierwsze zdanie. Apocalypse World nie mógł więc olśnić mnie swoją innowacyjnością, ani otworzyć mi oczu na zupełnie nowy sposób PRG-owania. To nic, że u nimdila na półce stoi angielskie wydanie AW - tak, czy inaczej czułam się kompletnie pokonana przez rzeczywistość.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podczas kilku ostatnich tygodni każde doniesienie dotyczące Apocalypse World wywołało we mnie niemal fizyczny ból, przypominając o wciąż czekającym na mnie przykrym obowiązku - aktualizacji kolekcji. W normalnych warunkach jest to czynność nad wyraz przyjemna, oznacza bowiem dodawanie do listy nowych nabytków, tym razem jednak chodziło o - jakże ostateczne i nieodwracalne - wykorzystanie opcji “usuń tę książkę ze swojej biblioteki”. W ten sposób, przesunięcie kursora na niewielki, czerwony krzyżyk i naciśnięcie lewego klawisza myszki urosło do rangi czynności tyleż traumatycznej, co trudnej, a ja zaczęłam koncentrować się na unikaniu nieuniknionego.</div>
<br /><div style="text-align: justify;">
Niestety!, nieuniknione ma to do siebie, że nic nie robi sobie z prób ucieczki ofiary. Tak było również w tym wypadku. Muszę odreagować. Najlepiej podczas zakupów w księgarni.</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-21825700304602151872013-09-18T15:43:00.001+02:002013-09-18T15:45:45.644+02:00Z wizytą u Kopernika<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Nie planowałam jechać na <a href="http://copernicon.pl/2013/" target="_blank">Copernicon</a>, tymczasem nie dość, że w miniony weekend znalazłam się w Toruniu to jeszcze w konwencie uczestniczyłam pełniej, niż zwykle, bo jako twórca programu. Wszystkiemu zaś winny był <b>Grzegorz “Gendo” Bagiński</b>, koordynator bloku Sesje RPG, który tak skutecznie namawiał mnie do wizyty w mieście słynnego astronoma, że nie sposób było odmówić - nawet wziąwszy pod uwagę konieczność podróżowania z psem. Copernicon był więc dla mnie konwentem pod każdym względem innym, niż zwykle i chociaż nie lubię porzucania swoich przyzwyczajeń muszę przyznać, że do tego bardzo udanym.</div>
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Czas i miejsce</h3>
<div style="text-align: justify;">
Copernicon - jak zresztą wskazuje nazwa - odbywał się w Toruniu, w dniach 13 - 15 września. Konwent mógł poszczycić się świetną lokalizacją, w samym centrum Starego Miasta, mieścił się bowiem w dwóch budynkach należących do UMK. W pięknym, niesamowicie klimatycznym Collegium Maius znajdowała się akredytacja, stoiska wystawców oraz sale przeznaczone na sesje RPG, z kolei w Collegium Minus odbywały się prelekcje chyba wszystkich bloków programowych. Warto dodać, że oba przybytki wiedzy są położone na tyle blisko siebie, że przemieszczanie się pomiędzy nimi nie stanowiło problemu - nawet wziąwszy pod uwagę wyjątkowo podłą pogodę. W nieco większym oddaleniu znajdowała się szkoła noclegowa, jednak nie słyszałam na to jakichś szczególnych utyskiwań, domyślam się więc, że dystans należał do tych, które bez bólu można przebyć na piechotę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Warto wspomnieć, że dzięki temu, iż konwent znajdował się w samym centrum nie stanowiło problemu napełnienie głodnych żołądków. Co więcej, organizatorzy zapewnili konwentowiczom zniżki w rozmaitych okolicznych przybytkach - pizzerii, restauracji indyjskiej, włoskiej knajpce z opcją jesz ile chcesz, a nawet pubach. Wybredni uczestnicy, którym nie odpowiadała żadna z wymienionych opcji mogli zaś wybierać wśród licznej konkurencji. Ze zniżką, czy bez, muszę przyznać, że chyba na żadnym konwencie mój żołądek nie czuł się tak dopieszczony. Po co komu konwent: Toruń warto odwiedzić chociażby dla fantastycznego piwa piernikowego i pysznych naleśników w Manekinie.</div>
<div>
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Organizacja</h3>
<div style="text-align: justify;">
Tym razem na organizację patrzyłam z perspektywy twórcy programu, nie zaś zwykłego uczestnika. Sądziłam, że nie odczuję specjalnej różnicy, tymczasem okazało się, że są to punkty widzenia diametralnie różne. Nie mam organizatorom Coperniconu nic do zarzucenia. Mam tylko nadzieję, że szarzy konwentowicze byli tak samo rozpieszczani, jak Mistrzowie Gry i paneliści.</div>
<div style="text-align: justify;">
