Remachinacja?

share and show love
Zdecydowanie nie. A może jednak? Stanowczo odmawiam! Ale przecież byś chciała, prawda? Może po prostu umówmy się, że ja tu absolutnie niczego nie obiecuję. Będzie co będzie. Oby to były sesje RPG. Dużo, dużo sesji.

Cokolwiek by to nie było, nie mam złudzeń - z pewnością nikt już tu nie zagląda i będę o tym wszystkim gadać tu sama do siebie, ale to nic. Wiem, że i tak będzie mnie to cieszyć. Zatem, do dzieła!

*
Na trochę zniknęłam z RPG-owego świata. Nałożyło się na to całe mnóstwo rozmaitych zdarzeń, nad którymi nie zamierzam się tu rozwodzić. Istotna jest wyłącznie jedna rzecz - jestem z powrotem. Nie do końca wiem, jak to się w ogóle stało, ale mój RPG-owy apetyt rozbudzili na nowo Krzyś i Seji, zapraszając mnie na sesje. Dzięki nim miałam okazję liznąć Coriolis i w końcu, po latach oczekiwania!, zagrać w Mouse Guarda. Jakie to było dobre! Jakie fajne! Jakie miłe!

Z miejsca poczułam chęć ponownego wskoczenia w RPG i prowadzenia - przypuszczam, że jak raz wpadnie się w sidła bycia etatową Mistrzynią Gry to już nigdy się od tego nie uwalnia. Kiedyś na to narzekałam. Teraz mnie to cieszy, bo kiedy ogłosiłam na Facebooku, że mam ochotę coś poprowadzić natychmiast znalazły się dwie ekipy chętnych. W tym jedna będąca zbieraniną osób, które coś tam o RPG słyszały, ale nigdy nie miały okazji spróbować.

Sięgnęłam na półkę, wybrałam system, magia zaczęła działać.

*
Moment. Wróć.

Muszę przyznać, że trochę tam wyżej ubarwiłam sprawy, żeby było ładnie i z przytupem, gdyby przypadkiem ktoś tu jednak wpadał. Prawda tymczasem jest taka, że wcale nie było tak łatwo.

Dla grupy początkującej oczywistym, bezpiecznym wyborem była Lady Blackbird. Raz, że przynajmniej część z zainteresowanych oglądała "Planetę skarbów" więc z miejsca wiadomo jaki mamy klimat; dwa, że to była dla mnie zawsze gra, która prowadzi się sama - nie ma nic, w czym czułabym się pewniej. Wydrukowałam więc od razu, na zapas, Darkening Skies i w zasadzie mogłam zakończyć etap przygotowań. Przerwa czy nie, Lady Blackbird mogę poprowadzić nawet wyrwana ze snu o najbardziej absurdalnej godzinie, wystarczy, że dacie mi kostki.

Z grupą zaawansowaną miałam zdecydowanie większy problem. Zgłosili się sami fajni ludzie, a przy tym bardzo doświadczeni gracze i Mistrzowie, więc od razu poczułam na karku gorący oddech oczekiwań. Było nie było, na papierze wciąż mam jako Mistrzyni Gry dość dobre referencje i nie chciałam nikogo zawieść. Po szybkim przeglądzie mojej kolekcji RPG i odrzuceniu gier, które już wcześniej prowadziłam i tych, które niespecjalnie miałam ochotę czytać zdecydowałam się na system z kategorii tych, które zawsze chciałam poprowadzić, ale jakoś nigdy się nie udało: Socerer, an intense role-playing game autorstwa Rona Edwardsa. Problem w tym, że nie jest to gra z rodzaju tych zupełnie oczywistych, które już po jednej lekturze zostawiają potencjalnego MG z bez mała milionem pomysłów - albo po prostu nie udało się jej zrobić tego wszystkiego z moim RPG-owo zardzewiałym umysłem.

Skoro jednak powiedziałam A, czułam się w obowiązku szalenie entuzjastycznie chciałam powiedzieć B.

Zaczęło się.

4 komentarze:

  1. Hurra! Znowu piszesz o rpg! Z przyjemnością przeczytałem powyższy wpis i ciekaw jestem kolejnych. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, ktoś tu wszedł! Szok i niedowierzanie! <3

      Usuń
    2. Nigdy nie odsubskrybowałem RSS-a. ;)

      Usuń
    3. Szkoda, że tu nie można dawać serduszek :D

      Usuń

comments