KB #41 Pierwszy krok do ratowania wszechświata

share and show love
[Poniższy wpis bierze udział w 41. edycji Karnawału Blogowego RPG, której opiekunem jest Michał Zemełka, znany też jako dzemeuksis.]

Życie Mistrza Gry nie jest usłane różami. Teoretycznie, niczym bóstwo dzierży w garści władzę nad całym światem gry, los każdego z bohaterów spoczywa w jego ręku i kiedy akurat jest w podłym nastroju może zabawiać się po kolei usuwając z tego łez padołu wszystkie postaci graczy. Oczywiście, każdą kolejną w bardziej wyrafinowany, wymyślniejszy sposób.

Teoretycznie.

Prawda, niestety!, jest taka, że ów styl gry, w którym obowiązkowym elementem każdej sesji był Total Party Kill dawno już odszedł do przeszłości, a z wielkiej mocy została Mistrzom Gry jedynie wielka odpowiedzialność - to oni bowiem zmuszeni są poświęcać długie godziny na przygotowanie sesji. Na to zaś składa się nie tylko opracowanie scenariusza. Zazwyczaj bowiem Mistrz Gry jest nie tylko prowadzącym, lecz również organizatorem, a zatem operatorem telefonicznym, wypożyczalnią podręczników, dostawcą artykułów papierniczych oraz podręczną encyklopedią wiedzy o systemie w jednym. Krótko mówiąc, można przyrównać go do Arkanisty z Netherese, co najmniej 30 poziomu. Bo przygotowanie sesji niejednokrotnie bywa trudniejsze, niż uratowanie wszechświata.


Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę

Pierwszym krokiem w stronę sesji jest zwykle ustalenie terminu spotkania. Oczywiście, to Mistrz Gry wychodzi z inicjatywą, proponując konkretną datę - najlepiej zaś od razu trzy, tak aby można było znaleźć tę jedyną, która będzie odpowiadać każdemu z członków grupy. Już na tym etapie poziom trudności stojącego przed nim zadania jest równy uratowaniu przed zagładą ludnego miasta. Realizacja questa może ciągnąć się przez wiele dni, a nawet tygodni!, których liczba rośnie proporcjonalnie do wieku zainteresowanych. Rzecz jasna, aby wykonać zadanie należy przezwyciężyć trudności, z jakimi na co dzień mierzą się jedynie najwytrwalsi herosi: odpowiednią dozę ociągania się oraz właściwą liczbę wymówek. Przekonanie kogoś, że zadanie domowe z matematyki może poczekać nie jest szczególnie trudne - gorzej, jeśli rzecz rozchodzi się konieczność wcześniejszego wyjścia z pracy, długo wyczekiwaną wizytę u fryzjera lub brak opiekunki do dziecka właśnie na ten konkretny wieczór. W takich sytuacjach MG musi mieć naprawdę dobre rzuty na Perswazję. Jeśli zaś to zawiedzie, może być zmuszony do wykonania zadań pobocznych. Wytłumaczenie trygonometrii nie jest być może szczególnie problematyczne, ale wyczarowanie niani spod ziemi to już zupełnie inna para Butów szybkości. Co gorsza, tego rodzaju przeszkody MG jest zmuszony pokonać wiele razy - wszystkie wymienione trudności należy bowiem pomnożyć przez liczbę graczy.


Po oczach go, Boo, PO OCZACH!! RrraaaAAGHGHH!!!

Kiedy już wykona pierwszą część swojej misji, Mistrz Gry, jak przystało na zaprawionego w bojach poszukiwacza przygód, zabiera się za kolejną. Jako, że poza byciem Mistrzem Gry bywa również - rzecz jasna, jedynie okazjonalnie - uczniem, studentem, pracownikiem, partnerem, rodzicem i właścicielem psa musi następnie zmierzyć się ze Smokiem Rzeczywistości, terroryzującym królestwo jego życia. Dzięki Żelaznej Woli w poprzedzającym sesję tygodniu odrabia wszystkie zadania domowe i kończy zaległe projekty. Niebanalny talent aktorski i zamiłowanie do Występów pozwala mu nie tylko odegrać żywione do szefa uwielbienie, lecz również z uśmiechem na twarzy przeżyć wizytę u teściów, co zaowocuje zgodą partnera na zniknięcie z domu w ten dzień. Jeśli na domiar złego sesje odbywają się w jego siedzibie, niezmordowany jak zawsze, Mistrz Gry planuje dla domowników odpowiednio czasochłonne rozrywki - tak, aby podczas rozgrywki nie rozlegało się nieustanne pukanie do drzwi. Gdy to właśnie Mądrość jest jego mocną stroną MG potrafi - przekupstwem i pochlebstwami - skłonić innych wcześniej do pomocy w sprzątaniu. Jeśli jednak rozwiązuje konflikty przede wszystkim przy użyciu Siły fizycznej jest zmuszony sam zmierzyć się z odkurzaniem, myciem podłóg, ścieraniem kurzy i zrobieniem odpowiednich zapasów jadła. Aż do bólu mięśni.


