Od legendy do Ligi Legend

share and show love
Nie powiem, że po zetknięciu się z Wiedźminem zaczęłam grać - raczej zdałam sobie sprawę z tego, do czego jeszcze może służyć komputer i zaczęłam nieśmiało sprawdzać, co w związku z tym można zrobić. Na początek sięgnęłam po Wiedźmina 2. Podobał mi się wprawdzie mniej, niż pierwsza część gry, ale to w końcu wiedźmin Geralt, a nie jakiś losowy rębajło w świecie fantasy - znaczy można mu naprawdę wiele wybaczyć. Mimo pewnych wad gry bawiłam się dobrze. Do tego stopnia, że potem postanowiłam rzucić okiem na Gothica - nie wyglądał zachęcająco, więc odpuściłam, w duchu ciesząc się, że nie będę musiała tracić na niego czasu. 

Moja radość była jednak zdecydowanie przed wczesna, wtedy bowiem nimdil pokazał mi League of Legends.

Domyślam się, że moja nieświadomość wyda się zabawna, lecz muszę przyznać, że wtedy nieszczególnie zdawałam sobie sprawę z tego, co to właściwie jest - ten cały LoL. Wiedziałam, oczywiście, czym są i na czym polegają tego typu gry, jednak o League of Legends słyszałam tylko w kontekście mało pochlebnych dowcipów, byłam więc nastawiona, delikatnie rzecz ujmując, raczej sceptycznie. Szczególnie, że było to już moje drugie podejście - kilka miesięcy wcześniej miałam (nie)przyjemność przejść tutorial. 

Niestety, tamtego pamiętnego tygodnia można było grać za darmo Miss Fortune. 

Jak swego czasu stwierdził nimdil, Miss Fortune, to cała ja: agresja, rude włosy, kapelusz i stylowe, mafijne wdzianko. Nie muszę chyba dodawać, że tym dałam się w to wciągnąć. Nie uprzedzajmy jednak faktów, bowiem moja przygoda z League of Legends wcale nie zaczęła się tak różowo rudo-fioletowo, jak mogłoby się wydawać.


Jak zostałam narkotykiem 

Problemy miałam już na starcie, to jest przy zakładaniu konta. Tak się nieszczęśliwie składa, że nick, którym zazwyczaj się posługuję to zwykłe imię, więc kiedy rejestruję się w jakimś popularnym, międzynarodowym miejscu zwykle jest już zajęty. Rzecz jasna, boli mnie to okrutnie, jednak zdążyłam już pogodzić się z tym smutnym faktem i zawsze mam kilka innych w rezerwie. Zdecydowanie bardziej w klimatach fantasy, a więc z mniejszą częstotliwością występowania, zwykle ratują mnie, pozwalając się trzymać dwóch/ trzech pseudonimów. 

Nie tym razem. 

Przyznaję, nie zdawałam sobie sprawy z popularności LoL-a. Wiedziałam, że nie mam co liczyć na „Blanche”, jednak trudności z wymyśleniem nicka, który jeszcze nie byłby zajęty przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Po sprawdzeniu imion chyba wszystkich moich postaci RPG, wezbrała we mnie fala frustracji. Ta zaś popchnęła mnie ku regałom z książkami. Sięgnęłam po najgrubszy tom, o którym miałam pewność, że znajdę w nim sporo materiału na oryginalne nicki. 


Ja wertowałam kolejne strony, nimdil zaś pracowicie wpisywał kolejne nazwy szkodliwych substancji w magiczne pole, co chwila wydające negatywy wyrok. W ten sposób przebrnęłam przez około ¾ tomu – przyznaję, że opuściłam rozdział o metalach, jednak Rtęć, Kadm czy Tal wydawały się zbyt banalne, żeby w ogóle próbować. Ostatecznie, poszukiwania czegoś, co nie wymagałoby dodawania podkreślników i cyfr zostały zwieńczone sukcesem. 

Gdyby ktoś pytał: Lisdexamfetamine. Na rynku znana pod nazwą Vyvanse. 


Ma być ładnie i morderczo 

O tym, że ładny wygląd jest dla kobiet niezmiernie istotny nie muszę chyba nikomu przypominać. Gdyby chodziło jedynie o to, sprawa byłaby prosta, ja jednak od momentu, w którym zorientowałam się na czym polega gra w LoL-a, natychmiast poczułam głęboką potrzebę zabijania. Niestety, championów, którzy fajnie wyglądają na planszy, mają ładnie narysowane skórki i są do tego przystosowani jest niewielu. 

Dotychczas odkryłam dwóch. 

W związku z tym nie trudno się domyślić, że początki nie były łatwe. Ginęłam z politowania godną częstotliwością, przeceniając swoje możliwości ze względu na żądzę krwi. Nie zliczę ile razy dałam się zarżnąć, do końca mając nadzieję, że jednak to ja będę górą. W efekcie jedyną krwią, która istotnie lała się strumieniami była moja własna – czy też mojego championa. Po jakimś czasie zdołałam jednak opanować podstawy. Na przykład zdałam sobie sprawę z tego, że dobrze jest nie dać się zabić. 

Pewnie dlatego mam pewne obawy przed zbliżaniem się do przeciwników i nie umiem grać postaciami innymi, niż dystansowe. W żaden sposób nie wpływa to, rzecz jasna, na zmniejszenie mojego morderczego zapału.

