[Poniższy wpis bierze udział w 49. edycji Karnawału Blogowego RPG, której opiekunami są autorzy bloga Dom Pełen Łotrów.]
O polskim rynku RPG - tak jego rozwoju, jak i zbliżającej się, agonalnej śmierci - napisano już całe tomy. Nic dziwnego, wszak jest to kwestia, która powinna żywo interesować fanów gier fabularnych z kraju nad Wisłą. Mniej mówi się natomiast o Polsce, jako tle dla rozgrywających się na sesjach wydarzeń. Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego, niż przygody na ziemiach ojczystych, tymczasem Polska-setting może sprawić niemało problemów. Sama długo wzbraniałam się przed osadzaniem swoich scenariuszy w Polsce, a obecnie wykorzystuję ją chyba tylko w przypadku sesji, których akcja rozgrywa się we współczesności. Co więcej, wydaje mi się, że nie jestem w tej kwestii odosobniona. Skąd w narodzie ta RPG-owa niechęć?
Ojczyzna - obczyzna
Polska, jako kraj ojczysty może wydawać się zwyczajnie mało ciekawa, pozbawiona potencjału. Jest bowiem swojska, bliska i (przynajmniej teoretycznie) doskonale znana, zatem po prostu niedostatecznie ekscytująca, aby mogła być szeroko wykorzystana RPG-owo. Bywa, że trudno wyobrazić sobie fascynujące przygody, rozgrywające się tuż za rogiem, na dodatek przeżywane przez bohatera nazwiskiem Kowalski lub Nowak. Wielkie czyny i wielcy ludzie (lub nieludzie) kojarzą się raczej z szeroko pojętym Zachodem, bo jak powszechnie wiadomo, trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu.
Z drugiej strony, ze znajomością Polski wcale nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Ja w każdym razie nie mogę powiedzieć, abym była w stanie poprowadzić sesję, której akcja rozgrywałaby się w dowolnym z większych polskich miast. Jeżeli chciałabym uniknąć konieczności dokształcania się w zakresie znajomości danego miejsca i jednocześnie móc oddać na sesji jego atmosferę oraz opisać w miarę zgodnie ze stanem faktycznym najbardziej charakterystyczne zakątki moja lista “gotowych, polskich settingów” zawęża się do rodzinnego Krakowa. Ostatecznie, mogłabym spróbować swoich sił w Warszawie, którą powoli poznaję, przypuszczam jednak, że na dzień dzisiejszy efekty nie byłyby powalające.
Jednocześnie, obok swojego komfortu podczas kreowania sesyjnej rzeczywistości muszę wziąć pod uwagę możliwość nawiązania porozumienia z graczami. Gdy nagle okaże się, że nie czują miejsca, w którym znajdują się ich postaci do tego stopnia, że obawiają się deklarowania najprostszych akcji sesji nie uratuje żaden, nawet najlepszy opis. Nie dziwi mnie, że wielu graczy lubi w miarę pewnie czuć się w środowisku, w którym żyje ich bohater, przynajmniej, kiedy mowa o jego szarej codzienności (wiadomo, kwestia sytuacji ekstremalnych to zupełnie inna sprawa). Mogłoby się wydawać, że takie obopólne poczucie bezpieczeństwa najłatwiej zbudować właśnie w ramach polskiego settingu, bo przecież zazwyczaj wszystkie osoby zasiadające przy stole są Polakami, zostały wychowane w tej samej kulturze i na święta zajadają się czerwonym barszczem z uszkami. Trudno temu zaprzeczyć, ale mam wrażenie, że w rzeczywistości sprawa jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać.
Dzięki wspólnocie codziennych doświadczeń łatwo przychodzi mi zbudowanie porozumienia z graczami pochodzącymi z Krakowa lub przynajmniej od jakiegoś czasu mieszkającymi w mieście. W przypadku sesji, które gromadzą osoby z różnych, często oddalonych od siebie miast jest o tę wspólnotę zdecydowanie trudniej. Jest dla mnie zupełnie zrozumiałe, że - przykładowo - odkrywanie mrocznej strony Krakowa na sesji w Świat Mroku dla poznaniaka będzie zdecydowanie mniej pociągające, niż dla mnie.
