W tym roku, dzięki inicjatywie Sethariela, odbyła się pierwsza polska edycja konkursu Game Chef, który w wersji anglojęzycznej funkcjonuje od wielu lat i jest znaną wylęgarnią oryginalnych, interesujących i innowacyjnych gier. Z myślą o konkursie powstały pierwsze wersje “Polaris” Bena Lehmana, czy “A Penny For My Thoughts” Paula Tevisa. Po tym krótkim wstępie powinnam napisać, że (oczywiście!) nie mogłam przepuścić takiej okazji i kiedy tylko dowiedziałam się, że konkurs ruszy zdecydowałam się w nim wystartować.
Bzdura.
Mimo że od ostatniego Nibykonkursu minęło sporo czasu, po tamtej porażce byłam przekonana, że nie jestem w stanie stworzyć gry, która mogłaby spodobać się szerszemu gronu odbiorców (“Koszmar bibliotekarza” okazał się zbyt hermetyczny, aby kiedykolwiek udało mi się go wypróbować). To, w połączeniu z brakiem czasu na hobbystyczne przyjemności wydawało się przekreślać sprawę. Dlatego, kiedy Petra poinformowała mnie o tym, że wkrótce rusza Chame Chef Pl, grzecznie odmówiłam udziału, obiecując jednak udostępnienie informacji na Parowym Facebooku. Nie wiem, czy ktoś z obserwujących Machinę parową przy użyciu niebieskiego potworka dowiedział się o konkursie i zdecydował się wziąć w nim udział. Wiem jedno - gdyby nie ta prośba, pewnie nawet nie rzuciłabym okiem na ingrediencje. Ale że staram się zawsze robić to, do czego się zobowiążę, stało się - przeczytałam temat tegorocznej edycji. I było pozamiatane.
“Książka nie istnieje”. Książka. Co z tego, że nie istnieje. Ważne, że książka. Jakże mogłabym przepuścić taką okazję na stworzenie kolejnej absurdalnie hermetycznej gry dla bibliofilów? Odpowiedź już znacie: nie mogłam.
Zaczęło się tak samo, jak w przypadku pierwszej gry, którą napisałam - od bezsennej nocy, która okazała się prawdziwą wylęgarnią pomysłów. Rano, z tych, które udało mi się zapamiętać wyłowiłam koncept, który najbardziej mi się podobał. Instrukcję “Bestseller Inc.” udało mi się spisać w ekspresowym tempie - muszę przyznać, że nie podejrzewałam się o takie moce przerobowe. Na koniec został więc najgorszy element: karty.
Tworzenie kart to osobna historia. Są w niej krew, pot, zły, groźba rozwodu i zakończenia pięknej przyjaźni, a także nowo narodzona nienawiść (moja do GIMP-a). Z kolei to, że nimdil i Krzyś nie znienawidzili mnie, co więcej obaj się do mnie odzywają i to całkiem sympatycznym tonem poczytuję za cud i oznakę iście anielskiej cierpliwości obu panów. To dzięki nim “Bestseller Inc.” wygląda tak, jak wygląda, czyli bardzo ładnie (nawet nie próbujcie powiedzieć nic innego!).
Efektem mojego bajdurzenia i swobodnej pisaniny połączonej z wysiłkiem wspomnianych dobrych dusz był właśnie “Bestseller Inc.” Ku mojemu zaskoczeniu gra dostała się do finału konkursu, zdobywając aż 3 rekomendacje (dziękuję!).
Tym jednak, co było najbardziej niesamowite i sprawiło mi największą radość był fakt, że “Bestseller Inc.” zostały przetestowany. Startując w konkursie byłam przekonana, że piszę “sobie a muzom” i gra, która powstanie będzie funkcjonować jedynie na zasadzie teorii mówiącej, że być może da się w to zagrać i nie wylewać potoków łez z rozpaczy. Tymczasem ktoś zdecydował się zadać sobie trud wydrukowania tekstu, wycięcia kart i wytłumaczenia zasad znajomym, a następnie opisania mi, jak gra spisała się w praktyce. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, nie tylko ciekawe i pokazujące, jak teoria przekłada się na praktykę, ale również radosne, bo okazało się, że grający całkiem dobrze bawili się podczas sesji.
Warto było tracić czas na pisanie? Męczyć się z GIMP-em i narażać na niechęć ze strony dobrych ludzi? Warto. Dla tego jednego wieczoru, który grupa znajomych zdecydowała się poświęcić właśnie mojej grze.
Grę można pobrać stąd. Wcześniej jednak polecam przyjrzeć się pracom zwycięzców: "Lunie" Marty Kucińskiej i "Framespace" Krzysia (ogłoszenie wyników).
Bardzo się cieszę, że wzięłaś udział w konkursie. Gratuluję dostania się do finału!
OdpowiedzUsuń