Quentin: po drugiej stronie barykady

share and show love
W blogosferze PRG-owej opublikowano ostatnimi czasy trochę wpisów dotyczących Quentina, były to jednak teksty przedstawiające punkt widzenia autorów konkursowych scenariuszy. Jako, że ogłoszenie wyników oraz rozdanie nagród mamy już za sobą poniżej przedstawiam garść wrażeń dotyczących mojego jedno sezonowego wystąpienia w charakterze członka Kapituły.

***
Zawsze chciałam wystartować w Quentinie. W przeciwieństwie do Pucharu Mistrza Mistrzów, konkurs na najlepszy scenariusz do gry fabularnej kusił mnie od dawna - dość pewnie czuję się we wszelkiego rodzaju pisemnych formach, więc Quentin nie wymagał ode mnie tyle odwagi, co PMM. Niestety, nigdy nie udawało mi się przejść od luźnych, przeznaczonych tylko dla notatek do tekstu, z którego mógłby skorzystać ktoś inny. W tym roku miałam mocne postanowienie, by wreszcie przekroczyć tę magiczną granicę. Niestety, poległam kolejny raz, dla odmiany jednak nie ze swojej winy.

Pod koniec stycznia Michał Smoleń zaprosił mnie do wstąpienia w szeregi Kapituły. Wtedy jeszcze nie rozpoczęłam prac nad swoim - zwycięskim, a jakże - scenariuszem, mogłam więc z czystym sumieniem rozważyć, czy podołam obowiązkom quentinowego sędziego oraz czy możliwość zobaczenia konkursu od środka jest dostatecznie kusząca, by znowu odłożyć ten fantastyczny pomysł na półkę. Ostatecznie, przekonana argumentem kaduceusza, że skoro do tej pory nic nie udało mi się napisać powinnam zostać sędzią dałam się namówić do współpracy. I chociaż wcześniej dokładnie dopytałam się, czego powinnam się spodziewać w pewnych kwestiach rzeczywistość zdecydowanie przerosła moje oczekiwania.

Wszyscy równi

Podobnie, jak chyba większość osób jedynie zainteresowanych Quentinem, ale niezwiązanych z nim bezpośrednio do tej pory nie czytałam wszystkich prac z danej edycji, a jedynie rzucałam okiem na te, które trafiły do finału. To pewnie przez to byłam przekonana, że poziom wszystkich przychodzących na konkurs tekstów jest mniej więcej wyrównany, przez co niezwykle trudno wyłonić finalistów. Mocno zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam niektóre z testów, jakie przyszły na tegoroczną edycję i zdałam sobie sprawę z tego, jak wielka przepaść dzieli najsłabsze i najlepsze scenariusze. Wystarczy spojrzeć na “Macki są w porządku”, scenariusz przygotowany pod każdym względem - nie sposób użyć innego słowa - profesjonalnie i porównać go ze sławnym już “Z deszczu pod rynnę”. Właśnie.
Jednocześnie to wcale nie oznacza, że mnie samej łatwo było wybrać tych najlepszych - przeciwnie, podczas głosowania na finalistów walczyły we mnie rzetelność, jaka powinna wiązać się z pełnieniem funkcji sędziego i osobiste upodobania. Szczególnie odczułam to dzięki “W poszukiwaniu poszukiwacza”. Ten tekst był dla mnie największym zaskoczeniem i jednocześnie rozczarowaniem edycji: przepięknie zilustrowany, świetnie napisany, z niesamowicie ciekawym tłem historycznym, doskonale skomponowaną drużyną. Podoba mi się do tego stopnia, że żałuję, iż musiałabym go przeczytać - z przyjemnością bowiem zagrałabym w “W poszukiwaniu poszukiwacza”, tymczasem mogę go jedynie poprowadzić. Kibicowałam mu całym sercem jednocześnie mając świadomość, że ma za dużo braków, abym mogła na niego zagłosować.

Grafik poszukiwany

“Nie mam żadnych szans, bo nie dość, że sama nie potrafię, to jeszcze żaden z moich znajomych nie jest ani profesjonalnym rysownikiem, ani składaczem” - to jedna z wymówek, której używałam chyba za każdym razem, kiedy nie chciało mi się zabrać za pisanie mojego scenariusza. Teraz już wiem, że równie dobrze mogłam powiedzieć sobie: “przyznaj, po prostu Ci się nie chce”, bo pięknie przygotowany pdf i “łysy” tekst w pliku doc naprawdę mają równe szanse na zwycięstwo. Decyduje treść. Oczywiście, miło jest popatrzeć sobie na ładne ilustracje, jednak są one jedynie dodatkiem do ciekawej, spójnej historii, którą mają przeżywać bohaterowie graczy. Jeżeli jej zabraknie to pracy nie uratują nawet obrazy Wojciecha Siudmaka. Warto zdać sobie z tego sprawę, by w przyszłości skoncentrować swoje wysiłki na poszukiwaniu wśród znajomych nie grafika, ale rzetelnych recenzentów, którzy wytkną wszystkie błędy i niedociągnięcia. Po raz kolejny jako przykład może posłużyć “W poszukiwaniu poszukiwacza”, który zawiera świetne, klimatyczne ilustracje. Dla porównania można zestawić go z jednym z wyróżnionych scenariuszy: “Niedokończeni” pod względem wizualnym wypadają raczej blado. 

