Mrok tuż za progiem

share and show love
Lubię World of Darkness za to, że pozwala mi pokazać świat, w którym żyję na co dzień z zupełnie innej strony - ożywione na sesji miejskie legendy i opowiadane na nowo baśnie brzmią zupełnie inaczej, kiedy przychodzi się z nimi zmierzyć na własnym podwórku. Uważam, że nie ma nic lepszego niż ten moment, kiedy tuż po wyjściu z sesji przechodzi obok tamtego domu, w którym straszy, dlatego niedawno poprowadziłam moim graczom kolejną sesję - Świat Mroku w Krakowie.
Hansel and Gretel by Arthur Rackham | Portret Elżbety Batory z 1585 r.
Początkowo chciałam poprowadzić kolejny jednostrzał z gotowymi bohaterami, pomyślałam jednak, że najwyższa pora, aby moi graczy dowiedzieli się, jak to jest grać zrobioną przez siebie postacią - w końcu to już trzecia sesja! Kiedy mam okazję uczestniczyć w sesji jako gracz to właśnie tworzenie postaci - wymyślanie kim ona jest, co robi, w czym jest dobra i kim są jej przyjaciele - stanowi ogromną część funu, jaki czerpię z RPG, nic więc dziwnego, że chciałam pokazać moim graczom tę część hobby. Jednocześnie, żeby ci bohaterowie mogli faktycznie trochę podziałać w świecie, zdecydowałam, że tym razem będzie to dłuższa historia. Wszystko wskazuje więc na to, że stoję właśnie tuż za progiem mini kampanii - myślę, że rozegranie tego, co mam w głowie powinno zająć w sumie jakieś 3-4 sesje, przynajmniej na ten moment. Może być tego trochę więcej, w zależności od chęci i inwencji graczy, ale na pewno nie dużo więcej, bo dla mnie 6-8 sesji to maksimum, bo chociaż lubię prowadzić długie historie to możliwości czasowe sprawiają, że te naprawdę długaśne nigdy się nie kończą. A ja bardziej lubię rzeczy, które są skończone.

*
Oczywiście, z tworzeniem postaci nie zostawiłam moich graczy sama i pomagałam jak mogłam. Ostatecznie na sesji pojawili się policjant z powołania, aspołeczna pani doktor oraz dziennikarka z podrzędnej gazety marząca o wielkiej reporterskiej karierze. Jeśli o mnie chodzi - bardzo przyjemny zestaw.

*
Rzecz działa się w Nowej Hucie, bo tam właśnie mieszkają gracze, u których spotykamy się na sesje, a główną inspiracją była dla mnie… nowo powstała lodziarnia. Lody u babci Lucyny to krakowskie odkrycie tego lata, miejsce o którym przeczytałam w tym miejscu. Sprawa jest z rodzaju tych sympatycznych: 79-letnia, bardzo miła pani założyła swój pierwszy w życiu biznes i odniosła spory sukces. Moje pierwsze skojarzenie to historia o Jasiu i Małgosi. Nie trudno się domyślić, że w mojej wersji Krakowa babcia Lucyna wcale nie była tym za kogo się podawała, a sprzedaż lodów była tylko przykrywką by mogła uprawiać swój niecny proceder. Pożeranie dzieci rodem z baśni braci Grimm wydało mi się jednak nieco zbyt groteskowe, jak na sesję rozgrywaną współcześnie, dlatego historię złej czarownicy połączyłam z legendą o Elżbiecie Batory, kąpiącej się we krwi, aby zachować młodość. Czarownica nazywała się Morana (współcześnie Marzanna) i co 50 lat porywała trójkę dzieci, aby odmłodzić się, korzystając z ich czystych dusz i mrocznej magii i… Osiągnąć coś jeszcze. O tym, co dokładnie moi gracze przekonają się na kolejnej sesji.

*
Sesja zaczynała się od narracyjnego ozdobnika, ale bohaterowie graczy szybko znajdowali się w centrum wydarzeń - nad ciałem jeszcze żywego, ale już gasnącego dziecka, z jego zrozpaczonymi rodzicami na karkach i całą masą pytań w głowach. Zgodnie z moimi przewidywaniami poruszanie się po całkowicie otwartym świecie i samodzielne prowadzenie śledztwa od początku do końca sprawiło drużynie pewną trudność - jednak ograniczony sztywnymi ramami świat (zabieg, jaki zastosowany został w "Hotelu Arkona" - koniecznie rzućcie okiem na komentarze pod tym wpisem) fajnie buduje pewność w działaniu u początkujących graczy poprzez pewne ograniczenie możliwości. Stanęło na tym, że trochę musiałam pomóc - stworzyłam parę odpowiednich koneksji dla postaci graczy, tak żeby NPC mogli wesprzeć ich w odkrywaniu kolejnych tajemnic. Życie ostatniej ofiary przewidzianej na tej cykl udało się ocalić, a czarownica nie mogąc dokończyć zaklęcia zestarzała się w sekundę i rozsypała w proch. Bardzo, bardzo stary proch. Ostatecznie jednak rozwiązanie sprawy przyniosło więcej pytań niż odpowiedzi, a moim celem było z mojej perspektywy przede wszystkim budowanie gruntu pod kolejną - pod tym względem wyszło bardzo fajnie i oceniam sesję jako naprawdę udany prolog. I czekam na więcej.

Myślę, że wszyscy czekamy.

*
Na koniec, inspiracja muzyczna.

2 komentarze:

  1. Tak, pogranie w świecie wokół nas, lekko podretuszowanym dziwnością, to ogromna zaleta WoD. Krótka kampania w tych realiach jaką kiedyś prowadziłem m.in. dla mojej żony, która ogólnie nie jest zbyt zainteresowana erpegami, była jedną z tych, które lepiej wspominam. Osobom, które niezbyt siedzą w fantasy czy sf, łatwiej się odnaleźć w przygodach w naszym świecie (z dodatkami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dla początkujących to super opcja, bo łatwo wytłumaczyć o co chodzi w świecie, nie wymaga czytania podręczników a do tego łatwo się wczuć w kogoś kto nagle odkrywa, że świat jest trochę inny niż mu się wydawało - jest na to całe mnóstwo powszechnie znanych, popkulturowych referencji. :) I jak się potem przechodzi koło jakiegoś miejsca z sesji... cudowne uczucie!

      Usuń

comments