Elminster to, Elminster tamto. Dajcie mi 2000 lat i spiczasty kapelusz a skopię mu tyłek!

Wreszcie nadchodzi czas, by rozpocząć zmagania natury intelektualnej. Niestety, w przeciwieństwie do wielkich tego świata, Mistrz Gry zamiast 2000 lat może poświęcić na nie nie więcej, niż dwa dni, a właściwie dwie noce. Wytrwale dąży do celu, wspomagając się Miksturami Geniuszu niebianina Czerwonego Byka. Godzinami analizuje karty postaci, by Wywróżyć z nich upodobania i oczekiwania graczy. Następnie pod tym kątem wertuje podręczniki, tworzy i rozpisuje bohaterów niezależnych i wymyśla kolejne wydarzenia - zaskakujące zwroty akcji oraz inspirujące wyzwania. Drżącymi palcami uderza w klawiaturę, przelewając na dysk kolejne informacje. Gdy skończy już robić notatki, może wreszcie rozpocząć mozolną produkcję gadżetów. Powoli - wszak Rzemiosło nie jest mu szczególnie bliskie - powstają kilkusetletnie mapy, zapomniane skrzynie ze skarbami, listy od krewnych i znajomych. Bez wątpienia, zebranie wszystkich komponentów potrzebnych do rzucenia zaklęcia "Przyzwanie dobrej sesji" nie jest łatwe - tylko najtwardszym i najdzielniejszym udaje się zdobyć potrzebne składniki. A przecież to dopiero początek, trzeba jeszcze przywołać magię, kiedy wszystko się zacznie.


Robię to, co wy. Do czasu

Wreszcie nadchodzi ten dzień. Mistrz Gry nie zdążył jeszcze wylizać się z odniesionych podczas kampanii ran: płuca bolą go od oparów detergentów, jest okrutnie niewyspany, ręce trzęsą mu się nadmiaru cukru w organizmie, a pod powiekami przesuwają się obrazy stron z dodatków, o których gracze nigdy jeszcze nie słyszeli. Oto, zrelaksowani i spokojni, przychodzą na sesję, zupełnie nieświadomi wszystkich wyrzeczeń i przeciwności, z jakimi przyszło zmierzyć się ich MG. Temu, wydawałoby się zwyczajnemu, człowiekowi, który właśnie z uśmiechem ulgi otwiera przed nimi drzwi i zaprasza ich do środka. Wreszcie może odetchnąć. Jego podróż dobiegła końca.

Jedyne, co pozostało do zrobienia, to poprowadzić sesję. Bo wszechświat, oczywiście, muszą uratować gracze.


PS. Wszystkie podtytuły to, oczywiście, cytaty z Baldur's Gate.

14 komentarzy:

  1. Świetny tekst i kapitalnie spuentowany. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że się podoba i dziękuję za Karnawałową inspirację. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się to "zmaganie się z rzeczywistością" wydaje trochę przesadzone. Nie wiem czy mam odebrać ten tekst na poważnie czy z przymrużeniem oka :)

    Zgadzam się z tym, że większość rzeczy przygotowuje MG, który jest równocześnie animatorem grupy i organizatorem. Ale czy jest to wszystko naprawdę takie męczące? Ja lubię to robić. Później przychodzą do mnie gracze i mówią, że sesja była fajna. To mi wystarcza za podziękowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Piastun:
    Teskt słusznie wydaje Ci się przesądzony, bo zdecydowanie był pisany z przymrużeniem oka, chociaż sądzę, że jest w nim co najmniej jedno ziarnko prawdy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Piastun

    Mi również wydawało się przesadzone, ale tylko do czasu... ;)
    Teraz, mając pracę, żonę i dziecko, nie mogę poświęcić tyle czasu co w czasach liceum na doszlifowanie sesji do perfekcji.