Literatura wysoka

Są tacy, którzy natychmiast jeżą się, gdy w kontekście Quentina pada określenie “konkurs literacki”. Ja wprawdzie nigdy nie cierpiałam na tę przypadłość, jednak nie dziwi mnie jej istnienie. W końcu scenariusz do gry fabularnej to tekst użytkowy, instrukcja obsługi dla Mistrza Gry, zatem jakikolwiek artyzm i literackość co najmniej w stylu nagrody Nike są mu zupełnie niepotrzebne. Prawda. Sęk w tym, że - przynajmniej w mojej opinii - Kapituła Quentina określenia “konkurs literacki” używa w zupełnie innym kontekście, co przeciwnicy konkursu. Nikt nie neguje tego, że scenariusz powinien służyć Mistrzowi Gry do przygotowania sesji. Przeciwnie, praca, która ma pełnić funkcję swoistej instrukcji powinna być napisana poprawnym, przejrzystym językiem. Tak, aby była zrozumiała i łatwa w odbiorze. Tak, aby rzeczywiście dało się z niej skorzystać. W scenariuszu liczy się przede wszystkim treść - to prawda, która jednak nie zwalnia nikogo z obowiązkowej poprawności językowej. Bo treść mozolnie wyłuskiwana z plątaniny błędów stylistycznych ma o wiele mniejsze znaczenie. Wystarczy spojrzeć na los scenariusza-kolosa: “Słowo kapłana” to całkiem niezła kampania do Warhammera. Jestem pewna, że graczom autora zapewniła wiele fajnych sesji, ja jednak zapamiętam z niej przede wszystkim zupełny brak redakcji, który wyjątkowo utrudniał mi lekturę. Nie jestem też pewna, czy znajdzie się Mistrz Gry gotowy ze “Słowa kapłana” skorzystać, bo przebijanie się przez napisany w ten sposób tekst zajmuje po prostu zbyt wiele czasu. W tym kontekście warto potraktować słowa o konkursie literackim poważnie.
Z drugiej strony, nie można z tą całą literackością przesadzić - w kontekście scenariusza RPG oznacza ona, przynajmniej dla mnie, poprawność językową. Rozbudowane klimatyczne wstawki na każdej stronie tylko niepotrzebnie utrudniają odbiór tekstu, odciągając czytelnika od właściwej historii. Bo przecież mówimy o konkursie na scenariusz, nie na opowiadanie.

Kilka dodatkowych godzin

Quentin to niesamowicie czasochłonna zabawa. Wiem, że uczestnicy konkursu poświęcają na dopieszczanie swoich dzieł długie miesiące, muszę jednak przyznać, że sędziowie również nie mają lekko. Czytanie konkursowych prac zjadło mi dwa tygodnie. W najśmielszych szacunkach nie spodziewałam się, że będzie ich tak wiele i że w sumie osiągną tak zacną objętość. Sądziłam, że lektura pójdzie mi szybko i sprawnie, a tu okazało się, iż nie dość, że do czytania jest wyjątkowo dużo, to jeszcze przecież trzeba to robić wyjątkowo uważnie, notować swoje uwagi i pisać komentarze. Tymczasem praca czeka, a pies domaga się atencji, co chwila podrzucając mi inną zabawkę. Może to z mojej strony naiwne, ale naprawdę nie sądziłam, że Kapituła ma aż tyle roboty.

Nie tacy anonimowi

Wiedząc doskonale, jak niewielką grupę tworzą osoby aktywne w fandomie RPG spodziewałam się, że wymóg przysyłania anonimowych prac właściwie nie jest potrzebny. Nie, nie sądziłam, że odgadnę imiona i nazwiska wszystkich autorów, liczyłam jednak na trafność około 50% strzałów. Bardzo śmieszne. Miałam 2 typy (słownie: dwa). Co z tego, że oba trafione, skoro w przypadku pozostałych 17 prac nie przychodził mi do głowy żaden potencjalny autor? Zresztą, wspomnianymi trafieniami nie mogę się jakoś szczególnie szczycić - nie muszę pewnie mówić, że tego, kto jest autorem “W wielkim świecie” domyślali się wszyscy, a styl Plane’a również wiele osób zdołało poznać. Poza tymi dwoma wyjątkami… Nie wiem, jakim fandomowym omnibusem trzeba być, żeby wymóg anonimowości przestał się liczyć. Ja w każdym razie test ze znajomości RPG-owych ziomków oblałam dokumentnie.

Na koniec dodam, że ruszyła już publikacja komentarzy członków Kapituły. Serdecznie zachęcam to zapoznania się nimi. Raz jeszcze gratuluję zwycięzcom: Łukaszowi Fedorowiczowi, Karolowi “Eliashowi” Woźniczakowi i Markowi “Planetouristowi” Golonce.

2 komentarze:

  1. A czy po tym doświadczeniu zdecydujesz się wziąć udział w kolejnej edycji?

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, nie robię takich planów - przeciwnie, mogę raczej powiedzieć, że szykuje się dla mnie rok, w którym ze względów prywatnych zmieści się raczej niewiele RPG-owania.

    OdpowiedzUsuń

comments