...czyli kilka słów o rozterkach
RPG-owca/ czytacza po raz siódmy.
Pierwszą książką, która przyciągnęła mnie do fantastyki był „Uczeń” autorstwa Julie V. Jones. Nie w tym rzecz, że wcześniej nie lubiłam tego rodzaju literatury – po prostu tamta powieść pokazała mi, że może ona występować również w brutalnym, realistycznym wcieleniu, co ogromnie mi się wtedy spodobało. Tom, który do tej pory traktuję niczym największy skarb, kupiłam w jednym z krakowskich hipermarketów na stoisku z tanią książką. Za 5 zł. To był kompletny przypadek. W tym pięknym, zamierzchłym okresie mojego życia miałam dużo wolnego czasu i czytałam wszystko, co tylko wpadło mi w ręce, a że lektury akurat mi się wyczerpały...
Pierwszą książką, która przyciągnęła mnie do fantastyki był „Uczeń” autorstwa Julie V. Jones. Nie w tym rzecz, że wcześniej nie lubiłam tego rodzaju literatury – po prostu tamta powieść pokazała mi, że może ona występować również w brutalnym, realistycznym wcieleniu, co ogromnie mi się wtedy spodobało. Tom, który do tej pory traktuję niczym największy skarb, kupiłam w jednym z krakowskich hipermarketów na stoisku z tanią książką. Za 5 zł. To był kompletny przypadek. W tym pięknym, zamierzchłym okresie mojego życia miałam dużo wolnego czasu i czytałam wszystko, co tylko wpadło mi w ręce, a że lektury akurat mi się wyczerpały...
Świat Znanych Krain
pochłonął mnie całkowicie i kilkaset stron skończyło się w
mgnieniu oka. Musiałam, po prostu musiałam wiedzieć, co zdarzy się
w kolejnych tomach. Zaczęłam od powrotu do tego samego stoiska, na
którym znalazłam pierwszą część, jednak pozostałych tam nie
było. Próbowałam w księgarniach, antykwariatach, na Allegro i w
bibliotekach. Bezowocnie. „Zdradzony” oraz „Pan i głupiec”
okazały się niedostępne.
Kiedy wreszcie, po około
roku, wpadły mi w ręce nie posiadałam się z radości. Przez kilka
kolejnych dni – a w szczególności nocy, bowiem moja mama nie
pozwoliła mi zrezygnować z chodzenia do szkoły, aby mieć więcej
czasu na czytanie – moje życie w pełni koncentrowało się na
tych dwóch tomach.
Coś wspaniałego.
Później nigdy już tego
nie zaznałam: niecierpliwego czekania, gorączkowego przewracania
kolejnych stron i satysfakcji, kiedy nad ranem, zamknąwszy skończoną
książkę mogłam zdrzemnąć się kilka godzin.
Oczywiście, całą
trylogię przeczytałam więcej, niż raz, jednak w krótkich
odstępach czasu. Wprawdzie nie pamiętam jej już równie dokładnie
co kiedyś i chciałabym jeszcze raz doświadczyć tych wszystkich
wrażeń, sądzę jednak, że nie sposób do tego wrócić. Jestem
już zupełnie innym czytelnikiem i obawiam się, że teraz mogłaby
nie podobać mi się tak bardzo.
Nie chcę niszczyć tych
wspomnień, dlatego komplet „Księgi słów” na półce
nieniepokojony już od bardzo dawna. Może wydawać się zapomniany,
tymczasem jest prawdziwą relikwią. Po prostu czczoną ostrożnie, z
bezpiecznej odległości.
PS. Już po raz siódmy, na proszę!
Kolejna pozycja warta przeczytania. Dopisałem do listy lektur obowiązkowych ;]
OdpowiedzUsuńPolecam!
OdpowiedzUsuńChociaż, o ile mi wiadomo, zdobywalność całości wciąż stoi na mizernym poziomie :(