W kolejce do akredytacji spędziłam może 5 minut - aby przekazać mi pakiet z identyfikatorem, informatorem i stosikiem ulotek sympatycznej gżdaczce wystarczył rzut oka na mój dowód osobisty. Przy tym okazało się, że opłatę uiszczam z już odliczoną zniżką za program, co mile mnie zaskoczyło. Poczułam, że organizatorzy mają do mnie dostatecznie dużo zaufania, by wierzyć, że nie ucieknę ze swojej sesji. Z tego, co wiem częściej stosuje się zdecydowanie bardziej kłopotliwy model zwracania panelistom pieniędzy po tym, kiedy już zakończą odrabianie pańszczyzny, toteż w tym punkcie Copernicon ma u mnie dużego plusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Później przywitał nas Gendo, zajmujący się blokiem Sesji RPG, a było to powitanie niezwykle zacne, zawierające pyszne czekoladowe muffiny, które głodnym, zmokniętym i zmęczonym podróżą ludziom wydawały się ósmym cudem świata. Potem było już tylko lepiej: Gendo pilnował, żebym we właściwym czasie znajdowała się w odpowiednim miejscu, zaganiał do sali graczy, wyczarowywał brakujące ołówki i kostki. Jeżeli koordynatorzy pozostałych bloków byli równie pomocni, jestem przekonana, że za rok paneliści i Mistrzowie Gry będą walić na Copernicon drzwiami i oknami.</div>
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Atrakcje</h3>
<div style="text-align: justify;">
Program Coperniconu, mimo że złożony z kilkunastu bloków, nieco mnie zawiódł. Owszem, na konwent przyjechały prawdziwe sławy, jednak obok prelekcji <a href="http://www.geekozaur.pl/" target="_blank">Geekozaura</a>, <a href="http://zpopk.pl/" target="_blank">zwierza popkulturalnego</a>, <a href="http://chatolandia.pl/" target="_blank">Kobiety-Ślimaka</a> i dzielnie rozpowszechniającego wiedzę o <a href="http://argentmarkgames.com.pl/" target="_blank">Apocalypse World Pl</a> Tora zdarzały się punkty programu trącące myszką i promujące w moim odczuciu np. mocno nieaktualny styl grania lub przypominające grupową terapię. Oczywiście, nie oznacza to, że w informatorze próżno było szukać interesujących prelekcji - raczej, że ginęły one w wśród rozmaitych konkursów wiedzy i nie do końca dobrze przygotowanych punktów programu. Sądzę, że w przyszłości warto wziąć pod uwagę radę <b>Puszona </b>i postawić z jednej strony na nieco mniejszą różnorodność, w której nie zginą programowe perełki, z drugiej zaś wyłącznie na sprawdzonych prelegentów. Z ulgą przyjęłabym również ułożenie informatora według godzin, a nie według bloków.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poza prelekcjami na konwencie można było również wziąć udział w sesjach RPG, LARP-ach, pograć w bitewniaki i planszówki, a także zobaczyć fire show. Bez wątpienia działo się dużo, szkoda tylko, że poziom atrakcji był tak nierówny.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Trudno mi się wypowiadać w kwestii mojej sesji. Z jednej strony, wydaje się, że była całkiem udana, z drugiej natomiast już podczas prowadzenia czułam, że pewne rzecz mogłam pokazać lepiej. Niestety, marznąc w nie do końca suchych ubraniach po piątkowej deszczowej apokalipsie nie czułam się najlepiej. W przyszłości obiecuję się poprawić, nie tylko od strony prowadzenia, lecz również organizacji. Copernicon sprawił, że przekonałam się, iż sobota rano to niezbyt dobra pora na sesję, jeżeli konwent nie jest nastawiony całkowicie na granie w RPG. Następnym razem wybiorę lepszy termin. Mam jednak nadzieję, że graczom sesja podobała się na tyle, iż nie żałują wstawania na barbarzyńską 10 rano.</div>
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Podsumowanie</h3>
<div style="text-align: justify;">
Copernicon oceniam bardzo pozytywnie, szczególnie pod względem organizacyjnym. Mimo pewnych wpadek programowych na pewno będę chciała wrócić do Torunia za rok. Wierzę, że organizatorzy pozwolą mi wtedy przekonać się, że ich konwent potrafi być jeszcze lepszy, większy i ciekawszy, niż wcześniej.</div>
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Odrobina prywaty</h3>
<div style="text-align: justify;">
Copernicon był szczególnym konwentem również dlatego, że w podróży towarzyszyła nam Tytania. Po dłuższych wakacjach, podczas których była pod opieką nie do końca kompetentnych osób nie chcieliśmy zostawiać jej znowu w niepewnych rękach. Nie pozostało więc nic innego, jak zabrać ją ze sobą. Wojaże z psem okazały się znacznie mniej problematyczne, niż się spodziewałam. Tytania nie sprawiała problemów ani w pociągu, ani w hotelu. Właściwie, jedyne, czym jestem zawiedziona to fakt, że gżdacze nie pozwolili całej naszej trójce podejść do stanowiska akredytacyjnego, przez co wejściówki musieliśmy kupować na raty. Pogoda była wyjątkowo podła, byliśmy całkowicie przemoczeni, a to tylko opóźniło nasze spotkanie z ciepłym pokojem hotelowym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Copernicon był też konwentem bardzo udanym pod względem towarzyskim, podziękowania i dobre słowa wędrują do:</div>
<div>
<b>Magdy</b> i <b>Gendo </b>- za muffiny i psie ciasteczka, doprowadzenie do dobrego jedzenia i wszelką pomoc, jakiej udzieliliście nam przez cały konwent;<br />
<b>Jade </b>- za wspólną podróż, ciekawe rozmowy i bycie ciocią Tytanii;<br />
<b>lucka </b>- za to, że wie, jak należy traktować królową - jesteś najlepszym wujkiem;<br />
<b>Puszona </b>- przykro mi, że Cię zawiodłam;</div>
<div>
<b>Darkena </b>- z niecierpliwością czekam na bombę</div>
<div>
