cRPG? Nie, dziękuję

share and show love
Przeżyłam ostatnio objawienie. Mianowicie, przekonałam się, że gry komputerowe naprawdę mogą być fajne, a cRPG to niekoniecznie jedynie marny substytut prawdziwej sesji. Ta, wydawałoby się, drobna zmiana poglądów wywołała niemałe zdziwienie wśród moich znajomych. Właściwie, trudno dziwić się ich reakcji: Pokemony, o których pisałam jakiś czas temu, to w moim przypadku wyjątek na skalę życiową, zasadzony na sentymencie i wspomnieniach z dzieciństwa. Poza tym, dotychczas zawsze kiedy ktoś polecał mi jakąś grę, odpowiadałam, że istnieje mnóstwo ciekawszych rzeczy, na które mogę tracić czas.


Oto jednak w moim życiu pojawił się Wiedźmin. Niemniej, aby zrozumieć skalę zmian (iście rewolucyjnych!), jakie zdołał wprowadzić w moim nastawieniu do cRPG-ów, należy wrócić do czasów, kiedy byłam jeszcze anty-graczem.

***

Pierwszy w moim życiu komputer byłam zmuszona dzielić z bratem, co z pewnością w sporym stopniu wpłynęło na moje podejście do gier komputerowych. Tak się składa, że był on zapalonym graczem, co sprawiło, iż dostęp do komputera miałam znacznie ograniczony. Zresztą, prawdę mówiąc, od spędzania czasu przed monitorem zdecydowanie wolałam czytać książki lub spotykać się ze znajomymi. Mimo to, czułam się w obowiązku spróbować klasyków, którymi niezmiennie zachwycają się wszyscy wokoło - chociażby po to, żeby wiedzieć, o czym moi koledzy tak namiętnie rozmawiają na konwentach, kiedy tylko na chwilę się odwrócę.

Grałam w Baldur’s Gate, Icewind Dale i inne znane tytuły. Grałam to zresztą za dużo powiedziane - zdecydowanie bardziej pasuje tu czasownik “próbować”, bo nigdy nie udało mi się dojść choćby do końca pierwszego rozdziału. Nie potrafiłam w nich dostrzec wychwalanej przez wszystkich wspaniałej fabuły, czy świetnie wykreowanych postaci. Po prostu w pewnym momencie gra stawała się dla mnie nudna - na tyle, by porzucić ją nie zakończoną.

Przypuszczam, że najbardziej przeszkadzała mi liczba bohaterów, którymi musiał zajmować się gracz. CRPG zawsze traktowałam w kategorii substytutu tradycyjnej sesji, więc prowadzenie kompletnej, sześcioosobowej drużyny nie sprawiało mi satysfakcji - w końcu PD-ki trzeba było mniej więcej równo rozdzielać pomiędzy wszystkich jej członków. Nie czułam zatem, że posiadam prawdziwie swoją postać.

Właśnie dlatego największą moją łaską cieszyła się pierwsza część Neverwinter Nights, gdzie nie trzeba było ciągnąć za sobą stada kompanów - jeden towarzysz, włóczący się za głównym bohaterem niejako automatycznie sprawił, że w NwN skończyłam chyba całe dwa rozdziały. Niemniej jednak ostatecznie i tę grę porzuciłam daleko przed finałem. Najpewniej zacięłam się na czymś, a gdy okazało się, że aby ruszyć na przód muszę wcześniej cofnąć się o kilka lokacji - skapitulowałam.

Historia powtarzała się za każdym razem, kiedy wreszcie zdecydowałam się zainstalować jakąś grę, toteż kiedy na rynku pojawiła się pierwsza część Wiedźmina postanowiłam odpuścić i ten bezsensowny wysiłek. Nietknięty, Wiedźmin niemal pół roku przeleżał w mojej szafie - przecież z góry wiadomo było, jak zakończy się nasza znajomość.

***

Od tego czasu minęło kilka lat. Zarówno ja, jak i wszyscy wokoło, zdążyli nauczyć się, że nie gram, a namawianie mnie na tego typu rozrywkę jest z góry skazane na porażkę i pozbawione sensu. To znaczy, prawie wszyscy. Od czasu do czasu nimdil podejmował bowiem próby znalezienia czegoś, w co moglibyśmy grać razem, jednak każda z nich spełzła na niczym. Wziąwszy pod uwagę jego motywacje, nie mam pojęcia, jak zrodził się pomysł, aby zainstalować mi Wiedźmina, który przecież nie ma nawet trybu multiplayer. Liczy się to, że zaskoczył. Prawdę mówiąc, zaskoczył aż za dobrze.

Wiedźmin na ponad tydzień przewrócił moje życie do góry nogami.

Pierwszy raz naprawdę trudno było oderwać mnie od komputera. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego – ciężko się w tej grze nie zakochać. Uwielbiany od dawna bohater, samotnie włóczący się po świecie znanym z wiedźmińskiej sagi, który jednak naszpikowany jest nawiązaniami do polskiej rzeczywiści, do tego świetnie rozwiązana kwestia seksu... Cud, miód i orzeszki. Nie mogę się doczekać drugiej części, zacznę grać jednak najwcześniej z początkiem sierpnia. Muszę przecież dotrzeć na Avangardę.

