Pamiętam to bardzo dobrze – podeszła do nas, kiedy siedzieliśmy na najniższych gałęziach, machając nogami, muskaliśmy podeszwami butów koniuszki traw. Powiedziała coś – o tym, że na pewno jesteśmy grzecznymi dziećmi i nie powinniśmy łazić po drzewach. Potem sięgnęła do wytartej, skórzanej torebki po cukierki. Wręczyła nam łakocie, uśmiechając się, jakby była pewna, że jej posłuchamy. Jeszcze chwilę patrzyła na nas, po czym ruszyła w swoją stronę. Kiedy zniknęła za wiatą przystanku autobusowego popatrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem – byliśmy przekonani, że istniała tylko w opowieściach kolegów.
Na ulicy Ułanów, tuż obok jednostki wojskowej, mieści się dom. Prawdę mówiąc, to dość szumne określenie, bowiem budynek wygląda, jakby niedługo miał załamać się pod ciężarem lat – dach zapada się, ściany pękają, a z okien odchodzi wysuszona farba. To rudera, która powinna być przeznaczona do rozbiórki. Miejsce sprawia wrażenie opuszczonego, jednak nie dajcie się zwieść pozorom. Od czasu do czasu można bowiem dostrzec smugi światła sączące się zza wytartych zasłon, czy pranie, suszące się na zawieszonych pomiędzy dwoma drzewami sznurkach.
Podobno mieszka tam pewna starsza pani – samotna kobieta, której jedyny majątek stanowi ów posępny budynek, szpecący okolicę i zawadzający władzom miasta. Ci, którzy ją widzieli opisują jej wygląd rozmaicie – w jednych relacjach jest koścista i wysoka, w innych zaś niska i pulchna. Czasem nosi okulary, innym razem wydaje się mieć jeszcze w pełni sprawny wzrok. Istnieją jednak pewne elementy wspólne, dzięki którym zawsze można ją poznać: ciemna chustka zawiązana na głowie, spod której wymykają się zwichrzone, siwe włosy oraz nieodłączna skórzana torba.
Nikt nie wie, jak się naprawdę nazywa się ta staruszka, ale dzieci wołają na nią Pani Uśmiech. To dlatego, że kiedy spacerując po osiedlu widzi je bawiące się w sposób, na który przeciętni dorośli reagują krzykiem, łagodnie zwraca uwagę. A potem, by osłodzić smutek związany z koniecznością przerwania zabawy sięga do workowatej, skórzanej torebki po foliowy woreczek pełen cukierków.
Nie są to jednak zwykłe słodycze, które można kupić w każdym z okolicznych sklepów. Cukierki Pani Uśmiech są wyjątkowe – wystarczy rzut oka na bure, wytarte papierki, aby dojść do wniosku, że pochodzą sprzed dziesiątków lat. Być może jeszcze z czasów, kiedy dzieci staruszki były małe i pamiętały o istnieniu mamy. Mimo to, smakują lepiej niż cokolwiek innego na świecie. Już sam ich zapach przywodzi na myśl wspaniałe chwile, jak najlepsze w życiu święta Bożego Narodzenia, z mnóstwem prezentów pod choinką.
To przynajmniej powtarzają sobie szeptem dzieci, chociaż żadne z nich nigdy nie miało okazji spróbować cukierków Pani Uśmiech. Tak samo żadne z nich nie jest w stanie przypomnieć sobie kolegi lub koleżanki, która dostąpiła tego zaszczytu. Zupełnie, jak gdyby każdy, kto spotyka tę sympatyczną staruszkę rozpływał się w powietrzu, by stać się częścią towarzyszącej jej legendy.
Dorośli wydają się nie dostrzegać Pani Uśmiech. Być może przez lata poważnego, dorosłego życia wypchnęli istnienie staruszki z pamięci – bo przecież na pewno słyszeli o niej, będąc dziećmi. W każdym razie, to odrobinę dziwne, że nikt jeszcze nigdy nie zwrócił uwagi na to, iż dzieci nie powinny przyjmować słodyczy od obcych.
Kiedy odeszła chwilę patrzyliśmy z powątpiewaniem na cukierki – w końcu widzieliśmy takie po raz pierwszy. Po krótkim namyśle schowałam swojego do kieszeni. Chociaż dzieciństwo już dawno minęło, wyszłam za mąż, zostałam matką – mam go do tej pory; leży w pudełku z ważnymi rzeczami. Tomek był odważniejszy ode mnie. Pamiętam, jak biegł do kosza na śmieci, żeby wyrzucić papierek. Tamtego popołudnia widziałam go po raz ostatni.
***
O przedstawionym tu motywie myślałam już od dłuższego czasu, zaś do spisania go zachęciła mnie ta notka. Może komuś z Was przyda się nieco RPG-owego, soczystego mięska. Zostało ono, oczywiście, przyrządzone z myślą o systemie Changeling: the Lost. Dla tych, którzy chcieliby wykorzystać go w inny sposób, podaję kilka faktów:
- staruszka, nazywana przez dzieci Panią Uśmiech istniała naprawdę – pamiętam ją z czasów szkoły podstawowej;
- dom, o którym mowa, znajduje się przy ulicy Ułanów w Krakowie, przytulony do ogrodzenia jednostki wojskowej; kiedyś otaczały go krzaki, tworzące malowniczy, nieprzebyty gąszcz, dzisiaj widać go jak na dłoni;
- obecnie najprawdopodobniej nikt w nim nie mieszka.
Moje rodzinne miasto jest prawdziwą kopalnią opowieści o sporym potencjale RPG-owym. Jeśli spodoba się Wam taka forma dzielenia się pomysłami, postaram się spisać niektóre z nich, by z czasem mogło pojawić się więcej tego typu notek.