<b>Magdy </b>i <b>Urka </b>- za sympatyczną pogawędkę.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
PS. Setny wpis!</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-47996305077555991492013-09-10T21:46:00.000+02:002018-08-26T18:34:55.565+02:00Quentin: po drugiej stronie barykady<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
W blogosferze PRG-owej opublikowano ostatnimi czasy trochę wpisów dotyczących Quentina, były to jednak teksty przedstawiające punkt widzenia autorów konkursowych scenariuszy. Jako, że ogłoszenie wyników oraz rozdanie nagród mamy już za sobą poniżej przedstawiam garść wrażeń dotyczących mojego jedno sezonowego wystąpienia w charakterze członka Kapituły.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Zawsze chciałam wystartować w <a href="http://kwentin.vot.pl/" target="_blank">Quentinie</a>. W przeciwieństwie do <a href="http://pmm.rpg.pl/" target="_blank">Pucharu Mistrza Mistrzów</a>, konkurs na najlepszy scenariusz do gry fabularnej kusił mnie od dawna - dość pewnie czuję się we wszelkiego rodzaju pisemnych formach, więc Quentin nie wymagał ode mnie tyle odwagi, co PMM. Niestety, nigdy nie udawało mi się przejść od luźnych, przeznaczonych tylko dla notatek do tekstu, z którego mógłby skorzystać ktoś inny. W tym roku miałam mocne postanowienie, by wreszcie przekroczyć tę magiczną granicę. Niestety, poległam kolejny raz, dla odmiany jednak nie ze swojej winy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pod koniec stycznia <b>Michał Smoleń</b> zaprosił mnie do wstąpienia w szeregi Kapituły. Wtedy jeszcze nie rozpoczęłam prac nad swoim - zwycięskim, a jakże - scenariuszem, mogłam więc z czystym sumieniem rozważyć, czy podołam obowiązkom quentinowego sędziego oraz czy możliwość zobaczenia konkursu od środka jest dostatecznie kusząca, by znowu odłożyć ten fantastyczny pomysł na półkę. Ostatecznie, przekonana argumentem <b>kaduceusza</b>, że skoro do tej pory nic nie udało mi się napisać powinnam zostać sędzią dałam się namówić do współpracy. I chociaż wcześniej dokładnie dopytałam się, czego powinnam się spodziewać w pewnych kwestiach rzeczywistość zdecydowanie przerosła moje oczekiwania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Wszyscy równi</h3>
<div style="text-align: justify;">
Podobnie, jak chyba większość osób jedynie zainteresowanych Quentinem, ale niezwiązanych z nim bezpośrednio do tej pory nie czytałam wszystkich prac z danej edycji, a jedynie rzucałam okiem na te, które trafiły do finału. To pewnie przez to byłam przekonana, że poziom wszystkich przychodzących na konkurs tekstów jest mniej więcej wyrównany, przez co niezwykle trudno wyłonić finalistów. Mocno zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam niektóre z testów, jakie przyszły na tegoroczną edycję i zdałam sobie sprawę z tego, jak wielka przepaść dzieli najsłabsze i najlepsze scenariusze. Wystarczy spojrzeć na “Macki są w porządku”, scenariusz przygotowany pod każdym względem - nie sposób użyć innego słowa - profesjonalnie i porównać go ze sławnym już “Z deszczu pod rynnę”. Właśnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jednocześnie to wcale nie oznacza, że mnie samej łatwo było wybrać tych najlepszych - przeciwnie, podczas głosowania na finalistów walczyły we mnie rzetelność, jaka powinna wiązać się z pełnieniem funkcji sędziego i osobiste upodobania. Szczególnie odczułam to dzięki “W poszukiwaniu poszukiwacza”. Ten tekst był dla mnie największym zaskoczeniem i jednocześnie rozczarowaniem edycji: przepięknie zilustrowany, świetnie napisany, z niesamowicie ciekawym tłem historycznym, doskonale skomponowaną drużyną. Podoba mi się do tego stopnia, że żałuję, iż musiałabym go przeczytać - z przyjemnością bowiem zagrałabym w “W poszukiwaniu poszukiwacza”, tymczasem mogę go jedynie poprowadzić. Kibicowałam mu całym sercem jednocześnie mając świadomość, że ma za dużo braków, abym mogła na niego zagłosować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Grafik poszukiwany</h3>
<div style="text-align: justify;">
“Nie mam żadnych szans, bo nie dość, że sama nie potrafię, to jeszcze żaden z moich znajomych nie jest ani profesjonalnym rysownikiem, ani składaczem” - to jedna z wymówek, której używałam chyba za każdym razem, kiedy nie chciało mi się zabrać za pisanie mojego scenariusza. Teraz już wiem, że równie dobrze mogłam powiedzieć sobie: “przyznaj, po prostu Ci się nie chce”, bo pięknie przygotowany pdf i “łysy” tekst w pliku doc naprawdę mają równe szanse na zwycięstwo. Decyduje treść. Oczywiście, miło jest popatrzeć sobie na ładne ilustracje, jednak są one jedynie dodatkiem do ciekawej, spójnej historii, którą mają przeżywać bohaterowie graczy. Jeżeli jej zabraknie to pracy nie uratują nawet obrazy Wojciecha Siudmaka. Warto zdać sobie z tego sprawę, by w przyszłości skoncentrować swoje wysiłki na poszukiwaniu wśród znajomych nie grafika, ale rzetelnych recenzentów, którzy wytkną wszystkie błędy i niedociągnięcia. Po raz kolejny jako przykład może posłużyć “W poszukiwaniu poszukiwacza”, który zawiera świetne, klimatyczne ilustracje. Dla porównania można zestawić go z jednym z wyróżnionych scenariuszy: “Niedokończeni” pod względem wizualnym wypadają raczej blado. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Literatura wysoka</h3>