    @Blanche

    Bardzo fajny tekst. Zdecydowanie jeden z moich ulubionych w tej edycji KB :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Morgrim:
    Bardzo mi miło, że tekst Ci się podoba.
    Osobiście uważam, że - chociaż umawianie się na sesję bywa trudne, czego zresztą sama obecnie doświadczam - wszystko jest kwestią chęci i dobrej organizacji czasu. Niestety, to ostatnie nie wszystkim jest dane ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Blanche

    Niestety na chęci i organizację czasu u graczy jako MG nie mam zbyt wielkiego wpływu. Swego czasu miałem kłopot ze zgraniem trójki, w ostatniej kampanii udział brała czwórka - od jesieni nie było nam dane zebrać się wspólnie w jednym miejscu i czasie.

    Zastanawiam się czy nie łatwiej byłoby kopnąć niektórych w przysłowiowe cztery litery i znaleźć zastępstwo :/

    OdpowiedzUsuń
  8. @Morgrim:
    Wiem, jak to jest. Niestety, na tego rodzaju problemy nie ma uniwersalnego rozwiązania. Może wymienić graczy (szczęśliwie, zwykle jest o nich łatwej, niż o Mistrzów Gry), można pogadać z aktualną ekipą. Pewnie lepiej zacząć od tego drugiego, bo różne rzeczy mogą przy okazji wypłynąć. Może sprawiasz wrażenie bardzo zajętego i gracze nie chcą "naciągać" Cię na sesję (sama byłam kiedyś w takiej sytuacji), a może nie mają już ochoty ciągnąć aktualnej kampanii, ale obawiają się do tego przyznać? Jeżeli okaże się, że po prostu trudno mi znaleźć czas pozostaje spróbować ich do tego zmotywować.

    OdpowiedzUsuń
  9. @MORGRIM
    Ja własnie tak robię. Jeśli ktoś kilka razy pod rząd nie pojawi się na sesji bez ważnego powodu, to dziękuje z taką osobą i już więcej jej do gry nie zapraszam. Jeśli problem jest ze zgraniem drużyny to najcześciej przerywamy\zawieszamy kampanie do momentu aż wszyscy bedziemy mieli czas a ja biore sobie innych graczy i gram w coś innego.

    RPG to hobby, które ma sprawiać przyjemność wszystkim uczestnikom - ekwilibrystyka logistyczna, do której zmuszany jest czasem MG przyjmenością nie jest, a chętnych graczy jest zazwyczaj wielu, więc nie ma sensu się na siłę jednej drużyny trzymać :)

    Pozdrawiam
    Rag

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogę zedytować, więc dopisuję.

    Oczywiście rozmowa wcześniej to podstawa :)

    Pozdrawiam
    Rag

    OdpowiedzUsuń
  11. @Rag:
    Dobra metoda, ale obawiam się, że działa tylko wtedy, kiedy mieszka się w większym mieście. Bo jak ma się olewajacych graczy albo żadnych, to chyba lepsi już są ci pierwsi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam drużyny w Warszawie, ale też w moim rodzinnym Zamościu postępuje w obydwu przypadkach tak samo. Teraz wszystko rozbija się o definicję większego miasta, bo ja uważam zamość, za miasteczko niewielkie :)

    Po części zgadzam się z Twoim argumentem o olewających graczach, ale tylko pod warunkiem, że mamy duże ciśnienie na grę. Gra to ma by przyjemność, i ja na przyklad chyba wololbym zrezygnowac z grania niż męczyć się z olewaczami :)

    Pozdrawiam
    Rag

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz rację, tutaj wszystko zależy od indywidualnego podejścia do RPG; można zresztą dodać, że jeżeli akurat nie ma żadnych graczy na miejscu, zawsze zostają sesje przez Internet. Chociaż to też nie każdy lubi.

    OdpowiedzUsuń
  14. W sumie zauważyłem ciekawą rzecz. Jestem dosyć wymagającym MG, nie toleruję olewactwa itp. Ciakawy jest fakt, że wcale nie mam przez to mniej chętnych do gry, jest wręcz odwrotnie. Gracze bardziej się starają i nie olewają. Może to wynikać z 2 rzeczy:
    1) Mit, że wymagający MG to świetny MG (nie podejmuję się oceniać własnego prowadzenia, wiem, że jestem wymagający;))
    2) Deficyt MG - szczególnie w małch miejscowościach. O gracza jest o wiele łątwiej niż o MG więc gdy okazuje się, że grupa może się rozpaść gracze zmieniają podejście co mogli grać\nie musieli nowego misia szukać.

    Pozdrawiam
    Rag

    OdpowiedzUsuń

comments