Koszmar spełniony

share and show love
...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz czternasty.

Odkąd pamiętam, marzyłam o tym, żeby mieć psa - takiego prawdziwego, dostatecznie dużego, aby można było się do niego przytulić. W żadnym razie yorkshire teriera, czy pinczera miniaturowego, które z powodzeniem mogły zostać zastąpione przez świnkę morską lub szczura dumbo. Niestety, realizacja tego marzenia przez długie lata była niemożliwa - w moim życiu gościły rozmaite gryzonie, czasem nawet jakiś pies na pół etatu, jednak własny czworonożny przyjaciel niezmiennie pozostawał poza moim zasięgiem.

Tak to jest, że ośmioletnia dziewczynka zwykle nie ma zbyt wiele do powiedzenia, szczególnie, kiedy  długie miesiące zajmuje jej namówienie mamy, aby wyraziła zgodę na trzymanie w domu zwierza bardziej zajmującego, niż rybki. Te ostatnie zaś, nawiasem mówiąc, okazują się wyjątkowo problematyczne, kiedy nagle zaczyna przeciekać dziesięciolitrowe akwarium. Mama jednak, nawet w obliczu takiej katastrofy, pozostawała głucha na moje zapewnienia o gotowości odbywania spacerów z psem o barbarzyńskiej 6 rano.

Na szczęście, człowiek dorosły może pozwolić sobie na znacznie więcej niż dziecko, toteż po długich poszukiwaniach, dziesiątkach telefonów, dyskusjach i negocjacjach, które zostały zwieńczone krótką wycieczką do hodowli w Siedlcach zostałam współwłaścicielką małej, niewinnie wyglądającej suczki setera irlandzkiego. Po dwóch tygodniach życia w jej towarzystwie moje zbudowane na bazie dziecięcych marzeń wyobrażenia o posiadaniu psa zostały pogryzione, przeżute i wydalone w postaci rzadkiej kupki. I nie, wcale nie chodzi o to, że pierwszy spacer, zamiast o 6 rano, odbywa się o 4:30. Gdyby jedynym problemem związanym z opiekowaniem się nią był chroniczny niedobór snu byłabym naprawdę szczęśliwą, beztroską osobą.

Niestety! Ten uroczy szczeniak, którym zachwyca się każdy napotkany na spacerze przechodzień to po prostu potwór w psiej skórze zaprogramowany na niszczenie wszystkiego, co go otacza.

Zaczęło się nad wyraz niewinnie, bo pierwszy dzień w nowym domu grzecznie przespała, nic więc nie zapowiadało późniejszej katastrofy. Ta zaś, rozpoczęta pobudką przed 5 rano dnia następnego, w najlepsze trwa do dzisiaj. Pies z pogardą patrzy na gryzaki i zabawki - czasem zdarza mu się zwrócić na nie uwagę, jednak tym, co zapewnia najlepszą rozrywkę są kable, książki i ubrania.

W pierwszym tygodniu wystarczyło zrezygnować z wykorzystywania podłogi, jako najniżej położonej półki w mieszkaniu, jednak ta prosta strategia szybko okazała się niewystarczająca wobec rosnącej psiej pewności siebie i coraz mocniejszych tylnych łap. Kiedyś wydawało mi się, że utrzymanie w ryzach szczurzyc było trudnym zadaniem. Teraz wspominam je jako miłe, pluszowe misie. O trzymaniu w ryzach szczeniaka nie ma w ogóle mowy - mieszkanie w równym stopniu należy do mnie, co do niego, a jego obecność zagraża każdej książce, każdemu kablowi - i to nie tylko zwykłym pogryzieniem, ale po prostu regularną konsumpcją. Ostatnim bastionem, oazą bezpieczeństwa i spokoju jest łóżko, na które jeszcze nie umie wejść - pewnie zresztą i to niedługo ulegnie zmianie.

Poza tym, co daje mi posiadanie tej twierdzy skoro nie jestem w stanie ukryć w niej ponad 800 RPG-ów i dodatkowych kilku setek powieści? Odpowiedź brzmi: dużo. Na przykład, moje dłonie wciąż jeszcze znajdują się tam, gdzie ich miejsce, a więc przyczepione do nadgarstków, a nie smętnie porzucone gdzieś w okolicach psiego posłania. Nie zmienia to jednak faktu, że ciężko mi na sercu kiedy - z wysokości łóżkowej twierdzy - patrzę na psa uroczo obrabiającego kabel telekomunikacyjny i nimdilową kolekcję MiM-ów, po czym ze smakiem w ślicznych oczach zerkającego na dolne półki regałów z RPG-ami.

Odnotowaliśmy już pierwsze ofiary. Wprawdzie nie śmiertelne, jednak nie ulega wątpliwości, że na takie również przyjdzie pora. Pewnie powiesz, czytelniku, że powinnam podjąć walkę i dzielnie stawić czoła sprawcy destrukcji. Dobre sobie! Wystarczy jedno spojrzenie tych pięknych, wiecznie smutnych oczu, aby moje możliwości działań ograniczyły się do głaskania psa po brzuchu.

Jestem w pełni świadoma swojej bezsilności. Dlatego wiedz, czytelniku, że jeżeli nie będę dawać znaku życia przez kolejne pół roku oznacza to, że wraz z kablem telekomunikacyjnym i ogromnym stosem RPG-ów zaginęłam w krainie zwanej Bezdennym Żołądkiem Królowej Tytanii.

8 komentarzy:

  1. Posyp półki mielonym pieprzem, psa nie zabije, ale skutecznie odstraszy go od tych miejsc. Sprawdzone i działa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ten ból. Mój labrador w czasach młodości poszarpał ksero podręcznika do Noir i oryginał Mage: the Sorcerer's Crusade.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Krzemień:
    Dzięki za podpowiedź, spróbujemy. Jak na razie stosowaliśmy taki specjalny spray, ale Tytania zupełnie nie zwracała uwagi n to, czy coś jest nim popsikane, czy nie - wszystko gryzła po równo.

    @Paladyn:
    Proszę, powiedz, że z wiekiem mu przeszło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, mnie koty zalatwily ulubiiny egzemplarz Silmarilionu i leksykon fantasy Sapkowskiego. Przez długi czas gdy patrząc na futrzaki miałem ochotę na chinski kisiel. A spray nie zadziała. Moja matka próbowała za jego pomocą pozbyć się psa z ogródka gdzie lubił odpoczywać na kwiatach. Przez chwilę dzialalo, po czym psisko z wyraznym niesmakiem na pysku powynosilo skropione plynem kamienie i szmatki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba odkryłaś czemu wielu erpegowców woli koty. Jakoś zdają się mniej niszczycielskie. (a przynajmniej nigdy mi niczego nie zjadły, w przeciwieństwie do psa)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Krzyś:
    Mam nadzieję, że ona z czasem z tego wyrośnie, a także, że kiedy już będzie miała wszystkie szczepienia i będziemy mogli wychodzić z nią na naprawdę długie spacery w domu będzie zachowywać się spokojniej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz wyglądają klimatyczniej, tak jakby na prawdę kiedyś brały udział w sesji a nie leżakowały na sterylnych półkach w laboratorium państwa geekostwa B&N.

    OdpowiedzUsuń
  8. Akurat MiMy mam generalnie dość wysłużone, bo łaziłem z nimi do szkoły i na sesje.

    OdpowiedzUsuń

comments