<div style="text-align: justify;">
Są tacy, którzy natychmiast jeżą się, gdy w kontekście Quentina pada określenie “konkurs literacki”. Ja wprawdzie nigdy nie cierpiałam na tę przypadłość, jednak nie dziwi mnie jej istnienie. W końcu scenariusz do gry fabularnej to tekst użytkowy, instrukcja obsługi dla Mistrza Gry, zatem jakikolwiek artyzm i literackość co najmniej w stylu nagrody Nike są mu zupełnie niepotrzebne. Prawda. Sęk w tym, że - przynajmniej w mojej opinii - Kapituła Quentina określenia “konkurs literacki” używa w zupełnie innym kontekście, co przeciwnicy konkursu. Nikt nie neguje tego, że scenariusz powinien służyć Mistrzowi Gry do przygotowania sesji. Przeciwnie, praca, która ma pełnić funkcję swoistej instrukcji powinna być napisana poprawnym, przejrzystym językiem. Tak, aby była zrozumiała i łatwa w odbiorze. Tak, aby rzeczywiście dało się z niej skorzystać. W scenariuszu liczy się przede wszystkim treść - to prawda, która jednak nie zwalnia nikogo z obowiązkowej poprawności językowej. Bo treść mozolnie wyłuskiwana z plątaniny błędów stylistycznych ma o wiele mniejsze znaczenie. Wystarczy spojrzeć na los scenariusza-kolosa: “Słowo kapłana” to całkiem niezła kampania do Warhammera. Jestem pewna, że graczom autora zapewniła wiele fajnych sesji, ja jednak zapamiętam z niej przede wszystkim zupełny brak redakcji, który wyjątkowo utrudniał mi lekturę. Nie jestem też pewna, czy znajdzie się Mistrz Gry gotowy ze “Słowa kapłana” skorzystać, bo przebijanie się przez napisany w ten sposób tekst zajmuje po prostu zbyt wiele czasu. W tym kontekście warto potraktować słowa o konkursie literackim poważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z drugiej strony, nie można z tą całą literackością przesadzić - w kontekście scenariusza RPG oznacza ona, przynajmniej dla mnie, poprawność językową. Rozbudowane klimatyczne wstawki na każdej stronie tylko niepotrzebnie utrudniają odbiór tekstu, odciągając czytelnika od właściwej historii. Bo przecież mówimy o konkursie na scenariusz, nie na opowiadanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Kilka dodatkowych godzin</h3>
<div style="text-align: justify;">
Quentin to niesamowicie czasochłonna zabawa. Wiem, że uczestnicy konkursu poświęcają na dopieszczanie swoich dzieł długie miesiące, muszę jednak przyznać, że sędziowie również nie mają lekko. Czytanie konkursowych prac zjadło mi dwa tygodnie. W najśmielszych szacunkach nie spodziewałam się, że będzie ich tak wiele i że w sumie osiągną tak zacną objętość. Sądziłam, że lektura pójdzie mi szybko i sprawnie, a tu okazało się, iż nie dość, że do czytania jest wyjątkowo dużo, to jeszcze przecież trzeba to robić wyjątkowo uważnie, notować swoje uwagi i pisać komentarze. Tymczasem praca czeka, a pies domaga się atencji, co chwila podrzucając mi inną zabawkę. Może to z mojej strony naiwne, ale naprawdę nie sądziłam, że Kapituła ma aż tyle roboty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Nie tacy anonimowi</h3>
<div style="text-align: justify;">
Wiedząc doskonale, jak niewielką grupę tworzą osoby aktywne w fandomie RPG spodziewałam się, że wymóg przysyłania anonimowych prac właściwie nie jest potrzebny. Nie, nie sądziłam, że odgadnę imiona i nazwiska wszystkich autorów, liczyłam jednak na trafność około 50% strzałów. Bardzo śmieszne. Miałam 2 typy (słownie: dwa). Co z tego, że oba trafione, skoro w przypadku pozostałych 17 prac nie przychodził mi do głowy żaden potencjalny autor? Zresztą, wspomnianymi trafieniami nie mogę się jakoś szczególnie szczycić - nie muszę pewnie mówić, że tego, kto jest autorem “W wielkim świecie” domyślali się wszyscy, a styl Plane’a również wiele osób zdołało poznać. Poza tymi dwoma wyjątkami… Nie wiem, jakim fandomowym omnibusem trzeba być, żeby wymóg anonimowości przestał się liczyć. Ja w każdym razie test ze znajomości RPG-owych ziomków oblałam dokumentnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na koniec dodam, że ruszyła już publikacja komentarzy członków Kapituły. Serdecznie zachęcam to zapoznania się nimi. Raz jeszcze gratuluję zwycięzcom: <b>Łukaszowi Fedorowiczowi</b>, <b>Karolowi “Eliashowi” Woźniczakowi</b> i <b>Markowi “Planetouristowi” Golonce</b>.</div>
