Wielkie wyrzuty sumienia

share and show love
...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz szósty.

Podobno mam całkiem imponującą kolekcję podręczników RPG. Oczywiście, nie umywa się ona do ogromnych zbiorów, którymi mogą poszczycić się takie osoby jak nimdil lub Seji, niemniej wydaje się całkiem duża, przynajmniej w polskiej skali.

Rzecz jasna, im większa kolekcja, tym więcej stwarzanych przez nią problemów – o tych związanych z przechowywaniem już kiedyś pisałam, z kolei nimdil dzielił się swoimi rozterkami dotyczącymi katalogowania. Mogłoby się wydawać, że jeśli chodzi o kłopoty to wszystko, bo przecież mieszkanie od podłogi po sufit wypełnione różnej maści książkami powinno stanowić dumę i radość właściciela [1], ale nie. Książki bowiem są istotami niezwykle przebiegłymi, które na przestrzeni dziejów sztukę manipulowania swymi właścicielami poprzez wywoływanie wyrzutów sumienia opanowały do perfekcji.

Potraficie przejść obojętnie obok regału, na którym znajduje się mnóstwo nawet nietkniętych pozycji?

Właśnie.

Z czytaniem RPG-ów – nie wspominając o prowadzeniu/ graniu – nie nadążam już od dawna. Mam na półce podręczniki, które zaliczyłam w poczet swojej kolekcji lata temu, a wciąż muszą cierpliwie czekać na swoją kolej. Przez to za każdym razem kiedy na nie patrzę dopadają mnie wielkie wyrzuty sumienia. W celu ich zwalczenia powzięłam postanowienie [2] zapoznawania się z poszczególnymi podręcznikami w kolejności alfabetycznej. W teorii takie rozwiązanie wyglądało bardzo obiecująco: czytam podręcznik, prowadzę dwie lub trzy sesje, a potem od razu przechodzę do następnego systemu. W praktyce zaś utknęłam już na literze c [3], bo Castle Falkenstein spodobał mi się na tyle, że nie mogłam się z nim rozstać. W efekcie przez około pół roku nie posunęłam się na przód, podręczników przybywało, a wyrzuty sumienia osiągały coraz bardziej pokaźne rozmiary.

Zastanawiam się, jak inni - bo przecież są osoby posiadające zbiory znacznie większe, niż moje - znoszą ten pełen urazy szelest kartek czy widok przykurzonych grzbietów. To ludzie o wyjątkowo silnej konstrukcji psychicznej, czy może po prostu trafili na świetnych psychoterapeutów?



[1] przynajmniej dopóki na suficie sąsiada, mieszkającego piętro niżej nie zaczynają pojawiać się pęknięcia.
[2] znane jako „Projekt: półka”.
[3] przy czym należy zaznaczyć, że nie mam żadnego RPG-a, którego tytuł zaczyna się na a lub b.

2 komentarze:

  1. Prawda, prawda. Ja sam już dawno zrezygnowałem z prowadzenia wszystkich systemów jakie mam na półce. Głównie ze względu na brak czasu i chętnych, ale też mam parę systemów na półce na które szkoda czasu. No ale i tak nie jest źle, póki każdy egzemplarz na półce jest przynajmniej raz przeczytany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na brak chętnych narzekam w trakcie roku akademickiego - moi krakowscy gracze nie są szczególnie pozytywnie nastawieni do jakichkolwiek zmian - natomiast w wakacje nie ma problemów ze znalezieniem graczy-testerów.
    Jeśli o podręczniki, na któ¶e szkoda czasu... Cóż, mam wrażenie, że czymś takim może być Space 1988, bo za każdym razem jak na niego patrzę zastanawiam się, czy aby na pewno chcę to prowadzić. Ale to dopiero litrka s, więc nim do niego dotrę moje nastwienie może zmienić się tysiąc razy. :P

    OdpowiedzUsuń

comments