- A Soraka? Soraka wygląda całkiem ładnie.
- Kochanie, to jest support.
- A, to zupełnie bez sensu.


Co w tym jest 

W przeciwieństwie do Wiedźminów, League of Legends nie sprawiło, że całkowicie przeorganizowałam swoje życie – poza graniem wciąż jest w nim całkiem sporo miejsca na inne aktywności. Z mojej perspektywy to jedna z największych zalet LoL-a: pół godziny krwiożerczego klikania myszką w wirtualnym towarzystwie znajomych, by później spokojnie wrócić do istotniejszych zajęć. Zresztą, w moim przypadku granie bez znajomych jest zwyczajnie niehumanitarne – po co niewinni nieznajomi, którym akurat przyszło grać ze mną w jednej drużynie mają przegrywać, jednocześnie umierając z frustracji?

8 komentarzy:

  1. Faktycznie, LoL jako gra hit'n'run sprawdza się bardzo dobrze. A że sprawne przeprowadzenie akcji może dać wiele satysfakcji, nie dziwi popularność tego MOBA.

    Ale widzę, że dopiero 14 poziom, w przeciwieństwie do nimidla, i głównie botki. Chociaż intermediate? Oraz, czy poza ADC orientujesz się w meta?

    A supporty są fajne, chociaż wielkim fanem Soraki nie jestem (aczkolwiek mam dłuższą przerwę i jeszcze po zmianach jej nie testowałem) ;)

    Ach, zapomniałbym: uninstall!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boty - nawet intermediate - są bezpieczniejsze bo robię mniej niespodziewanych rzeczy. Jak grasz z botami to wiesz jakiego poziomu trudności się spodziewać. Blanka nie lubi przegrywać :) z ludźmi nie wiadomo.

    Soraką grałem raz czy dwa i jest niezła. Szału nie ma. Lulu czy Mantra wydają się mi fajniejsze.

    Blanka nie jest przeładowana wiedzą o trendach (w ogóle co za pomysł nazywać to metagrą jak to jest po prostu bieżący trend w taktyce gry; od kiedy taktyka jest meta częścią egzekucji - to jak mówić że fizyka teoretyczna to metafizyka doświadczalna) LoLa bo zamierza się przy niej dobrze bawić i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak napisał nimdil - ja nic nie wiem. Po prostu gram od czasu do czasu, z żądzą mordu w oczach. Rzeczywiście, gram z botami. Z dwóch względów. Po pierwsze, mam problem z przegrywaniem - łatwiej jest mi znieść bycie zabijaną 15razy przez komputer. Po drugie, ludzie w Internecie są dla siebie, generalnie, chamscy. Poziom chamstwa spada, kiedy gra się z komputerem, takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Chociaż i tak zdarzają się gracze, przez których mi się odechciewa.

    Co do poziomu - różnie. Obecnie czuję już (mimo że to nimdil napykał połowę poziomów na moim koncie), że beginner jest za łatwy i zdarza mi się grać na intermediate. Chyba jednak wciąż częściej gram na łatwiejszym poziomie, zwyczajnie ze względów czasowych. Mecze na poziomie beginner trwają rzeczywiście ok. 30 minut, z kolei z moich doświadczeń wynika, że te na intermediate potrafią trwać znacznie dłużej. Nie zawsze mam czas, żeby móc poświęcić na LoL-a np. godzinę, a że nie chcę się wylogowywać w trakcie gry, decyduję się na krótsza opcję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiadomo, 14 poziom to nie szał, trzeba jeszcze wiele się nauczyć, poznać możliwości championów i uzbierać runy ;) A botki w ogóle nie są złe.

    Odnośnie meta, nie mam zamiaru wymyślać LoL na nowo, posługuję się zatem ogólnie przyjętą nomenklaturą.

    A tak w ogóle to notka sprawiła, że postanowiłem sobie odświeżyć wspomnienia. Trochę update trwał. Do tego nowi championi i pewnie wiele zmian w starych ;F Widzę, iż N&E, zatem jakby Wam brakowało supportu (chociaż nie-ranked czy botki to właściwie wszystko jedno), możecie dać znać.

    hgg&f

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o ogólnie przyjęta nomenklaturę, to jeszcze do niedawna wyglądało to tak: "ej, ale tam ktoś coś pisze na czacie! O co mu chodzi? Co znaczy? Że niby co ja mam robić?". :P

    Ja, oczywiście, bardzo chętnie zagram - im więcej znajomych/ nieobcych osób tym weselej. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Och tak, łza w oku się kręci.
    prllx, bo widzę że mi wcześniej uciekło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja rozumiem. Zresztą LoL tego nie wymyślił - cała ta nomenklatura jedzie prosto z Brood Warów jeszcze. Tam też próbowano wykazywać, że ta cała "meta" to nie meta i kto zajrzał w terminy to przytakiwał ale co z tego jak 10+k10 czołowych komentatorów mówi "current meta" równie często co afroamerykański raper mówi "shit". :P

    Gry rankingowe to jest zupełnie inna bajka - zagrałem trzy razy i za pierwszym razem zostałem zwymyślany za sposób grania, który jeszcze przed chwilą dawał bardzo dobre rezultaty w grach nie rankingowych. Powinni ostrzegać czymś w rodzaju "Warning! Take time to learn the ranked games' tactic or you will be hated."

    OdpowiedzUsuń
  8. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

comments