<span style="font-family: "arial"; font-size: 15px; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"></span></div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-40886719438999850072013-09-03T20:09:00.001+02:002013-09-15T21:58:12.941+02:00Puchar Mistrza Mistrzów: mój pierwszy raz<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Dzięki <a href="http://www.grojkon.com/zlote-kosci" target="_blank">Złotym Kościom</a> nabrałam dostatecznie dużo wiary w swoje umiejętności, aby zdecydować się na uczestnictwo w <a href="http://pmm.rpg.pl/" target="_blank">Pucharze Mistrza Mistrzów</a> - chciałam na własnej skórze przekonać się, jak słynny konkurs wygląda od środka, by ewentualnie w przyszłym roku móc pomyśleć o poważnej walce o puchar. Jeżeli zaś chodzi o tegoroczną edycję miałam tylko jeden cel: nie skompromitować się za bardzo, jako, że moja sesja na PMM-ie miała być powrotem do prowadzenia po kilku miesięcznej przerwie. Przy tym miałam bardzo niewiele czasu na podjęcie jakichkolwiek przygotowań - Tytania i <a href="http://kwentin.vot.pl/" target="_blank">Quentin</a> to po prostu dwa dodatkowe etaty. Nie muszę pewnie dodawać, że ostateczne wyniki turnieju okazały się dla mnie równie wielkim, co pozytywnym zaskoczeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Gra o wysokie stawki</h3>
<div style="text-align: justify;">
Tworzenie sesji eliminacyjnej rozpoczęłam w środę - dzień przed rozpoczęciem <a href="http://www.polcon.waw.pl/" target="_blank">Polconu</a>. Kierując się doświadczeniem wyniesionym ze Złotych Kości zdecydowałam się na wykorzystanie mechaniki <a href="http://gindie.pl/male-gry/lady-blackbird/" target="_blank">Lady Blackbird</a>. Poza tym, że jest łatwa, dynamiczna i aktywizuje graczy mam pewność, że potrafię odpowiednio wyjaśnić jej działanie, co również jest niebagatelną zaletą. Wybrałam konwencję mrocznej baśni, a do tego miałam główny motyw, pomysł na to, kim będą postaci graczy i luźną wizję zakończenia. Udało mi się namówić <b>nimdila</b> do przygotowania eleganckich kart postaci graczy, a samodzielnie wyszukać kilka niezbędnych informacji i zrobić trochę notatek. O testowaniu czegokolwiek, rzecz jasna, nie mogło być mowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednocześnie rozpoczęłam poszukiwanie graczy. Nie do końca wiedziałam, skąd mogę ich wyczarować, skoro moja krakowska drużyna nie zamierzała pojawić na Polconie. Byłam przy tym przekonana, że - przynajmniej do pierwszego etapu turnieju - każdy MG musi samodzielnie “załatwić sobie” komplet graczy. Dzięki Facebookowi - zdradzieckie, niebieskie narzędzie czasem jednak do czegoś się przydaje - wstępnie udało mi się umówić z trójką potencjalnych graczy. Pozostawało więc czekać na konwent: oficjalne spotkanie z PMM-em miało odbyć się w czwartek o 18.00, po nim zaś zapisy Mistrzów Gry.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście, nie wszystko poszło po mojej myśli. Pierwszego dnia, jak chyba każdy uczestnik konwentu, utknęłam w gigantycznej kolejce do akredytacji. Z kolei w piątek rano okazało się, że brakuje mi jednego gracza. Na szczęście sędziowie dali przekonać argumentowi, że fandomowa sława z pewnością sobie poradzi w przeciwieństwie do takiej szarej myszki, jak ja - w ten sposób zwinęłam Ifryta wprost sprzed nosa <b>Zeda</b> i szybko uciekłam do przydzielonej mi sali.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Samą sesję niezwykle trudno mi ocenić. Pierwsza scena wypadła dobrze (być może nawet bardzo dobrze), podobnie jak retrospekcja, później jednak zaczęłam się spieszyć, przekonana, że <b>lucek</b> zaraz będzie musiał uciekać na swoją prelekcję. Zresztą, po sesji niewiele miałam czasu na zastanawianie się nad jej jakością. Z jednej strony, nie zdążyłam porozmawiać z graczami, bo chcieli przejąć ich sędziowie, z drugiej musiałam pędzić do domu, żaby wyjść z psem na spacer. Być może przez to i wspomniane wrażenie pośpiechu, kiedy nimdil chciał się dowiedzieć, jak wypadła moja sesja odpowiedziałam, że beznadziejnie i raczej nie mam co liczyć na wyjście z eliminacji. Po powrocie na konwent dostałam śliczne kostki na pocieszenie, a na ogłoszenie wyników trzeba było niemalże zaciągnąć mnie siłą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Potem okazało się, że jednak wcale nie było tak, jak sądziłam i za 3 godziny prowadzę sesję półfinałową. Ups. Dostałam kartkę ze szkicem scenariusza, kilka słów prawdy na temat wcześniejszej sesji, po czym z trzech godzin zrobiło się 2,5. Później była wizyta w całodobowym punkcie druku w celu zdobycia czystych kart postaci. W ten sposób, kiedy wreszcie mogłam usiąść i spokojnie pomyśleć była już chyba 20. Znalazłam sobie cichy kąt na piętrze z bitewniakami, gdzie udało mi się zdecydować o co właściwie będzie chodzić, kim będą postaci graczy oraz NPC-e, których napotkają na swojej drodze. Potem nimdil pojechał zdobyć dla mnie gadżety i jedzenie, ja zaś mogłam w samotności oddawać się panikowaniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O 22 odbyło się losowanie graczy - właściwie, gracza, bo szkic przewidywał ich jedynie trzech, z czego jednego wybierał MG, a drugi