Koszmar spełniony
Do cotygodniowego użytku
Co moje to twoje
- Czyje to jest? Te Armie?
- Autorów Poza Czasem, chyba tyle można powiedzieć.
- Ojej. Moje czy Twoje. Co mnie obchodzi, kto to napisał. Doprawdy.
- Proste, że moje. Skoro nawet nie wiedziałaś, że wychodzi.
O przewagach trylogii
Być może właśnie dlatego czwarty tom cyklu Mike'a Careya o londyńskim egzorcyście, Feliksie Castorze zaczyna mnie już odrobinę męczyć. A przecież przede mną jeszcze piąty. Może po prostu nie należało czytać tego wszystkie na raz.
Mój błąd.
Pudła
Magiczne słowa
To nie powinno się zdarzyć
Czytelnicze sentymenty
Pierwszą książką, która przyciągnęła mnie do fantastyki był „Uczeń” autorstwa Julie V. Jones. Nie w tym rzecz, że wcześniej nie lubiłam tego rodzaju literatury – po prostu tamta powieść pokazała mi, że może ona występować również w brutalnym, realistycznym wcieleniu, co ogromnie mi się wtedy spodobało. Tom, który do tej pory traktuję niczym największy skarb, kupiłam w jednym z krakowskich hipermarketów na stoisku z tanią książką. Za 5 zł. To był kompletny przypadek. W tym pięknym, zamierzchłym okresie mojego życia miałam dużo wolnego czasu i czytałam wszystko, co tylko wpadło mi w ręce, a że lektury akurat mi się wyczerpały...
Wielkie wyrzuty sumienia

Złe dobrego początki

Prawdziwe poświęcenie

...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz czwarty.
Dawno temu nimdil i ja postanowiliśmy, że nie będziemy kupować tych samych książek [1], czy też raczej – on postanowił, a ja naiwnie się na to zgodziłam. Być może miałoby to jakiś sens gdybyśmy mieszkali razem, jednak jak na razie nieszczęsna umowa wraz z ponad trzystukilometrowym dystansem dzielącym Kraków i Warszawę skutecznie odcina mnie od mnóstwa fajnych RPG-ów.
W tym kontekście fakt, że kupiłam nimdilowi na urodziny Dresden Files – system, który po obejrzeniu serialu wzbudził moje ogromne zainteresowanie – nabiera niezwykle altruistycznego wymiaru. Zwłaszcza, że podręcznik ma niebezpiecznie duże szanse zaginąć wśród setek innych i po wsze czasy zbierać kurz na półce, skazując mnie przy tym na wieczne cierpienia.
Naprawdę?
Nie, oczywiście, że nie. Nie oszukujmy się – żadna ze mnie Matka Teresa i we wszystkim co robię jest jakiś cel. Jak chyba każdy etatowy Mistrz gry mam ogromną ochotę grać, a sprawienie sobie podręczników do Dresden Files oznaczałoby moralne zobowiązanie do prowadzenia. Zdecydowałam się więc zrezygnować z kolejnego (pięknego!) RPG-a na półce w imię wyższego celu – uczestnictwa w sesji w charakterze gracza. Mam nadzieję, że nimdil – świadom wagi mych altruistycznych czynów, kalibru poświęcenia i delikatności psychiki – prędzej czy później zacznie prowadzić DF.
Rzecz jasna, nie zamierzam zostawiać tak istotnej kwestii w rękach li tylko jego samczego sumienia. To byłoby zdecydowanie zbyt niepewne rozwiązanie. Za kilka godzin mam pociąg do Warszawy – muszę przecież wręczyć prezent, nim zacznę wiercić mu dziurę w brzuchu o sesje.
[1] umowa nie obejmuje różnych wersji językowych, toteż w tym miejscu apeluję do Wydawnictwa Galmadrin: panowie, spieszcie się z Ars Magiką!
Stan idealny
Kilka dni temu nimdil kupił za pośrednictwem Allegro kolejny podręcznik do swojej ogromnej kolekcji. Oczywiście, w samym akcie zakupu nie ma nic szczególnie interesującego. Ciekawe jest natomiast to, jak różnie ludzie mogą pojmować zamieszczone w tytule określenie, jednak – po kolei.
Kontrahent mieszka w Krakowie, więc zostałam poproszona o odebranie książki. A że Assamici zawsze byli bliscy memu sercu, natychmiast kiedy dodatek został przekazany w moje ręce zaczęłam go kartkować. Być może (były) właściciel podręcznika źle zrozumiał moje intencje, ponieważ w tym momencie zapewnił mnie, że – tak, jak mówił – jest on w stanie idealnym. Mało brakowało, a zaczęłabym zbierać szczękę z chodnika, bo zagięte rogi okładki i lekko obity grzbiet natychmiast rzuciły mi się w oczy.
Nie zrozumcie mnie źle – nie chcę powiedzieć, że ktoś kogoś oszukał. Dobrze wiem, że podręcznik znajduje się w stanie, który nowy właściciel bez wahania określiłby jako idealny. Szczególnie biorąc pod uwagę dość już sędziwy wiek książki i fakt, że RPG-i nie są przeznaczone li tylko do zdobienia półek po jednokrotnym przeczytaniu.
Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, jednak mimo to stan książki oceniam jedynie jako bardzo dobry. Pewnie dlatego, że będąc w księgarni potrafię godzinę wybierać egzemplarz, który stanie na mojej półce, a gdy nie znajdę odpowiedniego zrezygnować z zakupu lub iść do konkurencji. Za każdym razem, kiedy kupuję książki wysyłkowo zastanawiam się, czy to, co do mnie trafi, pokonawszy wszystkie możliwe przeciwności związane z dostawą, będzie spełniać moje wyśrubowane standardy. Pewnie dlatego raczej nie pożyczam książek, a w dawnych czasach gdy jeszcze starczało mi odwagi na tego rodzaju ekstrawagancje lubiłam od czasu do czasu odwiedzić moją książkę w domu nieszczęsnego delikwenta, by sprawdzić, czy na pewno wszystko u niej w porządku.
Na koniec dodam, że wszystkie opisane powyżej zachowania wydają mi się zupełnie normalne – po prostu obiekt mojej troski jest nietypowy, bo czy inne kobiety w podobny sposób nie traktują swoich szpilek?
PS. Przeczytawszy notkę, nimdil stwierdził, że teraz już nie uważa, iż podręcznik jest w stanie idealnym. Znaczy tresura nie poszła na marne.