W tym momencie powinna przyjść nam z pomocą polska popkultura: książki, filmy i seriale, które wszyscy znamy i które sprawiają, że mamy o danym miejscu, dajmy na to o Warszawie, dostateczną “wiedzę”, aby wczuć się w jego klimat. To tak nie działa. Nie ma chyba żadnego wytworu polskiej popkultury, który byłby na tyle dobry, aby oczekiwać, że będzie powszechnie znany i lubiany. Seriali zwyczajnie nie da się oglądać, podobnie, jak polskich filmów. Z kolei, jeżeli mowa o moich ulubionych autorach, to zwykle fabułę swoich powieści i opowiadań osadzają w wymyślonych neverlandach. Zdecydowanie łatwiej jest oprzeć się o wytwory zachodniej popkultury. Wszyscy znamy seriale takie, jak “Breaking Bad”, czy “House M.D., a dzięki rozmaitym pełnometrażowym produkcjom mamy większe pojęcie o tym, jak wygląda daleki Nowy Jork, niż miasto znajdujące się na przeciwnym w stosunku do naszego końcu Polski. Nic dziwnego, że ojczyste strony wydają się nie cieszyć szczególną RPG-ową popularnością. W tym miejscu warto podkreślić szczególny przypadek “Dzikich Pól”, które wspierają obowiązkowe lekcje historii.
Moje terytorium
Mimo wszystko, bardzo lubię prowadzić i wymyślać scenariusze osadzone w Krakowie. To w końcu moje rodzinne miasto - nie ma miejsca, które byłoby mi bliższe. Czuję się tu zatem na tyle pewnie, że sięgnięcie po Kraków jest dla mnie łatwiejsze, niż osadzenie sesji we wspomnianym, powszechnie znanym Nowym Jorku. Opisując wydarzenia czy lokacje mogę opierać się na swoich osobistych doświadczeniach, a te niekoniecznie będą przystawały do zachodniej kultury i tamtejszych realiów. To szczególnie ważne przy improwizacji, kiedy mogę “wrzucić” do tworzonej na sesji fikcji wydarzenie, miejsce lub osobę bez konieczności wprowadzania szybkich modyfikacji. Sesja nagle nabiera żywych barw, a ja nie muszę się nawet specjalnie wysilać.
Kraków pozwala mi również na tworzenie tych wyjątkowych scenariuszy, w których, mimo że jestem prowadzącym, nie muszę wszystkiego robić sama. Wiadomo, że nawet mieszkając tu przez całe życie nie zdążyłam jeszcze poznać dokładnie każdego centymetra kwadratowego miasta - są miejsca, w których jeszcze nie byłam lub takie, w które odwiedziłam tylko raz, dawno temu. W tej sytuacji nie ma nic prostszego, niż sięgnąć po osobiste doświadczenia graczy, którzy przecież też już swoje przeżyli. Przykładowo, gracz, który w codziennym życiu studiuje na AGH z pewnością lepiej opisze kampus tej uczelni, niż ja, nic więc nie stoi na przeszkodzie, by poprosić go, aby w konkretnym momencie przejął narrację. Dzięki temu może pojawić się wiele szczegółów, które w innym wypadku zostałyby pominięte.
Wbrew pozorom, łatwość tworzenia narracji wcale nie jest największą zaletą wykorzystania rodzinnego miasta lub aktualnego miejsca zamieszkania, jako settingu. To, co najlepsze przychodzi później, niekiedy dużo później, a czasem nie pojawia się wcale. Mowa o chwilach, w których sesyjna fikcja zlewa się z rzeczywistością. Najczęściej są one udziałem graczy, którzy biegając po mieście w codziennych sprawach mogą na chwilę zatrzymać się, by zauważyć, że to przecież ten budynek, w którym pokonali tego wiekowego wampira. Bywa, że może się nimi cieszyć również Mistrz Gry. Kiedyś podczas sesji poprosiłam gracza, z zawodu prawnika, o opisanie wnętrza słynnego krakowskiego komisariatu policji - Białego Domku. Jakiś czas później miałam okazję ów komisariat odwiedzić w celu zgłoszenia kradzieży. Możliwość napisania do gracza sms-a: “Muszę przyznać, że Twój opis doskonale oddawał rzeczywistość” zdecydowanie osłodziła mi tę nieprzyjemną sytuację. To niezapomniana sprawa i właśnie dlatego warto prowadzić na swoim podwórku.
Inspiracje
Wszystkim, którzy szukają “pomocy naukowych” pod kątem tworzenia scenariuszy, których akcja osadzona jest w Krakowie, pragnę polecić:
- “Kraków od A do Z” Jana Adamczewskiego;
- “Pitaval krakowski” Janusza Szwai oraz Stanisławów Salmonowicza i Watlosia;
- “Krakowskie podania, legendy i zwyczaje: fikcja-mity-historia” Juliana Zinkowa.
Dodam, że sama mnóstwo inspiracji czerpię z opowiadań mojej mamy, ale tym źródłem nie jestem gotowa się dzielić.
photo credit: centralniak via photopin cc