był wybierany spośród sędziów. Jako, że potrzebowałam kobiety na “swojego” gracza nominowałam poznaną w kolejce akredytacyjnej <b>Anię</b>. Z losowania dostał mi się <b>Karol</b>, a z grona sędziowskiego - <b>dr Jerzy Szeja</b>. Sesja wypadła sympatycznie, wydawało się też, że gracze mieli niezły ubaw, bawiąc się gadżetami. Niestety, przez to, że była nastawiona na swobodną zabawę i lekki nastrój brakowało w niej napięcia, skończyła się też zaskakująco szybko - raz udało mi się zmieścić w wymaganym czasie. Po powrocie do domu dowiedziałam się od nimdila, że nie zamierza więcej przejmować się moimi atakami paniki i na ogłoszenie wyników w sobotę o 10 pojadę sama, on zaś dołączy do mnie później. Potem, kiedy już poznamy finalistów, będziemy mogli przekonać się, jak wygląda konwent, posłuchać prelekcji i może nawet zagrać w jakąś planszówkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejny raz moje próby przewidywania przyszłości okazały się nie warte funta kłaków - wraz z Zedem dostałam się do finału.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sesje finałowe miały rozpocząć się o 13. Po otrzymaniu feedbacku i spojrzeniu na zegarek doszłam do wniosku, że skoro w przeciwieństwie do Zeda nie mam gotowej sesji jedynym rozsądnym wyjściem jest poddanie się. Na szczęście, chwilę później przyjechał nimdil, który stanowczo nakazał mi wziąć się w garść i walczyć mimo wszystko. Sięgnęłam więc po ostatnią deskę ratunku: klasyczną Lady Blackbird. Na swojego gracza wybrałam <b>Poziomkę</b>, która akurat była jedyną kobietą w okolicy, z losowania dostali mi się <b>Puszkin </b>i <b>Skobel</b>, a z grona sędziowskiego: <b>Haritsuke</b>. Zupełnie nie potrafię ocenić sesji finałowej, mam jednak nadzieję, że gracze nie uważają spędzonego ze mną czasu za zupełnie stracony. Wiem natomiast, że mogła wypaść dużo lepiej, niestety, obecność publiczności oraz sporej liczby sędziów, nerwy i zupełny brak przygotowania okazały się dość przytłaczające.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Walka z przeciwnościami</h3>
<div style="text-align: justify;">
Puchar Mistrza Mistrzów to nie tylko sesje: to także praca sędziów i <b>Wojtka Rzadka</b>, organizatora. Ci zaś spisali się świetnie, szczególnie biorąc pod uwagę rozmiar tegorocznej edycji turnieju, w której wzięło udział 26 MG - najwięcej od lat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Przede wszystkim, muszę przyznać, że komfort prowadzenia był naprawdę duży. W Kotle - jednym z czterech budynków, w których odbywał się konwent - dla Pucharu przeznaczono prawie całe dwa piętra, dzięki czemu wszyscy mieli zapewnione ciszę i spokój. Nawet, kiedy liczba Mistrzów Gry przerosła liczbę dostępnych sal, Haritsuke i Wojtek dwoili się i troili, żeby dla każdego MG znalazło się wygodne, względnie odizolowane od hałasu stanowisko do gry. Można było zupełnie zapomnieć o tym, że gdzieś obok na Polconie bawi się ponad 4 tysiące osób. Dodam też, że kiedy wybieraliśmy miejsca na sesje finałowe, grono sędziowskie specjalnie ulokowało swoją “bazę wypadową” w najmniej komfortowej z sal, żeby pozostawić nam tylko te zapewniające rzeczywiście dobre warunki. To się nazywa dbanie o uczestnika.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety, dobre warunki zapewnione prowadzącym to nie wszystko. Głównym wrogiem tegorocznej edycji były, moim zdaniem, niewłaściwe zarządzenie czasem i dezinformacja. Przypuszczam, że nie byłam jedyną osobą, która mocno zdziwiła się, widząc harmonogram turnieju. Zgadzam się z tym, że trzy godziny pomiędzy ogłoszeniem wyników eliminacji, a półfinałem powinno dobremu MG wystarczyć na wyrzeźbienie sesji w oparciu o gotowy scenariusz, jednak finał odbywał się zdecydowanie zbyt wcześnie. Podczas prelekcji wyjaśniającej czym jest PMM zostało powiedziane, że to konkurs skierowany do wszystkich Mistrzów Gry, prowadzących w trakcie konwentu - nawet tych, którzy o turnieju dowiedzą się dopiero, kiedy nagle okaże się, że sędziowie oceniają ich sesje. Tymczasem, wyznaczenie tak krótkiej przerwy między ogłoszeniem wyników półfinału, a finałem kłóci się z tym założeniem. Taki harmonogram sprawia, że aby mieć szansę wygrać trzeba przyjechać na konwent z dwiema gotowymi sesjami. Odnoszę również wrażenie, że takie skondensowanie konkursu negatywnie odbiło się na poziomie turnieju. Nie wiem, jak oceniają się pozostali Mistrzowie Gry, ja jednak za najlepszą uważam swoją sesję eliminacyjną. Oczywiście, jest też druga strona medalu: dzięki skompresowaniu w czasie, puchar mógł zostać wręczony w Sali Kongresowej, co z pewnością podniesie prestiż konkursu, a w przyszłości może ułatwić pozyskiwanie sponsorów - coś za coś. Zakładam, że była to świadoma decyzja, której wady i zalety były brane pod uwagę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Druga sprawa to dostępne na stronie Pucharu, a także już na