- Kochanie, może jednak pójdziemy już spać?
- Czekaj, bo ja jeszcze muszę Addę wyruchać.
[...] 
- Długo jeszcze?
- A skąd mam wiedzieć? Nie masz pojęcia ile trzeba się namęczyć, żeby przelecieć jedną głupią laskę!

6 komentarzy:

  1. W żadnego Wiedźmina niestety nie grałem (za słaby sprzęt). Grałem/gram za to w BG1, BG2, ID1, ID2, P:T, NWN1 + wszystkie możliwe dodatki. Dłufo też "czaję się" na NW2, której nigdzie już nie ma (i aż mnie to dziwi), heh.

    Historia - księgi z Wiedźmina czytałem i jakoś mi nie przypasowały (za to bardzo lubiłem opowiadania ASa umiejscowione w tym świecie). Ale to samo mogę powiedzieć np. o książkach typu "Córka Mrocznego Elfa". Kwestia gustu :).

    Jeśli zaś idzie o to, że zajmowanie się k6 BNami w teamie jest męczące, cóż... jest :P - dlatego zwykle solowałem w/w gry ;). Poza NW1 - głównie dlatego, że historie postaci tła były często bardziej ciekawsze niż main story NW1.

    A w Gothica grałaś/grać próbowałaś :)?

    Peace,
    Skryba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedźmin jest rewelacyjny i to jedyna gra tego typu, do której siadam z prawdziwą przyjemnością:-) I co by nie mówić, ale scenarzyści odwalili kawał rewelacyjnej roboty i kontynuacja losów Geralta jest bardzo, ale to bardzo na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm czyżby była aż taka przepaść między 1 a 2?
    Dla mnie już od dłuższego czasu cRPGi są niewarte funta kłaków. Dajmy na to taki Skyrim czy Wiedźmin 2, najlepsze cRPGi ostatniego roku. Dla mnie średniaki. Wiedźmin 2 miał za mały świat gry i średnio porywającą historię. W zasadzie jedynie walka i grafika się broniły (o zgrozo to jedyne atuty dzisiejszych gier imo). Bo z całą resztą czułem się jak w interaktywnym filmie, a nie w grze w jakiej mam jakikolwiek wpływ na cokolwiek..
    Podobnie w Skyrimie, co z tego że graficznie ładna skoro główny wątek nudny i po jego ukończeniu odechciało mi się grać w całą resztę. Dla mnie gry cRPG skończyły się kilka lat temu kiedy upadła Troika, Black Isle i zaczęto z tych gier robić nawalanki z narracyjną otoczką...

    OdpowiedzUsuń
  4. @Skryba:
    Jasne, to jest wyjście, ale jak decyduję się przechodzić grę jedną postacią, po czym w pierwszej walce ginę trzy razy to jest to dla mnie mega zniechęcające. Jakoś nie potrafię potraktować takiej sytuacji w kategorii wyzwania.

    @Eruana:
    Zgadzam się w zupełności. Dodam jeszcze, że w poznaniu fabuły gry bardzo pomogło mi jej pełne udźwiękowienie. Nie lubię czytać na monitorze, więc gdyby nie to, pewnie dłuższe wypowiedzi przelatywałabym wzrokiem. A tak, jak jakiś NPC miał dużo do powiedzenia mogłam podkręcić dźwięk i iść zrobić sobie herbatę. :P

    @KFC:
    Trudno mi odnieść się do tego, co piszesz, bo Wiedźmin to jedyny cRPG, w który tak naprawdę grałam. Grając, czułam, że moje decyzje wpływają na to, co się stanie, fabuła była naprawdę ok, walka - w sam raz (niektórzy twierdzą, że za łatwa). Grając, naprawdę fajnie się bawiłam, z drugiej strony, możliwie, że był to efekt zachłyśnięcia się czymś, co było dla mnie relatywnie nowe. Może po prostu spróbuj zagrać? Mnie zdecydowanie brakuje porównania, żeby oceniać.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Blanche
    "Nie masz pojęcia ile trzeba się namęczyć, żeby przelecieć jedną głupią laskę!"

    Witaj w naszym świecie.

    @SKRYBA
    "A w Gothica grałaś/grać próbowałaś :)?"

    To mnie też właśnie interesuje, bo w kwestii cRPG Gothic jest ucieleśnieniem wszystkich mokrych snów. Jak dla mnie to pozycja obowiązkowa, szczególnie, że Wiedźmin 2 w kilku miejscach oddaje hołd tej produkcji.

    OdpowiedzUsuń
  6. W Gothica nie grałam, ani nawet nie próbowałam grać. Dużo osób go poleca, więc pewnie, jeśli wkręcę się w cRPG bardziej, to właśnie po Gothica sięgnę zaraz po Wiedźminie 2.

    OdpowiedzUsuń

comments