[Zostałam już mistrzem Ligi Pokemon, mogę więc wrócić do normalnego życia.]
...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz dziewiąty.
W „Wiekach światła” Iana R. MacLeoda zakochałam już od pierwszego rozdziału i natychmiast po zakończeniu lektury sięgnęłam po kolejną powieść autora, której akcja, wprawdzie nieco później, jednak rozgrywa się w tym samym uniwersum - „Dom Burz”. Zachwyt pozostał, toteż mogłam jedynie zainteresować się pozostałymi pozycjami ze stajni MAGa, wydanymi w ramach Uczty wyobraźni. W ten sposób rozpoczęłam zbieranie słynnej już serii.
Pierwszym krokiem było wydarcie nimdilowi „Ślepowidzenia” i wydanie zakazu kupowania kolejnych tomów serii - nie mogłam pozwolić, aby idiotyczna umowa o niedublowaniu książek stanęła na drodze moim kolekcjonerskim zapędom. Mój mężczyzna zakaz przyjął z pokorą, zaznaczywszy jednak, że w takim razie chce zatrzymać dla siebie Solarisową Klasykę s-f, na którą wzgardliwie machnęłam ręką. W tamtym okresie nie zbierałam żadnego cyklu, toteż do sprawy podeszłam z wielkim entuzjazmem i spieszno mi było do ustawiania na półce kolejnych części.
Niestety! Kolekcja nie powiększała się w satysfakcjonującym tempie, a szybkość z jakąś MAG wypuszczał na rynek kolejne tomy sprawiła, że nagle zorientowałam się, iż mam ogromne zaległości.
Nic więc dziwnego, że kiedy przy okazji którejś edycji warszawskiej Avangardy pojawiła się możliwość zdobycia kilku z brakujących pozycji mniejszym kosztem natychmiast przystąpiłam do wybierania egzemplarzy idealnych. Dokładnie zbadałam powierzchnię okładek, uważnie skontrolowałam rogi oraz zwróciłam baczną uwagę na brzegi stron, by wreszcie kilka książek mogło dostąpić zaszczytu bycia wliczonymi w poczet mojej kolekcji. Nie przypuszczając, że coś mogłoby być nie w porządku wróciłam tamtego dnia do domu z pakietem książek i wielkim uśmiechem na twarzy.
Rozczarowanie przyszło parę miesięcy później, kiedy kończyłam czytać „Akwafortę”. Oto okazało się, że mój „idealny egzemplarz” nie jest wcale tak doskonały, jak być powinien. Co gorsza, jego odkryta wada uniemożliwiała dokończenie powieści, nie chodziło bowiem o zabrudzone strony lub rysę na okładce, ale o... brak kilkunastu ostatnich stron tekstu.
Wtedy to mój entuzjazm to zbierania powieści spod znaku Uczty wyobraźni został poważnie nadszarpnięty, a nowe książki, siłą rzeczy, zaczęły pojawiać się na półkach ze znacznie mniejszą częstotliwością.
Szczęśliwie został odbudowany przez osoby trzecie – od jakiegoś czasu na każdą możliwą okazję ofiarowywano mi jedną lub kilka „Uczt”. Tylko dzięki temu mogłam niedawno wypowiedzieć słowa, które jeszcze kilka dni temu wydawały się należeć do odległej przyszłości. Słowa wyjątkowe, magiczne, niosące kolekcjonerowi niezwykłą radość. Piękne, napawające dumą: jestem na bieżąco!
Teraz trzeba jeszcze tylko to wszystko przeczytać. I, oczywiście, szybko znaleźć jakąś wartą uwagi serię, która wypełni pustkę, jaka nagle pojawiła się w moim życiu.
PS. Jest mi niezmiernie miło widzieć taką ładną, okrągłą liczbę obserwatorów. Dzięki!
Cześć Blanche, proszę odezwij się do mnie w sprawie KB RPG (posiałem gdzieś Twój e-mail). borejko (@) gmail.com
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie czytałam książkę, która ogromnie mi się podobała. Nazywała się „Pierścień i róża”. Miałam stare, zaczytane wydanie w oprawie bibliotecznej, bo książka musiała być leczona przez introligatora i podczas leczenia utraciła oryginalną oprawę. Utraciła też kilka kartek z rozdziału opisującego bohaterów. Zawsze mnie ogromnie ciekawiło, co jest na tych stronach. Aż dziw, że nigdy nie poszłam do biblioteki poszukać innego egzemplarza, by doczytać brakujący fragment.
OdpowiedzUsuń