miejscu, w informatorze konwentowym, wiadomości o turnieju. Przede wszystkim, w regulaminie brakuje wyjaśnienia kwestii wybierania graczy na sesję - o tym, jak dokładnie to wygląda dowiedziałam się dzięki uprzejmości Krzysia. Poza tym, opublikowany w informatorze tekst o Pucharze był niekompatybilny z zamieszczonym na tej samej stronie harmonogramem, co mogło prowadzić do pewnych pomyłek. Przydałaby się też taka osobna “tabelka programowa” dla chętnych do udziału w pucharowych sesjach graczy - mam wrażenie, że nie do końca wiadomo było, jak i kiedy zgłaszać się na pucharowe sesje przez co wielu chętnych nie wzięło nawet udziału w losowaniach. W tym miejscu muszę przeprosić <b>Karczmarza</b>, który ostatecznie u mnie nie zagrał. Mam nadzieję, że na kolejnej edycji PMM-a gracze zostaną nieco bardziej dopieszczeni, szczególnie, że Mistrzom Gry uczestnictwo w Pucharze zapewnia wiele pozytywnych wrażeń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na koniec muszę też dorzucić swoje trzy grosze do kwestii sponsoringu: Wojtek w tym roku wykonał tytaniczną pracę, poszukując sponsorów Pucharu i dbając o PR wydarzenia, które w Internecie było widoczne na długo przed konwentowym weekendem. Trzeba jeszcze tylko postarać się nawiązać współpracę z którym z producentów napojów energetycznych. Jestem pewna, że za coś takiego zarówno sędziowie, jak i Mistrzowie Gry będą sławić PMM-a po wsze czasy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z pewnym wstydem wyznaję, że nie mam pojęcia, jak wyglądał tegoroczny Polcon. Miniony weekend był dla mnie mieszaniną sesji, momentów paniki i radości, związanych z PMM-em. Uczestnictwo w Pucharze Mistrza Mistrzów było niesamowicie zaskakującym, a przy tym pozytywnym doświadczeniem. Mam również nadzieję, że nie pozostanie bez wpływu na moje codzienne sesje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h3 style="text-align: center;">
Odrobina prywaty</h3>
<div style="text-align: justify;">
Mogłoby się wydawać, że PMM zupełnie pozbawił mnie możliwości interakcji z konwentowiczami - nic bardziej mylnego. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam tak wiele podziękowań do rozdania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Wojtek Rzadek</b> - za to, że każdego roku sprawia, iż TO WSZYSTKO się dzieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Sędziowie</b> - za wiele godzin trudnej, a momentami również dość nużącej, pracy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Kadu</b>, <b>Krzyś</b>, <b>Haritsuke</b>, <b>Braven</b> - za konstruktywne uwagi już w trakcie konwentu. Dodatkowo, osobne podziękowania należą się Krzysiowi za to, że niestrudzenie pilnował, abym zawsze znajdowała się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Nimdil</b> - za bycie "wspierającą żoną" Mistrza Gry zawsze kiedy tylko była taka potrzeba.</div>
<div style="text-align: justify;">
Moim graczom: <b>Ani</b>, <b>Karolinie</b>, <b>Poziomce</b>, <b>Ifrytowi</b>, <b>luckowi</b>, <b>Karolowi</b>, <b>Skoblowi</b>, <b>Puszkinowi</b> - mam nadzieję, że nie uważacie spędzonych na moich sesjach godzin za stracone.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Jade</b>, <b>Szpon</b>, <b>Ertai</b>, <b>Plane</b> i wszyscy inni, którzy trzymali za mnie kciuki - za wiarę w moje możliwości.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Jaxa</b> - za "ostatnią nadzieję białego człowieka".</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-248458306842032659.post-72506186576924870612013-08-22T17:47:00.002+02:002013-08-22T17:47:56.744+02:00Wszystkie drogi prowadzą do...<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz piętnasty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Raz na jakiś czas nachodzi mnie ochota, by zachowywać się, jak tak zwany “normalny” człowiek - praktykować te wszystkie dziwne rytuały, które na co dzień oglądam jedynie w amerykańskich serialach. Wbrew pozorom, nie mam na myśli nic szczególnie wyrafinowanego. Chodzi o zupełnie zwyczajne czynności i wydarzenia, które zazwyczaj mnie omijają, kiedy jestem zbyt zajęta szukaniem czasu na RPG-owanie w natłoku codziennych obowiązków. Wreszcie, obracając się głównie w towarzystwie miłośników gier fabularnych można łatwo zapomnieć, że rozmowa służy nie tylko do wymieniania uwag dotyczących ostatnio poprowadzonej sesji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Za doskonały moment na dopieszczenie “normalnej” strony swojej natury uważam wakacje. Kiedy w innych okolicznościach próbuję zrobić sobie przerwę od RPG-ów i fantastyki, tematy te prędzej czy później wracają do mnie, jak bumerang. Na szczęście, podczas wakacyjnych wyjazdów, odcięta od codzienności, z mocno ograniczonym dostępem do Internetu, mogę skoncentrować się na tym, co zwykle odsuwane jest na boczny tor: swobodnym włóczeniu się po nowych miejscach, poznawaniu ludzi z dalekich stron, którzy nie mają nic wspólnego z grami fabularnymi oraz wygrzewaniu się na skąpanej w słońcu plaży. Im dłuższa przerwa, tym przyjemniejszy okazuje się powrót do domu - mieszkania zupełnie już przytłoczonego kolekcją RPG-ów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Szkoda, że to tylko teoria.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prawda jest bowiem taka, że bez względu na to, w jakim zakątku świata się znajduję ostatecznie wszystko, co robię sprowadza się do jednego. To jakaś klątwa, która nagina rzeczywistość wokół mnie tak, bym ani na chwilę nie mogła zapomnieć o RPG-ach. Dowód? Wystarczy spojrzeć na tegoroczny wypad do Włoch, który powtórzył schemat znany z wszystkich poprzednich wakacyjnych wyjazdów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Byłam świetnie przygotowana do tej podróży. Z jednej strony, zaopatrzona w przewodnik i kilka map, z drugiej natomiast pozbawiona znajomości włoskiego. Owszem, po hiszpańsku można się z Włochami całkiem nieźle porozumieć w kwestiach rozkładów pociągów, czy zamawiania lodów, ale czytanie książek w języku Petrarki i Boccaccia to już zupełnie inny poziom trudności. Byłam pewna, że w tej sytuacji żadna wizyta w księgarni nie okaże się zagrożeniem - tak dla mojego portfela, jak i spokoju ducha. Oczywiście, w lotniskowych sklepach bywają czytadła angielskie i francuskie, jednak RPG-ów w nich jak na lekarstwo, mogłam więc uznać, że przez jakiś czas będę odizolowana od gier fabularnych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tyleż zabawny, co naiwny sposób myślenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powinnam się zorientować, że coś jest nie w porządku, a rzeczywistość szykuje jakąś niespodziankę, kiedy dzień przed wylotem zgodziłam się na krótką wycieczkę do Monzy, żeby obejrzeć słynny Autodromo Nazionale di Monza. Dodam, że Formuła 1 jest mi całkowicie obojętna, a przebywanie podczas upałów w miejscu, w którym odrobina cienia jest na wagę złota nawet dla tak ciepłolubnego stworzenia, jak ja jest trudnym przeżyciem. Niemniej, słowo się rzekło, bilety kolejowe w torebce - pojechaliśmy. Nimdil z większym, ja z nieco mniejszym entuzjazmem. Na miejsce udało się nam dotrzeć bez problemów - to droga powrotna dostarczyła najwięcej wrażeń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Monza, chociaż położna bardzo blisko stolicy Lombardii, nie ma bezpośredniego połączenia kolejowego z dworcem centralnym w Mediolanie. W Polsce coś takiego urosłoby pewnie do rozmiaru monstrualnego problemu, jednak włoskie koleje radzą sobie zdecydowanie lepiej, niż PKP - przesiadki są szybkie, pociągów mnóstwo, wystarczy przejść na odpowiedni peron. Chyba, że akurat trafi się na godzinną dziurę w rozkładzie jazdy. Po rozmowie z uczynną pracownicą Trenitalia zdecydowaliśmy się ruszyć do metra, zamiast czekać na odpowiedni pociąg. Zgodnie ze wskazaniami mapy dworzec i stację metra dzieliło tylko kilka ulic - nic prostszego, nawet dziecko trafi. Chyba, że akurat nieszczęsny turysta trafi na intensywne roboty drogowe, które zmuszą go do chodzenia bocznymi uliczkami - tak małymi, że mapa nawet nie podaje ich nazw.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zmęczeni, głodni i zagubieni powlekliśmy się w mniej więcej właściwym kierunku. Wtedy nagle naszym oczom ukazał się przedsionek Raju. Nie chodzi jednak o ogród zasadzony gdzieś na wschodzie. Raj miał w tym wypadku postać dużego nerd shopu, z półkami po brzegi wypełnionymi komiksami, rozmaitymi gadżetami ze świata Star Wars, Marvela, DC, a nawet Harry’ego Pottera. Po tym, jak minęła pierwsza chwila olśnienia doszliśmy do wniosku, że to wspaniałe miejsce jest, niestety, wybrakowane. Szybko okazało się jednak, że tuż za pierwszą, dużą salą z komiksami znajduje się druga, mniejsza, a w niej… Tak, RPG-i. Nie tylko po włosku. Ku mojemu zdziwieniu zestaw dostępnych pozycji okazał się na tyle szeroki, że nimdilowi udało się znaleźć jeden z podręczników, których brakuje mu do kompletu klasycznego Świata Mroku: "The Succubus Club: Dead Man's Party". Nie pozostało mi nic innego, jak sięgnąć do portfela po ostatnie 20 euro.</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
Przeznaczenie. Predestynacja. Coś co nieuniknione. Mechanizm, który sprawia, że praktycznie nieskończona liczba niemożliwych do przewidzenia wydarzeń musi zakończyć się takim, a nie innym skutkiem.</div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: x-small;">Andrzej Sapkowski, “Pani Jeziora”</span></div>
</blockquote>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
Informacje praktyczne: sklep nazywa się <a href="http://alastor.biz/" target="_blank">Alastor</a> i mieści się na Via A. Volta 15 w Mediolanie. Poza nim we Włoszech jest jeszcze pięć innych placówek tej sieci.</div>
</div>
Blanchehttp://www.blogger.com/profile/01436636959197632183noreply@blogger.com0